Jak może niektórzy wiedza 31 grudnia na gali Pride w Japonii nasz olimpijski mistrz Paweł Nastula zmierzy się z Rosjaninem Alexandrem Emielianienko (bratem słynnego Fedora, mistrza świata wagi ciężkiej Pride). Jak widzicie szanse naszego rodaka? Ja osobiście jestem pełen obaw tej walki, Alex może nie jest zawodnikiem klasy Nogueiry ale jego trzy ostatnie walki były imponujące (wszystkie zakończone przez KO poniżej minuty).
Artykuł z http://www.mmaniacs.pl/ :"Nastek" vs Alex F. - czyli legenda judo kontra brat Fedora
Sylwester w ringu
31 grudnia 2005 r. Tokio. Pomiędzy godziną 10.00 a 12.00 Polskiego czasu, Paweł Nastula wyjdzie na ring federacji Pride FC, gdzie przed 70 tysięczną publicznością, stoczy swoją drugą walkę na zasadach MMA. Duże oczekiwania, oraz duże obawy. Kolejny przeciwnik z górnej półki, aczkolwiek znany głównie z uwagi na swojego brata, który od ponad 2 lat dzierży pas mistrza wagi ciężkiej – Fedora. Nikt jednak nie lekceważy Aleksandra Emelianenko. Ostatnie trzy pojedynki kończył w iście ekspresowym czasie, łącznie trwały 54 sekundy. Bardzo silny, o doskonałych warunkach fizycznych, uznawany za niebezpiecznego rywala przez całą czołówkę wagi ciężkiej federacji Pride. Przegrał tylko raz, w pojedynku z Chorwatem Mirco Cro Copem. Pozostałych 7 walk to zwycięstwa, i jedynie w debiucie na gali Bushido 1, męczył się z zawodnikiem Chute Box , Assuerio Silvą, zwyciężając ostatecznie przez nie jednogłośną decyzję.
Jednakże lista jego rywali, w porównaniu do poprzedniego przeciwnika Pawła - Antonio Rodrigo Nogueiry – nie jest zbyt imponująca. Nieznany nikomu Matt Foki, wcześniej występujący jedynie na galach w rodzimej Australii. James Thompson, którego największym sukcesem było zwycięstwo przez decyzję z podstarzałym Danem Severnem. Ricardo Morais, człowiek, który pokonał Hiromitsu Kaneharę, jednak dokonał tego ponad 5 lat temu, a ostatnio występował na galach federacji pro wrestlingu New Japan, i w końcu Rene Rooze, mogący pochwalić się zwycięstwem nad przeciętnym wrestlerem – Tadao Yasudą. Oczywiście, walczył także z Carlosem Barretto, byłym zawodnikiem UFC, oraz Angelo Araujo, który pokonał Ewangelistę Santosa, ale czy są to zawodnicy, których można uznać za czołówkę MMA? W ich towarzystwie, Paweł Nastula jest mega-gwiazdą. Jednak nazwisko nie walczy… I bardzo dobrze, bo w przeciwnym wypadku, Aleksander Emelianenko byłby numerem # 2 w Pride!!
Entliczek, pętliczek, na kogo wypadnie ten przeciwnikiem
Zanim Nastula dowiedział się, kto będzie jego kolejnym rywalem, musiał uzbroić się w cierpliwość. Dużo cierpliwości. - Zgodnie z kontraktem muszę poznać nazwisko rywala na miesiąc przed zawodami - powiedział. Tymczasem mijały miesiące, tygodnie, dni - i nic. Spekulacje na forach internetowych nie ustawały. Już dawno fani Pawła, oraz kibice MMA nie mieli powodu do tak zażartej dyskusji. Pojawiały się nazwiska Jamesa Thompsona, Marka Colemana, Fabricio Werduma, Marka Hunta oraz... Fedora Emelianenko. Sam Nastula był coraz bardziej podenerwowany całą sytuacją. Chciał stoczyć dwie walki w 2005 roku, szlifował formę na Sylwestra, ale wizja ew. konfrontacji dopiero na marcowej gali wydawała się coraz bardziej prawdopodobna. Jednak na niecałe dwa tygodnie przed galą, wszyscy zainteresowani odetchnęli z ulgą. Przynajmniej częściowo, gdyż Aleksander nie był tym "wymarzonym" przeciwnikiem. Jednak takiego obrotu sprawy należało się spodziewać. Nobuyuki Sakakibara oraz Nobuhiko Takada doskonale wiedzą, jak dużą popularnością cieszy się judoka z Polski, w kraju kwitnącej wiśni. Walka z przeciwnikami z niższej półki, nie ma większego sensu, bo ani nie pokaże, na co tak naprawdę stać Pawła, ani też Pride nie zarobi na niej zbyt dużych pieniędzy, a trzeba pamiętać o tym, że jest to wielki biznes, a w przypadku gali Sylwestrowej - dodatkowo - konkurencja z K-1 o pozyskanie jak największej ilości widzów przed telewizorami.
