Korzystając z okazji w końcu wyleję swoje "uczucia" co do LOTR.
Dla mnie cała ta trylogia jest strasznie powalona. Oglądając filmy miałem wrażenie że "reguły" świata zmieniają się na potrzeby bohaterów. Np zaje**li Gandalfa..to się wziął odrodził, ale inni już nie mogą.
Albo motyw z pierścieniem, no kuźwa najlepszych wojowników puszczają inną drogą, a do wulkanu gdzie można zniszczyć pierścień wysyłają karłów z owłosionymi stopami. W dodatku jeden z tych karłów do swojego "przyjaciela" mówi Panie Frodo...to ma być jego kumpel czy paź?
No jeszcze to że praktycznie przez zniszczenie pierścienia upada cały reżim Saurona...to potwierdza to że wystarczyło wysłać całą drużynę by wyje**li ten pierścień w ten wulkan i darować sobie te wszystkie bitwy. OK nie powiem bo widowiskowo jest, Aragorn, Legolas i reszta drużyny (prócz karłów) to fajne postacie. W dodatku jeszcze akcje w stylu: "bohaterowie udali się gdzieś tam"..aha super..ale skąd ja mam wiedzieć gdzie to jest? czy to zaraz za najbliższym wzgórzem czy kilka dni drogi?
Naprawdę chciałbym polubić tą trylogię, ale pełno jest rzeczy które mnie odpycha od niej.