Przez tydzień leżałem na antybiotykach i dopiero teraz mogę coś napisać, więc po kolei. Jak już mówiłem, przy poprzednim poście nie byłem "pritomny", a więc pozdro do leci do Caspra (sorki, że tera dopiero
), VonZaya (jeszcze nie widziałem, aby ktoś TAKIEGO karniaka pochłonął
) i Meridiana, a nie Merlina
(sorry, ale wracając ze stacji już prawie nie kontaktowałem- wiedziałem jedynie, że na "M" jak "miłość" i że zajebisty ziomek- obok Tomisha, Chudego i Słowika to jedna z najbardziej wartościowych, zawartych tam nowych znajomości. Ale dlaczego nie zczaiłem, że byłeś jednym z komando umbrelli..?
)
Rzadko zdarza mi się tak mało pamiętać z wydarzenia, na którym tyle się działo, ale...
W pamięć najbardziej wryło mi się podsumowanie polskiej prasy konsolowej przez Tomisha ("same cycki i penisy w tych gazetach!"), ściana płaczu Meduza, potyczki w singstara... Serducho rozwaliły mi takie akcje jak rotflowanie w stylu wolnym (free-rotfling?) w towarzystwie dwóch zaprawionych w bojach rotflerów (rotfliarzy?)- Miazgi i Słowika- może kiedyś dojdę do takiego mistrzostwa jak oni i pojadę na Olimpiadę..? Na sankach zjeżdżać już potrafię, więc...
Pozdrawiam też Las Plagas, które kwitło na ścianie Poznaniaków (ot, taki rezowy akcent) oraz pajączka bezlitośnie rozdeptanego przez Słowika.
Hardkorowa była wyprawa do sklepiku po zmroku ("o nieee!!! wódka się skończyła!!!" - a niby tyle jej było...). Myślałem, że te moczary mnie pochłoną- na szczęście dzielnie się z Meridianem nawzajem asekurowaliśmy
.
Zaznaczem też, że w dupie mam tą butelkę, więc nie zawracajcie mi gitary
.
Cóż, parafrazując Conkera i cytując Natural Dread Killaz: "Bo nie ważne gdzie, ważne z kim- nie raz w dziwnych miejscach unosił się dym." Co prawda Dresso (joł, lol) nie spłonęło i dalej stoi, ale ja już odliczam czas do następnego spotkania- może na wielkanoc jakoś? Niech ktoś coś zaplanuję, bo mi czacha dymi...
W każdym razie, ludzie, zdałem sobie sprawę, że jestem od Was uzależniony, bardziej chyba niż od gier video. I love y'all.