Recenzja

Recenzja Tales of Graces F

Nareszcie. Po trzech latach oczekiwania, Tales of Graces trafia na Stary Kontynent. Po solidnym Tales of Vesperia i dobrze zapowiadającym się Tales of Xilla, ciepłe oczekiwania dwunastej już części osławionej serii zdają się być bardzo uzasadnione. Jednak czy w dobie marnych produkcji i odtwórczych sequeli, nowe Tales of Graces F jest jaskółką zwiastującą zmiany?

Pierwotnie, Tales of Graces zostało wydane w Japonii w 2009 na Wii. Dopiero później doczekało się usprawnionego portu na ps3 (2010r.), którym od kilku miesięcy cieszą się Amerykanie, a od niedawna gracze w Europie. Duża część widowni zniechęca się do Tales’ów z powodu cukierkowej stylistyki i postaci wyjętych niczym z mangi, jednak nawet Ci nie mający nic wspólnego z nurtem otaku i wielko-okimi nastolatkami, potrafią docenić dynamiczne pojedynki i wciągającą fabułę. Już na samym początku wita nas schludne i przyjemne dla oczu i uszu intro. Jednak aura bajkowości szybko się ulatnia kiedy stajemy twarzą w twarz min. ze średnią grafiką, backtracking’iem i okazjonalnymi błędami w logice scenariusza.

Na początku Graces wcielamy się w Asbela Lhanta, kilkuletniego syna lorda Astona który to jest panem Lhant- małego regionu królestwa Windor. Asbel, bawiąc się ze swoim bratem Hubertem poznaje tajemniczą nastolatkę o fioletowych włosach, Sophie, która cierpi na amnezję. Wir wydarzeń sprawia że trójka bohaterów poznaje nieśmiałego księcia Richarda z którym to, Lhantowie szybko się zaprzyjaźniają. Sophie, Richard i Asbel których połączyła napotkana przygoda, zawierają tak zwany „pakt przyjaźni”- wg. którego na zawsze pozostaną przyjaciółmi. Prolog dobiega końca, a każdy z bohaterów odchodzi w swoim kierunku, czy to ścieżką determinowaną przez los, czy też podążając własnymi marzeniami- tylko po to żeby spotkać się po latach w nietypowych okolicznościach jako nastolatkowie/dorośli. Naiwny Asbel wyrasta na rycerza w służbie Richarda, jednak z czasem zauważa że przyszły król nie jest już tym samym człowiekiem którego znał. Protagonista szybko staje się kluczową postacią w nadchodzącej wojnie domowej i wydarzeniach na skale światową. Z grupą przyjaciół rusza na przygodę by ocalić przyjaciela i królestwo.

Nie oszukujmy się. Na pierwszy rzut oka historia w Graces nie powala. Dodam więcej: do bólu przypomina typowe infantylne historie o protagonistach-nieudacznikach, którzy poprzez silną wole i przyjaciół zyskują siłę by ratować świat. Mimo że czasami ilość melodramatu i patosu jest nieznośna, to po kilku godzinach jesteśmy w magiczny sposób przyklejeni do ekranu, a postacie, początkowo irytujące i z pozoru płytkie, zaczynają nas interesować.

Podczas eksploracji często będziemy mieć możliwość podsłuchania rozmowy naszych postaci za przyciśnięciem przycisku SELECT. W takich sytuacjach gra się zatrzymuje a przed nami stają rysowane sylwetki bohaterów prowadzących dialog. Bohaterowie bez przerwy komentują obecną sytuację i dzielą się swoimi przemyśleniami. Scenki te wyglądają naprawdę dobrze i służą też często jako swoisty „comedic relief”. Pewna scenka w której bohater komentuje nowo otrzymywany element ekwipunku na długo zapadnie mi w pamięć. Asbel, wyrażając ogromną radość ze znalezienia nowego cacka, wdaje się w dyskusję ze swoim byłym przełożonym, Kapitanem Malikiem, zachwalając wspomniany rynsztunek i zarzekając się że od teraz zawsze będzie go nosić, kiedy to stary kapitan krytykuje młodzika mówiąc że nie ekwipunek jest kluczem do zwycięstwa, a doświadczenie. Takiego subtelnego przebijania czwartej ściany nie raz jeszcze doświadczymy w tej grze. Czasem wysłuchamy intymnych zwierzeń postaci, a innym razem oglądniemy nasączoną fan-servicem sytuację (na szczęście granice dobrego smaku są utrzymane i dwuznaczności oraz wszechobecnych fallicznych kształtem pokarmów rodem z Agarest’a nie uświadczymy). Szkoda tylko że nie można liczyć na poziom psychologizmu i złożoności jak u bohaterów serii Persona.

