Ostatnio ogrywałem sporo indyków, do których przymierzałem się od dłuższego czasu lub tych nowszych i bardzo dobre wrażenie zrobiły na mnie szczególnie dwa tytuły.
Art of Rally - wyścigi w formule WRC. Od zawsze wolałem takie ściganie niż F1 czy jakieś inne cuda, a AoR sprawia, że człowiek ma ochotę na więcej.
Gierka jest kapitalna, ale nie pozbawiona wad. Szczególnie jeżdżenie daje dużo satysfakcji. Jeśli już złapiemy rytm i zaczniemy taniec naszego pojazdu na wirażach, a następnie zobaczymy nasz nick na 1 miejscu danego odcinka lub później wyścigu, to ekstaza jest porównywalna do pokonania bossa w trudnym shmupie.
Minusy to niestety mała liczba krajów do ścigania (6). Nie ma prawdziwych nazwisk i marek (indyk), ale najgorsze jest to, że gra potrafi chrupać w najmniej odpowiednich momentach. Pomimo tych wad, przez długie godziny ogrywania, czułem się jak w latach 90 podczas sesji z SWOS - czysta magia i geniusz. Później napięcie trochę spadło, głównie przez te same fragmenty i państwa, ale i tak jest to udany tytuł i jedna z lepszych wyścigówek w jakie grałem, zapewne nie dla każdego.
Drugi tytuł, który bardzo mnie wkręcił to Artful Escape. Gramy jako młody grajek, który jest krewnym słynnego muzyka. Nasz bohater ma wystąpić z repertuarem wujka, ale jest wewnętrznie rozdarty czy, aby na pewno chce grać taki rodzaj muzyki. Później następują dziwne wydarzenia z graniem koncertów w dość niezwykłych miejscach. Finał trochę zawodzi, ale poza tym gra się nieźle. Sekcje muzyczne polegają na wciskaniu przycisków na padzie, w kolejności, która była wyświetlana chwilę wcześniej. Nie można przegrać, bo jak się pomylimy, to konsola ponownie odpala sekwencję, którą należy powtórzyć. I tak do sukcesu.
Na ten rok chyba skończyłem indycze przygody, ale dopiero maj, więc kto wie co się jeszcze wydarzy. Jednak po przejściu 9 indyków w miesiąc, powybieram teraz raczej większe gry, z j/rpg na czele.