Mordercze przygotowania
Po porażce z Nogueirą, Nastula nie odpoczywał zbyt długo. Postanowił wziąć się ostro do roboty, jednocześnie zdając sobie sprawę z błędów, jakie popełnił. - Przegrałem, bo zabrakło mi wytrzymałości, po prostu siadłem -, dlatego też we wrześniu, dla poprawy kondycji biegał po Tatrach. Brał udział w treningach bokserskich prowadzonych przez medalistę olimpijskiego w tej dyscyplinie - Krzysztofa Kosedowskiego, trenował judo z Michałem Garnysem, który jest trenerem w klubie "Nastka", i ma za sobą bardzo udany debiut w formule MMA. Ćwiczył także pod okiem Tomasza Drwala, jednego z najlepszych zawodników MMA w naszym kraju, sparował z Łukaszem Jaroszem, Robertem Joczem, oraz Łukaszem Jurkowskim, zwycięzcą pierwszej Konfrontacji Sztuk Walki, i 2-krotnym finalistą tej imprezy. "Juras" jest optymistą, co do Sylwestrowej potyczki z udziałem mistrza świata oraz europy w judo - Nastula musi przetrzymać pierwszych kilka minut, i jak najszybciej próbować go obalić. Paweł jest bardzo dobrze przygotowany kondycyjnie, jestem bardzo dobrej myśli - stwierdza. Natomiast jeden z największych specjalistów MMA & K-1 w naszym kraju, Andrzej Janisz woli się wypowiadać nieco ostrożniej. - Cieszę się, że dojdzie do tego pojedynku, tym bardziej, że rywalem Pawła będzie człowiek o tak dużym nazwisku, aczkolwiek pracował na nie głównie jego brat. Nastula powinien być odważny, rozważny i przede wszystkim musi bardzo chcieć wygrać walkę - powiedział Janisz. Z odwagą problemów nie będzie, bo przeważnie było tak, iż to przeciwnicy Nastuli drżeli ze strachu. Jednocześnie sam Paweł przyznaje, iż to zjawisko nie jest mu obce. - Strach jest zawsze i jeśli ktoś mówi, że się nie boi, to jest szaleńcem. Był, kiedy wygrywałem w judo, towarzyszył mi, kiedy wychodziłem bić się z Nogueirą. Problem w tym, by go opanować, zredukować do minimum, by nie przeszkadzał w walce. - mówi Nastula. Jednak w jednym z ostatnich wywiadów, dla programu 1 PR, mistrz olimpijski z Atlanty stawia sprawę jasno - ja się go nie boję -. I słusznie, albowiem do tej pory Aleksander był raczej kreowany na "wielkiego" zawodnika, natomiast trudno go za takiego uznawać. Zwycięstwo nad Nastulą może być jego największym sukcesem, ale w tej chwili nie jest to tak oczywiste, jak mogłoby być kilka miesięcy temu. "Nastek" poczynił duże postępy, po walce z Nogueirą wie, czym tak naprawdę jest Pride, jest świadomy tego, z kim przyjdzie mu się zmierzyć, i nie ma zamiaru poddawać się bez walki. - Walkę mam we krwi. Całe życie spędziłem na macie, brakowało mi adrenaliny, emocji związanych z oczekiwaniem na start.
Ring pełen przypadku
Walki w Pride rządzą się swoimi własnymi regułami. Kiedy w ringu pojawia się przeciętny zawodnik jak Alexander Otsuka, oraz legenda vale tudo, Marco Ruas, wydaje się, iż wynik może być tylko jeden - pewna wygrana brazylijczyka. Tymczasem, dzieje się zupełnie na odwrót. Gdy fenomenalny stójkowicz, jakim niewątpliwie jest Mirco Filipovic, staje w szranki z nudnym parterowcem, do tego większość walk wygrywającym przez decyzję, także uchodzi za zdecydowanego faworyta. A jednak Kevin Randlemann udowodnił, że w Pride wszystko jest możliwe. Na tym poziomie, każdy musi posiadać odpowiednie umiejętności, i każdy może sprawić niespodziankę. O wszystkim decydują sekundy, jeden popełniony błąd, chwila dekoncentracji, a wówczas zdecydowanie słabszy zawodnik, może pokonać prawdziwego mistrza (vel Nino Schembri vs Kazushi Sakuraba). Jednak czy Paweł Nastula, rzeczywiście jest słabszym zawodnikiem niż Aleksander Emelianenko, który miał do tej pory tylko jednego rywala z górnej półki? Zwycięstwa z przeciętnymi zawodnikami, nie sprawią, iż staniemy się legendą. Serce do walki, żądza zwycięstwa oraz szacunek - to tak naprawdę liczy się najbardziej, to może sprawić, iż mamy szansę zaistnieć, i - być może - w przyszłości, zyskać miano legendarnego zawodnika. Paweł Nastula, już jest kimś takim. Czuję się szczęśliwy i dumny wiedząc, że to właśnie on reprezentuje nasz kraj, na jednej z największych gal MMA w historii. I choć zapewne tego nie przeczyta, chciałem mu życzyć wszystkiego najlepszego w Nowym Roku oraz spełnienia marzeń. Jedno z marzeń fanów MMA, już spełnił - pojawiając się w Pride-, czas na kolejne - zwycięstwo.