Wracam z imprezy o 1:30 i przypominam sobie o konferencji Sony. Jakaż była moja radość, jak na pierwszej stronie z newsami dostałem w ryj tym tytułem.
Moja ulubiona gra z PS3 dostanie wspaniale zapowiadającą się kontynuację. Kij z tym, że za 2-3 lata (choć optymistycznie obstawiam wrzesień 2018). Poczekam cierpliwie, bo wiem, że dostanę coś wyjątkowego.
Bardzo odpowiada mi przyjęty kierunek i pozostanie przy znanych nam postaciach. Naprawdę chcielibyście, aby twórcy zaczęli rozmieniać się na drobne, kiedy tutaj mamy tak wspaniale zarysowanych bohaterów, których zdążyliśmy polubić i z którymi, można tak powiedzieć, przeżyliśmy tak wiele? Bo dla mnie pierwsze Last of Us było przede wszystkim fantastycznym, przerażającym i ekscytującym przeżyciem. Nie chcę, aby marka wzorowała się na modnych ostatnio łączonych uniwersach lub kopiowała podejście Assassin's Creed, wrzucając nowych bohaterów w istniejący świat i krzyżując ich drogę z znanymi już postaciami, po to tylko aby zaspokoić potrzebę fanów. Bardzo dobrze, że nadal jest to historia Joela i Ellie, bo od nich się zaczęło i dalszy ciąg ich historii chcę poznać w tym świecie. Sterowanie Elą przyjmuję z optymizmem, bo już w poprzedniej części, jak również w dodatku, sekwencje z nią były równie dobre jak z Joelem.
Ostatnio zastanawiałem się nad tym, czy Joel powinien zginąć w prologu, mając raczej przekonanie, że gra powinna pozwolić spędzić z nim trochę więcej czasu, aby jego późniejsza śmierć była jeszcze bardziej dotkliwa. Co prawda we wprowadzeniu do pierwszej części twórcy zdołali mnie przejąć śmiercią postaci znanej mi tylko przez 10 minut, więc i tutaj śmierć Joela mogłaby wywrzeć równie duże wrażenie gdyby zginął po kilku minutach. Zresztą to tylko nieistotne dywagacje, bo i tak ufam Pieskom i liczę na to, że mnie zaskoczą i nie rozwiążą sprawy w jakiś oczywisty sposób.
Cieszę się, że grę zapowiedziano na kilka dni przed premierą The Last Guardian. Jest wreszcie coś nowego, na co będę czekał z zapartym tchem.