Napadło mnie kiedyś 7 takich nastolatków na nadbystrzyckiej. Na dzien dobry dostałem piwem perła z przyłożenia a Sfinks w nosek(złamał sie) Po kolejnych uderzeniach butelką przeszło mi zamroczenie(po pierwszym strzale) z powodu rozbicia sie tejże butelki i rozlaniu sie aromatycznego piwa po całym ciele. Machnąłem ręką zostało szesciu, skinąłem głową zostało pieciu, czwarty rzucił we mnie swoim nie dopitym piwem i spierdolił razem z kolegą numer trzy. Spojrzałem gdzie pan Sfinks, kopał sobie dreska numer dwa głosno klnąc ze go zajebie czy coś w tym guście. Spojrzałem na napastnika numer jeden( to on mi zajebał pierwszego gonga butelką), trafiłem na jego wzrok, po czym nie chciało mi sie go gonić..po chwili zobaczyłem biegnących dwóch dużych dresów(pudziany wielkie otwory) pomyślałem
-zgine tu marnie. Ale nie pakernia przybegła nam pomóc bo jak to powiedzieli z "chamstwem trzeba walczyć" Namawiali nas na pogoń ale mało już kontaktowałem(rozciety ryj pod okiem) a sfinks wolał nastawić nosek. Na drugi dzień głowa mi napuchła w ch**, okazałos ie ze dostałem dużo razy butelką jak trzymałem sie zamroczony przystanku. Po pewnym czasie w tym samym miejscu spotkałem mojego ulubionego napastnika( tak mi sie wydaje bo byłem naje**ny trche) Udawał, ze mnie nie pamieta ale przepraszał wiec dostał wpie**ol dla zasady. Bo z chamstwem trzeba walczyć. Koniec. Jakieś pytania?