Najlepsze są pechowe zgony na klanówkach. Przeciwnik dobrze okopany, cały mecz walimy głową w scianę, ticketów zostało mało, ostatni zryw, podkładamy ładunek, zajmuję świetną kamperską miejscówkę będąc pewny, że już ich mamy. Nagle zgon i runda w plecy, bo okazuje się, że jako jedyny z drużyny byłem przy życiu. Mało tego, byłem też ostatnim respem blisko celu. Podobnych sytuacji mialem kilka. Na publikach nawet tego nie liczę.