Gra skończona i wymaglowana na wszystkie możliwe sposoby.
Ma problemy techniczne: draw distance jest niewielki (czasami orby pojawiają się tuż przed postacią), streaming tekstur leży i kwiczy (Unreal Engine się kłania), całe połacie tekstur wskakują przed naszymi oczami (kilka postępujących po sobie poziomów szczegółowości, można nawet zobaczyć cieniowanie Gourauda w pełnej krasie), szczególnie po scenkach filmowych, geometria jest dość prosta, liczba klatek jest niewielka, często występują chrupnięcia animacji, AA niemal nie istnieje i widać dużo tearingu. Z dźwiękiem też są problemy: zdarza się, że zanika jeden z kanałów, dialogi są wypowiadane w nieodpowiednim miejscu i in.
Ale co z tego technicznego pierdolenia wynika? Ano nic*.
Gra nadrabia to swoim stylem graficznym i kolorystyką - widoki nie są technicznie wspaniałe ale idealnie dopasowane i przemyślane. Porządna designerska robota (z pewnymi zastrzeżeniami do wyglądu niektórych przeciwników).
Gra ucieka od kategorii "crap" przede wszystkim dzięki nastrojowi i fabule. Ani jedno ani drugie nie jest wyjątkowe i wybitne ale to solidnie skonstruowanie elementy, które wciągają. Jest wędrówka po pustkowiach, w osamotnieniu i osaczeniu, jest tajemnica i zaskakujące jej wyjaśnienie (choć delikatnie z dupy wzięte robi graczowi "WTF?"). Jest zajebiście charakterny główny bohater, który mi się podobał, są zabawne dialogi i tworzące się stopniowo więzi pomiędzy bohaterami (syndrom sztokholmski
). W końcu jako tako zostało to pokazane w grze, było nie było, akcji - o klasę lepiej niż w U3 (Drake&Elena). Po skończeniu zacząłem grać drugi raz i zdziwiłem się jak na początku wyglądała ta relacja - chłodna, szorstka, nieprzyjemna. Widać co jest pomiędzy bohaterami na początku a co na końcu - oddane to jest w każdym niemal dialogu bardzo dobrze. To się udało, choć jedna scena była zbędna, taka dla (afro)Amerykanów.
Na łodzi z Piggsym, gdy ten odwraca się do tyłu i widzi Monkey z Trip na tle elementów układających się w serce, które to serce zapełnia się na moment czerwienią i nawet gołąbki przelatują.
Gra jest silnie zorientowana na fabułę - pewne elementy gameplayu zostały potraktowane prostacko (elementy platformowe). Mają nie przeszkadzać i pozwolić na płynną grę - w demie mnie to zadziwiło i odrzuciło (samograj), całościowo jednak pasuje to do koncepcji i wybaczam. Jest też i tu kilka problemów technicznych (zabrakło czasu na testy czy kasy, bo Serkis za dużo wziął?), typy wariująca kamera czy napieprzający miniboss w momencie scenki przerywnikowej, gdzie nie mamy kontroli nad postacią (wracamy do gry i ledwo żyjemy albo już w ogóle nie żyjemy).
Poziom trudności odpowiedni - leciałem od razu na hard, nie znając zupełnie gry i nie mając dopakowanej postaci. Większych problemów nie było. Za drugim razem leciałem na easy na maxa dopakowaną postacią i było lekko, łatwo i przyjemnie do przesady.
Pomimo swoich technicznych ułomności, ciekawa to gra i warto ją skończyć. Pikselowi onaniści niech omijają ją szerokim łukiem, całej reszcie polecam. Dobra gra (choć na raz) w dobrej cenie.
* Nie do końca nic. Jak Ninja Theory nie ogarnęli Unreal Engine jakieś 20 razy lepiej od czasów Enslaved, to można się mocno obawiać o jakość techniczną nowego DMC (ten sam silnik).