Recenzja

Recenzja Fast & Furious: Showdown

Wyścigi zwykle są fajne. Mam na myśli, każdy zagrał przynajmniej raz w życiu w jakąś ścigałkę i na pewno dał się wciągnąć. Fast & Furious to seria kojarząca się właśnie z szybkimi samochodami, pościgami i widowiskową (niekoniecznie realistyczną) akcją. Gra stricte kasowa, na licencji filmu, przygotowana w ekspresowym tempie… To po prostu nie ma PRAWA się udać.

Odpalając ten tytuł byłem z góry nastawiony na byle jaką, niedopracowaną gierkę, ale to, co ukazało się na ekranie mojego 26-cio calowego monitora zwaliło mnie totalnie z nóg. W pierwszym momencie wpadłem w panikę, że gdzieś w sprzęcie zrypała się rozdzielczość i będę musiał kombinować. Szybko przemknąłem pomiędzy Fast & Furious Showdown a Uncharted 3 i już wiedziałem, co jest nie tak.

Zacznę jednak po kolei, smaczki zostawiając na koniec. Fabuła, jeśli tak to nazwać, nawiązuje do scen i bohaterów z serii Szybkich i Wściekłych na przekroju wszystkich części, włącznie z najnowszą. Jest to zlepek nijakich misji (dokładnie 31) bez konkretnej zbieżności, zależności czy powiązania. W każdej z nich „śmigamy wypasioną furką” i wykonujemy jedno z kilku zadań: ucieczka przed policją, wygrana w wyścigach, staranowanie jak największej ilości obiektów na naszej drodze lub bezkolizyjny przejazd, przejęcie kontroli nad pojazdem czy zestrzelenie wroga. O ile brzmi to ciekawie to na pewno nie wygląda, a tym bardziej nie idzie. Sam tryb jazdy nie reprezentuje ani symulatora ani zręcznościówki. Po prostu gaz do dechy i niech się dzieje wola… Przeraża sam fakt, że prowadzenie jest ciężkie i niezręczne, jak pchanie taczek na błocie – pustych pod górkę, a pełnych z górki czyli zero kontroli, a pseudo-drift przypomina wchodzenie w zakręt maluchem z 10-cioma pasażerami na oblodzonej jezdni. Na domiar złego, gra lubi wymusić na nas przegraną, wypychając na nas inne wozy, które ni stąd ni zowąd materializują się przed naszym nosem.

Tryb gry jest prosty. Mamy cel (tj. jechać przed siebie, aż gra stwierdzi, że wystarczy), mamy auto i mamy kompana za kółkiem drugiej bryki, któremu pijany dał prawo jazdy, albo co gorsza, nie dał wcale. SI naszego towarzysza jest tak żenujące, że nadany mu skrypt nie ma z pewnością więcej niż jednej linijki. O ile jedzie przed siebie i w miarę poprawnie obiera zakręty, tak nie przewiduje obecności przeszkód, a tym bardziej innych samochodów na drodze, skutecznie utrudniając nam wygraną. Pomiędzy postaciami możemy się dobrowolnie przełączać, co sprawia, że aby poprawić stan rzeczy, wypadałoby grać za dwóch.

Wspomniałem już, że seria Szybkich i Wściekłych pełna jest akcji, której daleko do realizmu. I kiedy na filmie można przymknąć oko, zadowalając się efektami specjalnymi, tak w trakcie gry ręce opadają. Każda trasa ma swoje prawa fizyki. Podczas jednego wyścigu, prowadząc coś a ‘la opancerzone F1, jesteśmy w stanie zdemolować pół miasta. Drzewa, autobusy i inne pojazdy wręcz latają w powietrzu. Zaś za kółkiem zwykłego, sportowego autka, wszystko na naszej trasie zamienia się w betonowe potwory przyssane do asfaltu, a próba zderzenia kończy się natychmiastowym zatrzymaniem obu pojazdów. A absurdy na tym się nie kończą…

W kwestii technicznej Fast & Furious Showdown nie sprawdza się nawet w 1%. Pomijając mega długi loading, gra po prostu jest nieczytelna i nieprzyjazna. Nie ma określonego punktu, do którego mamy dotrzeć, a mapka jest tak mała i niewidoczna, że można pomyśleć, że bohaterowi zabrakło kasy na GPS i korzysta z mapy w komórce z wyświetlaczem o przekątnej 1”. Nie ma też bieżących statystyk, jedyne co nam dane wiedzieć, to z jaką prędkością jedziemy i które mamy miejsce. Brakuje tutaj listy biorących udział w wyścigu i czasów, jakie dzielą nas od przeciwników. Odpalając nitro, możemy być pewni, że zamroczy nas na tyle, by skorzystać z okazji do kolizji. Będąc w trasie, napotkałem dokładnie: osobówkę w czterech kolorach, żółtą taksówkę, biało-żółty autobus i białą ciężarówkę. I oczywiście policyjny radiowóz. Dodatkowo, garaż też świeci pustkami i o tuningu możemy pomarzyć.

Oprawa audio-wizualna to idealny smaczek na sam koniec. Tekstury, lokacje, modele postaci nawet w przerywnikach to kpina na całej rozciągłości. Jeśli pamiętacie Need For Speed: Underground z 2003, to jest podobnie albo i gorzej. A mamy już 2013 rok. Audio w stylu „zacięła mi się płyta” sprawia, że frustracja sięga zenitu i muszę odstawić konsolę na parę dni, aby ochłonąć.

Dla całokształtu zabrakło mi nawet jednego dobrego słowa. Gra jest nudna, brzydka i pozbawiona sensu. Stare gry są bardziej jare niż ta produkcja. Przykro pomyśleć, że producent miał na uwadze jedynie szybką korzyść finansową, płynącą z licencji dość dobrego i znanego filmu i mam nadzieję, że gracze nie dadzą się oszukać na ponad 100 zł, przeczytają recenzje i ominą ten tytuł szerokim łukiem.

Nasza ocena: 1.5/10

Platformy:
Czas czytania: 5 minut, 6 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: