SC Blacklist jest świetny. Dobry, stary Splinter z dobrze przemyconymi patentami z Conviction. Entuzjaści mogą wyłączyć prawie wszystkie notyfikacje pojawiające się na ekranie i włączyć wysoki tryb trudności, który potrafi napsuć krwi.
Graficznie jest bardzo ok (jak na poprzednią generację), szczególnie otoczenie, postaci już niestety trochę, a miejscami mocno gorzej - choć animacja Sama trzyma poziom, szczególnie przy wykończeniach przeciwników, tak twarze prezentują się tragicznie i w większości wyglądają, jakby ktoś bohaterów wyciągał za głowę obcęgami przy porodzie, albo urodzili się z wadami genetycznymi. Nieważne. Oprawa buduje wyraźną atmosferę przy nocnych eskapadach i to się liczy. Do tego dokłada się muzyka, która zaskakująco dobrze wpisuje się w obraz całości, choć do poziomu ścieżki dźwiękowej Amona Tobina z Chaos Theory niestety daleko.
Muszę odnieść się do braku Ironside'a w dubbingu. Niestety, jest to odczuwalne. Teraz, pomimo solidnej roboty osoby podkładającej głos pod postać Sama, brak mu charakteru.
Gra jest też brutalna, może nawet najbardziej z całej serii. Znaczek 18+ na pudełku nie znalazł się przypadkowo.
Niestety, ze względu na swój charakter rozgrywki gra cierpi też na schematyczność - pomieszczenie, szybkie rozeznanie, powolne wykańczanie, przemykanie, wyjście, korytarz/schody/winda, kolejne pomieszczenie. Może też dlatego, że preferuję tylko jeden styl gry znany z pierwszych części SC: ciche przemykania, likwidacja każdego przeciwnika (staram się przechodzić bez zabijania, choć jestem kawał skurwysyna i usypiam pieski - bez tego nie da się praktycznie przejść danego obszaru niezauważonym). Przyczyniać się może również mechanika, bo tutaj nie ma kombinacji ze sterowaniem, za większość akcji w poruszaniu się odpowiada jeden przycisk, jedynie kwadrat uruchamia szybką likwidację. Myślę, że 4 gier z tego uniwersum przechodzone jedna po drugiej chyba bym nie przetrzymał i musiałbym dawkować.
Do fabuły w przekroju wszystkich Splinterów gracz podchodzi na chłodno - spełnia swoje zadanie, popycha akcję do przodu, poważny ton, coś coś tam terroryzm, zagrożenie, wojskowy slang operacyjny, hackuj, wykradaj dane, likwiduj typa - dobra, dobra, chcę już grać!
Entuzjastycznie przyjąłem po ogarnięciu opcji, że gra umożliwia rozwój postaci, punktuje odpowiednio dany styl gry (cichaczem, cichy zabójca, gra na jana), ale w praktyce wygląda to tak, że za większość gadżetów, które w poprzednich odsłonach mieliśmy w danej misji na wejściu, tutaj po prostu musimy za nie zapłacić. Kasę dostaje się za wszystko: zakończenie misji, zadania dodatkowe, challenge, styl gry, itp. Ciekawie wygląda struktura misji. Dostajemy do dyspozycji Paladyna - główna baza wypadowa, którą można, a nawet trzeba rozwijać, w której kupujemy i ulepszamy gadżety, w końcu wybieramy misje - fabularne lub opcjonalne. Przynajmniej nie drażni patentami z Double Agent, gdzie w bazie mieliśmy do czynienia z zadaniami fabularnymi i łaziliśmy szukając dziury w całym, zamiast zwiedzać kolejne pięknie spreparowane lokacje. Jest też nieco absurdalna i naiwna w założeniu, jakby tak pomyśleć.
Jak do tej pory (przeszedłem 4 misje fabularne i 2 opcjonalne), przy wyłączeniu bzdur wyskakujących na ekranie to dobry tytuł i ewidentnie warto zagrać.