Ech, wczoraj dotarłem do końca Part II. Wow, to była niezwykła przygoda. Genialny tytuł. Ma według mnie swoje problemy, głównie w kwestii scenariusza i tempa, ale i tak jest na innym poziomie niż większość produkcji.
Dlaczego dopiero teraz zabrałem się za ten jakże wyczekiwany swego czasu tytuł? W końcu jestem fanem części pierwszej oraz samego Naughty Dog, więc czemu ociągałem się ponad dwa lata? Powodów jest kilka. Po części, bałem się ciężaru gry, tego jak mocna była jedynka, a Part II wydawało się być taka jeszcze bardziej. W tamtym czasie wolałem coś lżejszego (jeśli można tak określić Ghost of Tsushima - jednak brutalność u Jina nie była taka dosadna, do tego open world pozwalał na wytchnienie). Ponadto, jak już nieraz pisałem, mam problem z horrorami - to skomplikowana relacja
. TLoU niby nie jest takim pełno krwistym survival horrorem, ale jednak to i owo zawiera. Mi wystarcza do podniesienia ciśnienia
. Znałem także kilka ważnych spoilerów, bo była afera i chciałem sprawdzić, czy rzeczywiście jest o co. W związku z tym, chyba celowo odwlekaniem ten moment - w końcu dopóki nie zagram i nie zobaczę to tak jakby się nie wydarzyło, prawda? Dalej mogłem udawać, że przygoda Joela i Ellie zakończyła się wraz z częścią pierwszą a ich przyszłość była kwestią mojej wyobraźni. Później były inne gry, PS5 i czekanie na ewentualny patch czy nawet remaster (który pewnie w ciągu roku lub dwóch lat się pojawi. Remake części pierwszej sprawił, że nabrałem ochotę na powrót do tego świata. Nowa wersja TLoU nie przekonuje mnie do inwestycji (jeszcze), ale uznałem, że to chyba już czas na Part II.
Od razu zaznaczam, że jeśli ktoś to w ogóle czyta, to zakładam, że sam grał w Part II, albo chociaż zna mniej więcej przebieg historii. Dlatego będzie tu trochę spoilerów, choć będę się starał nie przeginać, bo wyjdzie z tego opracowanie
. Tak czy inaczej, zostałeś ostrzeżony.
Jak już kiedyś pisałem, ja nie potrzebowałem tej gry. Nawet więcej, nie chciałem jej. Dla mnie pierwsze The Last of Us było zamkniętą historią, a jej niezwykłość polegała na tym otwartym zakończeniu. Na ostatnim dialogu Joela i Ellie. Na tym co oznaczało kłamstwo i czy dziewczyna w nie naprawdę uwierzyła. Gracz może sobie wyobrażać co było dalej i to jest mocna strona tego typu historii. Ona żyje w nas i dalszy ciąg opowieści nigdy by jej w pełni nie dorównał, to zadanie niemożliwe. Ewentualna kontynuacja powinna być tylko kontynuacją z nazwy. Nowi bohaterowie, nowa lokalizacja (Europa, Azja, Ameryka Północna) nowa historia, ale w znanym świecie. Czyli takie The Last of Us 1 na nowo. Tak ja to widziałem. Niestety, dostaliśmy dalszy ciąg wydarzeń i raczej należało się spodziewać, że nie będzie to historia, której chcieliśmy dla tych bohaterów. Nie w świecie, w którym cywilizacja zaczyna się dopiero powolutku odradzać.
Jeśli ktoś chciał powtórki z pierwszej części to był naiwny. Pierwsze TLoU jest zbyt wyjątkowe, aby dostać średni sequel, który będzie kopią poprzedniczki. Jasne, można by to zrobić, tylko po co w ogóle próbować dla co najwyżej dobrych efektów. Potrzeba było czegoś mocnego i szczerze logiczne jest, że Joel musiał zginąć. Miłość i nienawiść. Zemsta. Naprawdę ma to dużo sensu, podobnie jak sposób w jaki to się odbyło. Tak, mam zastrzeżenie do tego, że Joel i Tommy weszli do domu obcej, uzbrojonej grupy, o której obecności nie mieli pojęcia. Z drugiej strony, mogę to usprawiedliwiać tym, że za bardzo nie mieli wyjścia. Dodatkowo pomogli ich towarzyszce i nie mogli podejrzewać, że akurat Joel był ich celem. Wracając do ostatnich chwil przybranego ojca Ellie - zginął on tak jak większość ludzi w tym świecie. Brutalnie, bez litości. Sam robił podobne rzeczy, nie był czysty i gracz o tym doskonale wie, a to tylko znana nam cześć jego historii. Tak czy inaczej nie był on żadnym superbohaterem, który zginął ratując świat, czy heroicznie oddając swoje życie za przyjaciół. Zginął tak jak ludzie, których sam napotkał na swojej drodze. Myśleliście czasem o tym, że jak postać przez Was sterowana ginie, to teoretycznie powinien być koniec gry (w końcu w życiu nie mamy restartu od checkpointu). Czy odbyło się to w sposób wyjątkowy? A może dopadł Was Clicker, lub trafiła zbłąkana kula? Nie jest to żadna wyjątkowa śmierć prawda?
