Mam za sobą jakoś 20 godzin i chyba w połowie jeszcze nie jestem. Nie jestem za wielkim miłośnikiem Assasinów ale origins mnie wciągnął swoją kreacją świata i wielkością. W grze jest co robić, a i rozgrywka mnie jakoś wielce nie nuży. Teoretycznie ciągle mechanika ze starych gier tylko tym razem do pomocy mamy orła do oznaczeń wrogów, szukania znajdziek czy nawet pomagającego w walkach, a i walka to nie czekanie na kontrę, choć dalej nie jest to żadne mistrzostwo świata. Grunt, że zabijanie po cichu po prostu bawi. Wyczekiwanie aż wróg zmieni pozycję i pójdzie się odlać w róg, a my w tym czasem kosa w zebra.
Odbijanie garnizonów bardzo mi się podoba, przeciwnicy chodzą nieprzewidywalnie, a to są parami, a to idą spać, a to trupy przenoszą w jedno miejsce. Ma to wszystko więcej sensu, niż ciągle te same ścieżki.
Sama fabuła mi się nawet podoba ale to co rzuca na kolana to kreacja świata, jestem wniebowzięty jak to ubisoft przedstawił. W assasinach zawsze stało to na wysokim poziomie ale Egipt imo bije wszystko, to po prostu wygląda niesamowicie. Do tego udostępniona jest opcja wycieczki, gdzie lektor niczym w muzeum oprowadza nas po świecie ( może było to w poprzednich częściach ale nje grałem)
Generalnie gra na solidną piątkę u mnie póki co zasługuje, zobaczymy jak dalej i tylko szkoda ze za 3 dni red dead.