Ja wciąż pociskam podstawkę (drugie przejście). Na początku trochę mi się ciągnęło. Jak wjechałem po raz pierwszy do Velen to wiedziałem, że przede mną cała masa grania i trochę się niecierpliwiłem przez pierwsze kilka godzin, ale potem jak się znowu rozkręciło to już było spoko. Może te początkowe odczucia po raz drugi z podstawką związane były z tym, że przede mną wciąż Krew i Wino, którego jeszcze nie ruszyłem. Serca z kamienia zaliczyłem pół roku temu i DLC było po prostu genialne.
Przy drugim podejściu bałem się również ponownej wizyty na Skellige, ponieważ pamiętam, że jak grałem pierwszy raz to choć wyspy były urokliwe to jednak według mnie najsłabsze w grze i trochę mi się dłużyły. Teraz, kiedy jestem na wyspach ponownie to o dziwo w ogóle nie mam takiego wrażenia. Gierka ponownie tak mnie wciągnęła, że zaprałem się na wszystkie znaki zapytania.
Drugiemu podejściu atrakcyjności dodał również Gwint. Za pierwszym razem pamiętam, że karcianka w ogóle mnie do siebie nie przekonała, a teraz biegam jak szalony za kartami i bardzo często wbrew logice fabularnej mój Geralt zawsze zaczyna od partyjki nawet, jeżeli go czas nagli.
I jak wspomniał windomearl już boję się tej pustki, która nastanie, kiedy wreszcie zakończę swoją przygodę z białowłosym. Zapewne za parę lat przejdę grę jeszcze raz (kto wie, może na najwyższym poziomie trudności).