Wszystko zależy od punktu widzenia. Wiem, że nie kazdy się z tym zgodzi i tak, część przeciwników Joela z pierwszej części to byli po prostu źli ludzie, choć i w tym wypadku historia jednostki może być inna, czy wręcz identyczna do bohatera gry. Tak czy inaczej, nie uważam, żeby gra próbowała wybielić kogokolwiek. To gówniany świat, w którym jednak tli się resztka człowieczeństwa i dobra.
TLoU2 samo usprawiedliwia fakt, że to nie mogło wyglądać inaczej. Wszystko przez wspomnienia Ellie - te krótkie sekcje pokazują, jak mogło wyglądać Part II, gdyby zostało zrobione tak jak chcieli tego gracze. Szczerze, byłoby dość płytkie. Te same sceny mają inny wydźwięk po wydarzeniach z początku, niż gdybyśmy byli ich świadkami z żywym Joelem. Poprzez te traumatyczne przeżycia patrzymy na te wspomnienia z większym sentymentem i emocjami. Szkoda? Jak cholera, ale to nie mogło wyglądać inaczej. Naprawdę chciałbym żeby Joel przeżył, ale nie mógł. Myślę, że dobrze obrazuje to pewien film z Willem Farrellem - Przypadek Harolda Cricka. Zamysł jest taki, że główny bohater słyszy głos jakby narratora w książce, który opisuje to co robi i o czym myśli. Narrator ten stwierdza, że Harold nie wie, że niedługo umrze. Bohater zaczyna szukać pomocy, aż trafia do wykładowcy, który pomaga mu znaleźć autora tej "książki". Gdy w końcu odnajdują go, wykładowca dostaje szkic powieści i stwierdza "Haroldzie, musisz umrzeć, to genialna powieść, ale bez twojej śmierci taką nie będzie". Uwaga, będzie spoiler, Harold ostatecznie nie umiera. Autorka pyta wykładowcę, co sądzi o jej książce. Ten mówi, że jest dobra, ale nie wybitna. Autorka odpowiada "dobra... taka mi wystarczy". Tak właśnie było by z Part II, ale dla ND "dobra" nie było wystarczające. Fabularnie sequel stoi na wysokim poziomie, to inna opowieść, o innym zabarwieniu, mroczniejsza. Niby Joela w niej nie ma, a jednak gra jest naznaczona jego obecnością i dlatego to jeszcze bardziej ściska za serce. Do tego jest to opowieść z twistem. Parafrazując tytuł innego filmu - musimy porozmawiać o Abby.
Nie rozumiem nagonki na tę postać. Że niby kobieta nie może tak wyglądać? Gra pokazuje, że miała do tego warunki, a przede wszystkim motywacje, która stała się dla niej wszystkim. Nie wypada? W tym świecie? Jest oczywiście kwestia tego co zrobiła. Naughty Dog zdecydowało się na bardzo odważny krok, nawet bardziej niż swego czasu Hideo Kojima w Metal Gear Solid 2. Może mogli to zrobić lepiej, przedstawić wydarzenia w innej chronologii, skupić się na Abby nie pokazując jej powiązania z bohaterami poprzedniej gry. Ciężko byłoby to ukryć, ale gdyby się udało, gracz może bardziej polubiły ją, bo nie byłby uprzedzony do niej po prologu. Do tego, samo ujawnienie jaki jest jej cel, wywołałby większy szok i skołowanie. Aż chciałbym zobaczyć reakcję ludzi na to. Obecna forma nie jest zła, po prostu znacznie trudniejsza do „sprzedania”. Ja ją kupiłem od początku i dzięki temu nawet polubiłem Abby. Przede wszystkim grając ją nie muszę zabijać psów
. A tak na poważnie, jak pominie się to co zrobiła na początku, jej zachowanie jest według mnie bardziej ludzkie. Szczerze, gra próbuje bardzo pokazać, że to Ellie jest czarnym charakterem tej historii. Trochę dziwnie to brzmi, niewygodnie, jednak musiałem to przyznać, Abby ostatecznie zachowywała się lepiej od niej. Nawet pomimo tego, co zrobiła Ellie, darowała jej życie dwa razy. Znacznie szybciej zrozumiała, że to wszystko nie ma sensu i prowadzi tylko do dalszej przemocy i śmierci. Tak czy inaczej, wszystko to kwestia perspektywy. Jedna decyzja Joela pociągnęła za sobą następne i zmieniła życie wielu ludzi. Choć muszę przyznać, że można wyciągnąć wniosek, iż wystarczyło zapytać, czego chce Ellie pod koniec pierwszej gry
.
Był moment kiedy myślałem, że jednak znienawidzę Abby. Zabiła Joela, zastrzeliła biednego Jessiego (ech, fatalnie to zrobił razem z Ellie) i spodziewałem się, że Tommy skończy tak samo, ratując Ellie. Dokładnie to się stało, w taki sposób jak myślałem. Na całe szczęście i ku mojemu zaskoczeniu, on przeżył. Jak go zobaczyłem to odetchnąłem z ulgą. Za duże tego było
.
Do dobra, robi się z tego analiza, a nie o to mi chodziło. Choć próbuje w ten sposób pokazać, że scenariusz naprawdę jest świetny. Co najważniejsze, skłania gracza do zastanawiania się. Nieraz po sesji z Part II myślałem o grze jeszcze przez długi czas. Ja uważam to za świetnie wykonaną pracę. Co więc mi nie zagrało? Cześć Abby ma według mnie pewien problem - brak wyraźnego celu. Joel miał dostarczyć Ellie do Świetlików, aby można było stworzyć lek. Ellie chciała zemścić się na mordercach Joela. A Abby? Jej główny cel został osiągnięty na początku gry. Cała jej kampania składa się z side questów. Tak, są one istotne dla jej rozwoju, poruszają ważne tematy, w tym ten przewodni całej gry. Niemniej brakowało mi takiego nadrzędnego, wyraźnego celu. Sądziłem na początku, że ten się wyłoni, ale po jednym małym zadaniu przychodziło następne i następne, aż do zawiązania. Dziwne. Tak samo jak wyraźny podział na dwa scenariusze. Przypominało mi to trochę bardziej ekstremalne podejście do Resident Evil 2 i dwóch postaci. Tutaj jednak drugi scenariusz jest potrzebny do zrozumienia całości.
Kolejna kwestia to zakończenie. Gra w pewnym sensie kończy się dwa razy. Cała Santa Barbara, choć mi się podobała, to trochę nie wiem po co była potrzebna. Jasne, mogę sobie pofantazjować, ale i tak wciąż mam poczucie, że można było skończyć wcześniej. Trochę zepsuło to dla mnie tempo historii, podobnie jak zmiana bohaterki (bo gra tak jakby zaczyna się drugi raz).
Rozgrywka jest świetna, udoskonalili poprzedniczkę na tyle, że mi niczego nie brakowało. Starcia były intensywne, czuć było napięcie, czy to z ludźmi czy z zainfekowanym. Gra często robi autosavey, dzięki czemu wręcz zachęca do eksperymentowania i próbowania. Mi trochę zajęło, nim zacząłem w pełni z tego korzystać. Spora cześć gry dla mnie to powolne skradanie się i eksterminacja przeciwników po cichu. Im bliżej końca jednak, tym bardziej otwierałem się na inne możliwości. Chyba takim pełnym przełomem był Szczurzy Król - swoją drogą obawiałem się tego starcia, a nie było źle. W sumie jeśli idzie o walkę, to chyba tylko trochę zabolał mnie reset po przełączeniu się na Abby. Gra nagle zabiera graczowi wiele "zabawek" i każe budować wszytsko na nowo. Robi to na szczęści szybciej niż na początku z Ellie, ale jednak. Do tego odczułem pewną niespójność przez brak "magicznego noża" Ellie, który ułatwiał walkę z zainfekowanymi. Ostatecznie jednak rozgrywka z Abby także była świetna, trochę inna ze względu na bardziej ofensywne nastawienie.
Jak wspomniałem, gra stawia na intensywność, co czasem wręcz wymusza na graczu - wpycha go w rożnego rodzaju zasadzki, stawia na drodze psy, itp. „Najgorsze” było chyba zamknięcie ze Stalkerami w biurowcu. Brr... Fajnym patentem jest możliwość napuszczania zainfekowanych na ludzi - można stanąć sobie z boku z popcornem i popatrzeć z satysfakcją na efekty. Szkoda, że za wiele takich sekcji nie było (trzy?). Świetnym patentem okazały się używanie imion przez przeciwnikow. Myślałem, że to nic wielkiego, ale ostatecznie ugruntowało to ich, sprawiło, że stali się bardziej rzeczywiści, ludzcy. AI naszych towarzyszy zostało poprawione względem części pierwszej. Chyba tylko raz miałem sytuacje, że postać wyszła przed kogoś i została zignorowana. Potem jeszcze raz taka sytuacja się powtórzyła, ale została zauważona, więc teoretycznie AI zadziałało prawidłowo.