Jednym z największych problemów Graces jest oprawa graficzna która wielu graczy zawiedzie. Modele postaci pobocznych są nijakie i zwyczajnie brzydkie a kiedy próbujemy uciec od nich wzrokiem natrafiamy na tekstury niczym z poprzedniej generacji konsol stacjonarnych. Owszem, jest to usprawniona wersja tytułu i, tak jak przyzwyczaiły nas reedycje HD klasyków, podniesiona została rozdzielczość a postacie (wiodące) wyglądają schludnie. Niestety jednak, jak na PS3, tytuł prezentuje się średnio. Uważam że w takie produkcje nie gra się tylko i wyłącznie dla oprawy i dlatego po krótkim czasie potrafiłem przymknąć oko na niedociągnięcia które aż tak bardzo nie utrudniały poznawania dalszych przygód Asbela i spółki. Warto też wspomnieć o ścieżce dźwiękowej, jednak ta nie pozostawia dużo miejsca do komentarza. Standardowy zestaw motywów do eksploracji i szybszych utworów towarzyszących nam podczas batalii. Niestety, niczego na poziomie Uematsu tu nie doświadczymy.

W grach rpg zaraz po fabule najważniejszym elementem jest gameplay i system potyczek. Po raz kolejny wirtuozi z Namco Bandai pokazują że to właśnie na tym znają się najlepiej. Po kilku godzinach z Graces prawie każdy system turowy zdaje się być nużący, a przy innych produkcjach jrpg będziecie chcieć zasnąć. Podobnie jak w choćby FFXIII mamy tu do czynienia z potyczkami w czasie rzeczywistym – z tym wyjątkiem że w Graces tempo jest 2 razy większe niż w zwyczajnych rpg’ach. Kluczem do sukcesu jest dobry refleks i szybka ocena sytuacji. W wielu potyczkach z łatwością zgubimy z widoku niektóre postacie kiedy sami będziemy padać ofiarą oczopląsu, spowodowanego kolorową paletą fajerwerk, kul ognia, wybuchów i eksplozji energii, niczym z dobrego anime spod kategorii shonen. W tym czasie sterujemy jednym bohaterem kiedy resztą cztero-osobowej drużyny opiekuje się AI. Jest jeszcze opcja gry w kooperacji do 4 osób, jednak jak na taką produkcję pomysł jest bardziej kuriozalnym dodatkiem, niż pełnoprawnym urozmaiceniem rozgrywki. Podsumowując: walka jest dużą zaletą nowych Talesów a żonglowanie licznymi atakami i czarami spod dwóch różnych rodzajów zadawania obrażeń, naprawdę wciąga.

Niestety, najbardziej dyskredytującą cechą Graces nie jest monotonia i grafika, tylko zauważalna odtwórczość . Z łatwością mogłem wyliczyć na palcach ile razy widziałem już podobne motywy. Zgodzę się że w większości japońskie produkcje mają swoisty mianownik wspólny i logikę rozwoju wydarzeń – jednak tym razem, ratowanie świata jako nastoletni heros w towarzystwie uroczych biishojo, nie zrobiło na mnie niezapomnianego wrażenia. Graces bez jakichkolwiek oporów serwuje nam stereotypowych bohaterów i przewidywalne rozwinięcia fabularne aż do czasu kiedy licznik czasu spędzonego z grą nie przekroczy grubo kilkunastu godzin. Oczywiście, mogę się mylić- czasem robi się trochę bardziej dojrzale i dramatycznie, a fabuła jest w stanie poruszyć. W moim przypadku to się nie udało- zbyt wiele razy doświadczyłem podobnej gierki. Patrząc na tą tendencję, można by dojść do wniosku żę Graces miało być Vesperią na Wii, gdyż w ojczyźnie wielkiego N docelowy Xbox 360 nie cieszy się zadowalająca popularnością. Problem jednak w tym, że Vesperia była grą naprawdę dobrą, a w przypadku jej młodszej siostry brakuje „tego czegoś” co pozwala przymknąć oko na niedociągnięcia.

Nie mniej jednak, nie uważam Tales of Graces F za grę kiepską. Bawiłem się przy niej dobrze. Szczerze mówiąc trudno tą grę ocenić, gdyż “zła” z definicji nie jest. Graces jest pozycją specyficzną, i może niedopracowaną z pewnej perspektywy, ale na pewno nie nieudaną. Zwyczajna bajeczka o przyjaźni i ratowaniu świata na jesienne wieczory- i nie ma w tym nic złego. Przecież idąc na „Niezniszczalnych” nie oczekujemy dramatu i rozbudowanej historii, tylko Arnolda, Sylwestra i wybuchów. Podobnie jest z Graces. Ci którzy wiedzą czego szukają nie pożałują sięgając po tą produkcję. Ostrzegam, bardziej dla fanów jrpg, oni jednak spokojnie mogą podnieść ocene o jeden punkt.

Nasza ocena: 5.5/10

Platformy:
Czas czytania: 7 minut, 30 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: