Ja na ten przykład, w 2 czy 3 gimnazjum z 2 kolegami postanowiliśmy uczcić dzień dziecka (sic!). No i jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy, zaczęło się niewinnie od kilku piwek (kojarzycie faxa czarnego, taki 10 % duuuże piwo). Już dobrze zaprawieni w piwnicy u kumpla (po raz kolejny sic!) stwierdziliśmy, że udamy się do góry do kolegi do domu bo ten powiedział, że rodzice wyszli i wrócą dopiero jutro. No to ruszyliśmy, tam na stół wszedł spirytus (po raz trzeci sic!) pity szklankami (...). Po jakiś 15 minutach leżałem w wannie, kumpel sikał opierając się łokciami ścian, a tymczasem rodzice niespodziewanie wrócili. Nie muszę mówić chyba jaka była ich reakcja? Jednak nie to jest najlepsze, po drodze donikąd natrafiliśmy patrol policyjny, a rano myślałem, że obudziłem się w niebie...niestety, to był tylko szpital.
Z innych szalonych akcji, raz po pijaku, również kilka lat wstecz, z kumplami postanowiliśmy się poślizgać po krze (środek zimy, baaardzo zimno), która gdzieś tam sobie ostała na brzegu. Jako, że byłem już nieco wcięty, a i ciemno było tafla wody pokryta śniegiem pomyliła mi się z lodem. Cudem uszedłem z życiem, a co zabawne rodzicom powiedziałem, że wpadłem w kałuże, o dziwo, uwierzyli
.