No dobra, parę moich uwag. Z góry uprzedzam, że tekst pewnie będzie dłuższy, więc polecam osobom, które boją się dużej ilości liter, żeby sobie darowały czytanie. Co się mają stresować...
1. Wawel.
Moje odczucia co do tego miejsca pochówku są negatywne i pozwolę sobie napisać dlaczego. W moim odczuciu pochówek w tym miejscu powinien być zarezerwowany dla wybitnych jednostek, ludzi którzy zmienili swoje czasy i za życia których zaszły zauważalne zmiany. Których można było doświadczyć wychodząc z domu. Ewentualnie pozostawiły one po sobie wybitne dzieła, które są aktualne pomimo upływającego czasu. Czy mogę tą miarę mierzyć Lecha Kaczyńskiego?
Który zaczynał swoją posługę jako prawnik broniący robotników, później działacz Solidarności, współpracownik Lecha Wałęsy - a w wolnej Polsce kierował NIK'iem, pełnił funkcję prezydenta Warszawy i kraju. Czy mogę powiedzieć, że na którymkolwiek - bądź wszystkich - z wymienionych stanowisk pokazał, że jest wybitnym specjalistą, osobą , która prowadziła inne za sobą, dawała im przykład, bez której to wszystko nie byłoby możliwe, gdyż nie ulega wątpliwości iż był niezastąpiony? Kiedy patrzę na jego działania, na jego osiągnięcia... Obawiam się, że uczciwość nie pozwala mi wystawić podobnej oceny. Kaczyński był po właściwej stronie i podejmował słuszne decyzje - ale nie był TĄ osobą. Był raczej jednym z wielu. Jednym z tych, którzy pomagali robotnikom, jednym z tych, którzy działali w Solidarności i byli internowani, jednym ze współpracowników Wałęsy i jedną z tych osób, które były w NIK'u czy Warszawie.
Jako mieszkaniec tego miasta bez sprawdzania jego biografii nie jestem w stanie powiedzieć kiedy pełnił swój urząd - i szczerze mówiąc nie dostrzegam, aby za niego i po nim mi się inaczej żyło. Można mu oddać honor jako człowiekowi, który dbał o historię i w dużym stopniu przywrócił powstaniu warszawskiemu i Katyniowi należne im miejsce (czy jakoś tak) ale powtarza się sytuacja z tego co pisałem wcześniej. On był jedną z wielu osób, które się tym zajmowały, obie sprawy istniały w świadomości społeczeństwa niezależnie od jego działań - tak więc ciężko powiedzieć, żeby był tu jakoś nadzwyczaj zasłużony. Bo bez niego i tak by o tym pamiętano. A jeśli puszczę w niepamięć pewne jego fochy gdy zajmował najwyższy urząd w państwie... To szczerze mówiąc nie potrafię powiedzieć, aby jego działalność jakoś specjalnie utkwiła mi w pamięci. Zapewne był dobrym urzędnikiem państwowym, który starał się wywiązywać ze swoich obowiązków jak najlepiej, był porządnym facetem, który wierzył w to co mówił - ale nie był nikim ponad to. Nie zmienił świata wokół siebie jak Balcerowicz, nie porwał tłumów do działania jak Owsiak. Z tych powodów umieszczanie go w towarzystwie Marszałka jest nie na miejscu. Mówimy o człowieku bez którego nie powstałaby nasza państwowość po zaborach, który stworzył nasze oddziały i pomógł dać opór sowietom. To nie jest ta sama liga.
2. Wybory.
Kwestia o tyle ciekawa, że moim zdaniem ani platforma, ani pis nie mają tak naprawdę dobrych kandydatów. PO niby ma Komorowskiego - ale szczerze mówiąc nie uważam go za specjalnie reprezentacyjnego. Być może solidarnościowy intelektualista - bo raczej z konieczności ma wyższe wykształcenie. Ale bez znajomości języków. A przynajmniej angielskiego. Sikorski moim zdaniem bije go na głowę. Pis oficjalnie stawia na Kaczyńskiego - ale jest to w moim odczuciu polityczny błąd. W takiej sytuacji partia traci bez względu na wynik. Nawet jeśli wygra - to będzie zmuszony zawiesić członkostwo w partii. Po prostu nie da rady zajmować jednocześnie nią i sprawami państwowymi. Jeśli będzie jakaś awantura w kraju, a on będzie w tym czasie za granicą - to co zrobi? Przerwie wizytę, żeby ratować krewnych i znajomych królika? Tak czy inaczej będzie musiał kogoś namaścić na swoje stanowisko - i najlepiej, żeby była to osoba samodzielna. Tylko, że bez względu na to kto to będzie, nie będzie się cieszył tym autorytetem - nie będzie Kaczyńskim. Wcześniej czy później będzie się musiało zacząć podgryzanie przez bardziej aktywnych członków partii. Jeśli wybory przegra - będzie to jego osobista porażka i cios dla partii. Kolejny i bardzo mocny. Z czysto racjonalnego punktu widzenia najlepszą decyzją będzie poparcie jakiejś związanej ze stronnictwem osoby i udzielenie jej poparcia przez Jarosława. Ta osoba nie wygra wyborów, zostanie uznana za kandydata znikąd - ale jej porażka nie będzie porażką partii. Ona da sobie radę.
Inna sprawa, że Jarosław Kaczyński moim zdaniem nie ma doświadczenia w pełnieniu funkcji publicznych czy administracyjnych (co wcale nie znaczy, że Komorowski je posiada), bo trudno za taki uznać okres kiedy był premierem. Był to wyłącznie epizod w jego działalności politycznej i moim zdaniem tak powinien być traktowany. W tej kwestii czas będzie jego wrogiem - bo pomimo współczucia, jakim być może będzie darzony, to ludzie będą pamiętać jak wyglądała polityka w jego wydaniu. I będzie to widoczne tym bardziej, im częściej będzie zabierał głos.
Jedyne co mogłoby go uratować, to zapanowanie nad emocjami, na co w moim odczuciu nie ma szans. On po prostu musiałby uznać, że jego sposób działania wtedy był z jakiegoś powodu nieprawidłowy, że popełnił błąd. A on nie ma sobie nic do zarzucenia - a to oznacza również, że nie ma powodu inaczej się zachowywać. I w ogóle postępować inaczej.
Po za tym w moim odczuciu pełnienie obowiązków prezydenta po tym jak się było premierem, będzie raczej upokarzającym spadkiem w dół niż triumfalnym pójściem w górę. Po prostu to pierwsze stanowisko daje o wiele większe możliwości. Ma się bezpośredni wpływ na działalność rządu - na tworzone przez niego prawo i inicjatywy ustawodawcze, na obsadę stanowisk.
Jako prezydent trzeba o tym wszystkim zapomnieć.