Gdzies w drugiej klasie gimnazjum gralismy sobie jak zwykle na wuefie w siatkowke. Nagle ktos perfidnie mocno sie zamachnal i pech chcial, ze pilka poleciala na mnie. Nie majac mozliwosci normalnego odebrania jej, pozwolilem, zeby ode mnie jakos odbila... Uderzyla tak w reke [lewa], ze serdeczny palec byl bardzo mocno stluczony [na drugi dzien jakies 0,5 raza grubszy i caly fioletowy] i poszla sobie reka na 2 tyg. do gipsu
Jeszcze dawniej, kiedy byl szal na hulajnogi
pojechalem sobie z kolega na Plac Krakowski [to takie miejsce, gdzie jest wszystko ladnie wybetonowane, jest skate-park i odbywaja sie tam czasem rozne koncerty - tak dla tego nie wiedzacych
] poszalec na niej. Tak wiec jechalem sobie i nie zauwazylem schodka [jakies 15 cm mial], a gdy spostrzeglem go, bylo juz za pozno. Hulajnoga sie zatrzymala w miejscu, a ja, sila bezwladnosci [no coz, 'praw fizyki pan nie zmienisz i nie badz poan glab'
jak to mowi przyslowie] polecialem prosto na twarz, cala masa swojego ciala. Na szczescie mam 'bumpery' ;] wiec skonczylo sie na peknietej wardze i lekko nadkruszonym zebie...
Teraz najlepsze. Jezdzilem sobie kilka lat temu po pobliskim parku na rowerze. Tak sobie beztrosko jadac nie zauwazylem, ze robotnicy wykopali poprzeczny row, akurat w miejscu, gdzie byl cien i nie bylo go widac. Nie mogac nic zrobic, wpadlem przednim kolem w dolek, a sila rozpedu spowodowala, ze tylne kolo zrobilo jakies 180* obrot i polecialo do przodu, razem ze mna
Po tym zdarzeniu lezalem plackiem jakies 5 minut na trawie, przygnieciony rowerem, gdyz nie moglem sie z tego wyplatac