Wyprzedzałem sznur aut i zostało mi jeszcze jedno (bus), którego nie powinienem wyprzedzać bo zbliżała się górka. Jednak postanowiłem go wyprzedzić i zza wzniesienia wyjechała ciężarówka. Nadepnąłem na hamulec, ale niestety trafiłem na łatany asfalt, którego jedna część była bardziej śliska od drugiej (teraz to wiem, bo potem wróciłem na to miejsce żeby sprawdzić jaka była przyczyna tego co działo się z autem). Koła po jednej stronie się zblokowały i auto zaczęło obracać bokiem. Ratowałem się kontrą (w pewnym momencie przez boczną szybę widziałem nadjeżdżającą ciężarówkę), ale z jednego poślizgu wpadłem w drugi i w sumie wyszły z tego cztery poślizgi, aż w końcu ustabilizowałem samochód. W ostatnim poślizgu coś głośno stuknęło i byłem przekonany, że tyłem uderzyłem w busa. Do tej pory nie wiem jakim cudem mimo hamowania i całego tego rzucania autem, znalazłem się przed tym busem. Najwyraźniej jego kierowca ostro zahamował pozwalając mi zmieścić się między ciężarówką a jego autem. Zatrzymałem się na poboczu, bo byłem przekonany że uderzyłem w tego busa. Ku mojemu zdziwieniu koleś się nie zatrzymał i pojechał dalej, a za nim sznur aut, które wyprzedzałem. Wsiadłem do auta, posiedziałem trochę posrany totalnie i ruszyłem. Tuż przed moją miejscowością dogoniłem ten bus i pojechałem za nim. Wyprzedziłem gościa i poprosiłem żeby się zatrzymał. Przeprosiłem oraz podziękowałem mu za to, że tak się zachował i wręczyłem flaszkę. Pytałem go o ten stuk, ale mówi że nie uderzyłem bo by czuł. Oglądaliśmy moje i jego auto i nie ma żadnego śladu. Albo coś w zawieszeniu, albo głośnik w bagażniku mi tak huknął o coś. Jutro jak będzie jasno to jeszcze dokładniej obadam auto, chociaż sprawdzałem po tym zdarzeniu dokładnie i nic nie widać żeby gdzieś był puknięty. Po prostu nie mam pojęcia co to było.