Design lokacji, czy ogólne założenia jak są tworzone to absolutny top. Od dawna popularne jest, że dużo rzeczy stara się pokazywac graczowi bardzo wyraźnie. Po tym możesz się wspinać, tu możesz skoczyć, tutaj użyj tego przedmiotu. TLoU tego nie robi, stara się, aby lokacje były tak zaprojektowane, aby gracz intuicyjnie to wiedział. W sumie nie myślałem o tym przez długi czas, aż schodząc z Abby i Levem z "mostu" między biurowcami, nagle to do mnie dotarło. To się nazywa właśnie świetny design.
Tak więc krótko - nie widziałem przez całą grę nic dziwnego o co można by mieć "ból dupy". Jeśli komuś chodzi o Abby, Lily/Leva, czy związek Ellie z Diną, to raczej on ma problem. W Part II wszytsko to jest podane w naturlany sposób i bez przesady. Nie jest nachalne, tak jak potrafi być często we współczesnej telewizji czy kinie. Na siłę można się przyczepić, ale będzie to przysłowiowe szukanie dziury w całym.
Dziwie się także, że tak wielu recenzentów (zwłaszcza takich, którzy cenią sobie dobry scenariusz) nie zrozumiało tej gry, czy też miało z nią problem. Może to kwestia łapania się fali. Była krytyka i kontrowersje po przecieku przed premierą i może niektórzy po prostu wskoczyli do tego pociągu dla kliknięć i like'ów. Podobnie mam z ostatnim Matrixem (także nie wiem, jak można tego nie rozumieć, ale ja jestem także fanem słabszych Reaktywacji i Rewolucji - wiedziałem czego się spodziewać), więc może to ja mam problem
.
Grę przechodziłem na PS5, więc z wyższym fps’em. Te ponad dwa lata od premiery działają jednocześnie przeciw produkcji Naughty Dog jak i na plus. Z jednej strony, widać różne uproszczenia, nie zawsze wszystko dobrze wygląda (np. czasem lasy, fale na plaży, strumyki wody). Z reguły są to małe rzeczy, ale pokzaują, że to wciaż gra. Dalej mamy problemy ze światłem (zwłaszcza na postaciach, przydałoby się może podkręcić ambient occlusion). Z drugiej, ta gra dalej dobrze się trzyma, wyglada naturalnie i bardzo filmowo. Przede wszystkim jednak, ma pełno detali, smaczków, niuansów, których próżno szukać u innych. Takie rzeczy są możliwe dzięki specyfice tego studia. Dzięki nim inni starają się ich naśladować, jednak ND wciąż robi to najlepiej, choć ponosi także tego koszty. Zaczynam się łamać nad remakem Part I, bo wydaje się, że jest to poziom Part II, ale podkręcony do możliwości PS5 (np. lepsze tekstury na twarzach, czy bardziej stabilny rendering włosów). Nie mogę się doczekać ich następnej gry, już tylko na obecną generację.
Cykl przemocy został przerwa, choć koszt był ogromny. Zostałem z poczuciem pustki. Trochę boje się wracać do God of War, bo choć pewnie jest świetną grą, to dalej czuć, że się gra (choć to dopiero początek). The Last of Us jest czymś więcej. Przykro, że nie każdy to dostrzega. Ostatnio widzę, że Naughty Dog nie jest traktowane jako topowe studio Sony. Fakt, nie wydają tyle produkcji co Insomniac (do tego jeszcze problemy z trybem multi), technologicznie może Guerrilla jest lepsze, a Santa Monica dogoniło ich pod względem dopieszczania historii i niuansów. Nie zmienia to faktu, że siedzę myśląc o ich grze, pełen emocji i nie wiem jak mam dalej przechodzić produkcje innych developerow. Ech, aż bym przeszedł drugi raz, bo w to się tak dobrze gra i przeżywa.
Co dalej? Czy zobaczymy jeszcze Abby? Czy wrócimy do Ellie? A może coś nowego? Teraz, jak już ruszyli dalej historię z jedynki, myślę, że jednak można by dopisać jeszcze jeden rozdział. Może w związku z lekarstwem? Ellie chciałaby się poświecić dla dobra ludzkości. Albo wręcz przeciwnie, znalazła powód żeby żyć. Albo znaleziono by kolejną osobę odporną na "grzyba". Ellie mogłaby podjąć się próby przetransportowania jej, jak kiedyś Joel. Może nawet stanęła by przed podobna decyzją? Takie luźne sugestie na świeżo i szybko.
Teraz także mogę napisać, że faktycznie grą roku 2020 byłoby dla mnie TLoU Part II. Może o włos przed Ghost of Tsushima, bo jednak produkcja Sucker Punch daje coś innego.