POK to bardziej złożone. Kapitalizm w XXI. to spełnienie przepowiedni Marksa z XIX. wieku. Praca człowieka odczłowiecza, idzie do pracy ale nie czuje praktycznie nic oprócz przykrego obowiązku zarobienia na rodzinę. Jasne, że nie ze wszystkimi tak jest ale większość albo jest zmuszona do warunków pracy na 3 zmiany albo robi to czego nienawidzi bo żona grozi rozwodem. Mało tego nawał obowiązków na jedną osobę jest coraz większy. Pracodawca wymaga coraz więcej a pensja ciągle na tym samym poziomie. Po samym sobie mogę napisać, że praca fizjoterapeuty do najlżelszych nie należy a rynek się strasznie kurczy na przestrzeni kilku lat.
Ale ja się z Tobą w tym względzie zgadzam, napisałem przecież "Rozwój kapitalizmu sprawia, że człowiek jest coraz bardziej zdany na siebie i coraz więcej się od niego wymaga".
Oczywiście powodów do depresji jest mnóstwo. Niektórzy z natury są podatni na depresję. Może im się nieźle powodzić, a i tak będą czuli nieustanne przygnębienie.
Tak na szybko, bez wgłębiania się w temat zakładam, że najczęściej depresję powodują:
- strata bliskiej osoby
- nadmiar obowiązków
- niski status społeczny
- niepowodzenie w związkach z płcią przeciwną
- niepowodzenie w życiu zawodowym
- brak celu w życiu
6 tysięcy samobójstw to sporo, ale przy teoretycznych 1,5 mln cierpiących na depresję ta liczba nie robi już takiego wrażenia. Lekki stan depresyjny pewnie dotyka bardzo wielu osób raz czy dwa w życiu, tylko czy można to uznać za depresję z prawdziwego zdarzenia? Ja jako depresję postrzegam taki stan, w którym życie traci sens, wszystko wydaje się miałkie, pozbawione smaku i przestaje mieć znaczenie. Wydaje mi się, że są to przypadki marginalne, którym daleko do powszechności, nawet w erze kapitalizmu.