Dzięki za poważne rozpatrzenie mojego postu. Remake'i są niekiedy dobre (''Planety Małp'' od Tima Burtona ja osobiście nie trawię bo jest do bólu ODTWÓRCZE i nie posiada w sobie nic z atmosfery grozy obecnej w pierwszych filmach tej świetnej serii filmów). Nie wiem czy pamiętasz Kert zakończenie pierwszej gdzie Charlton Heston na plaży odkrywa wierzchołek Statuy Wolności
. Pierwsze części Planety Małp miały w sobie element post-apokalipsy, są były odhumanizowane, wydzwięk filmu był czysto industrialny. Co z tej charakterystyki ostało się w remake'ach? Tyle co w słynnym odmalowaniu obrazu z wizerunkiem Chrystusa. Zmierzam do tego, że remake'i bardzo często są pustym opakowaniem, przykrywką, która nie ma już własnej duszy, historii itd.
To raz. Dwa. Do Jeleniej Górki zapraszane są jakieś poryte no-name'y, które nie mają nic wspólnego z autentycznym jazzem gdzie za bilet trzeba łożyć 40zł to ja się zapytuje kto tych przebierańców słucha? Nie wiem, ale na takim koncercie Godflesh gdy grali w 2k11 we Wrocławiu była ponad setka młodych ludzi i oni autentycznie znali się na dobrym brzmieniu, bo ja dobrą muzykę, mimo, że mam prawie 30 lat na karku dopiero się zaznajamiam. Świadomość masowego widza jest nikła jeśli idzie o dobry materiał artystyczny.
Widz w Polsce, oczekuje seriali na poziome ''House of Cards'', ''The Sopranos'' czy ''The Wire'' a słupki oglądalności pokazują, że najlepiej się trzyma ''Ojciec Mateusz'' albo ''Warsaw shore''. W społeczeństwie januszowym wrażliwość artystyczna jest na poziomie windomearla albo svonstona. Przykładowo pokazuje kuzynowi (21 lat) pełnometrażowy film Roberta Altmana ''M.A.S.H.'' i podczas seansu pyta się mnie ''z czego ty się śmiejesz?''.
Człowiek dojrzały intelektualnie nie przyjmie do siebie żadnych pokrak mających się za filmy bo nie da się oszukać. Podobnie z grami. Kto przy zdrowych zmysłach kupi kolejną, n tą produkcję Burnouta skoro seria definitywnie zakończyła się na 3 części (niektórzy mówią, że na drugiej). Capcom teraz zdycha bo za mało ludzi kupiło Killer 7, Viewtiful Joe czy Shadow of Rome, a teraz lamenty świadomego gracza bo nie ma nowych innowacyjnych gier.
Świat zmienia się z początkiem samego siebie.
Na koniec by wnieść troszkę nadziei, zapodaję przykład dobrej muzyki.
http://www.youtube.com/watch?v=p40ItTkms5o
Z drugiej strony zobacz, gdzie doprowadziło to serię. Planet Małp miała ikoniczne wręcz zakończenie, później zaczęli rozdrabniać się na drobne i poza odcinkiem, gdzie czcili "Świętą Bombę" to cykl żalu i rozpaczy. Mając na myśli nowy pomysł na tę sagę podobało mi się zaczynając od obrazu z Franco, bo Planeta Małp Burtona to potworek fabularny pełen błędów logicznych, z wręcz ikonicznym przykładem zjebanego zakończenia chcącego nawiązywać do pierwowzoru, a równocześnie pełen smaczków
m.in. Heston w roli umierającej małpy nienawidzącej ludzkiego gatunku
świetny od strony technicznej i kreacji wizualnej postaci (generał odtwarzany przez Rotha to antagonista wręcz idealny w tej komiksowej wersji).
Dotknąłeś wątku symboliki, a ta w przypadku remake'ów, jeśli sprzedana poprawnie, jest równie ważna. Czepię się znowu Frankensteina, gdzie kreację jego potwora chyba każdy kojarzy. Brannagh zrobił to na swój sposób i wg mnie bardzo mu to wyszło:
czy też słynna narzeczona:
Luźna interpretacja opowiadania Mary Shelley (a miejscami dość wierna, jak ww. kreacja potwora) i kolejna filmowa wariacja, a w całym dorobku reżyserskim Brannagha, który określiłbym, jako jakościowo wahliwy - niezwykle udana.
Ogólnie przesadzasz. To, że gawiedź wali na filmy, żeby się rozerwać i zagryza to wieczornym seansem z "Dlaczego Ja" jest zbyt daleko idącym uogólnieniem bazującym na januszowym stereotypie, a wcale nie oznacza, że reszta kina wrzucanego do wora mniej popularnego umiera. Jak idę na weekendową projekcję, żeby odsapnąć umysłowo, to siadam na czymś, przy czym się zrelaksuję, a tu filmy nagłaśniane do odtwarzania w multipleksach sprawdzają się idealnie. Nie wiem, gdzie mieszkasz, ale w kinach studyjnych w Krk, czy cykli tematycznych ciężko znaleźć w weekend wolne miejsce i zapewniam Cię, że nie jest tak źle, jak to przedstawiasz. Poza tym zastanów się, czy film wysoko wartościowy, który zarobiłby krocie i przyciągnął przez ekrany miliony nie cierpiałby na podobny regres i rozdrabnianie na drobne, jak przykład sagi z pierwszego akapitu? Twoje dywagacje przypominają mi trochę dialog Tarantino w epizodzie "Czterech Pokoi", który narzeka, że kino się dewaluuje i wszystko ląduje jako kopia kopii prosto do wypożyczalni kaset vhs bez żadnej magii.