Wróciłem do dodatku, bo chciałbym w końcu usunąć Horizona z dysku.
- Jaka ta gra jest piękna. Łapię się na tym za każdym razem jak ją odpalam. Nawet po kilkunastu godzinach potrafię przystanąć i pomyśleć "wow, to wygląda genialnie". Nowe chmury to majstersztyk, wyglądają obłędnie, w połączeniu ze zmienną pora dnia gwarantują, że szczęka nie podniesie się z podłogi przez długi czas. Następnym krokiem jest jednak nadanie im ruchu, aby główne masy nie wisiały w jednym miejscu (choć dzięki temu robią takie wrażenie, bo nie są przypadkowe).
- Świat jest żywy, dzięki czemu przemieszczanie się po nim sprawia przyjemność. Tego brakowało mi w Final Fantasy XVI, nie miałem ochoty specjalnie przebywać w tych lokacjach, bo były puste. Zero poczucia eksploracji i nagrody za nią. W Horizonie nie jest idealnie, ale znacznie lepiej niż u Japończyków.
- Fajnie, że można polatać przez większość dodatku. Ma to jednak swój minus - za mało czasu spędzałem na nogach, a to z poziomu ziemi najbardziej docenia się tę grę. W Forbidden West było na odwrót, więc zwiedziłem całą mapę pieszo i zapamiętałem sporo lokacji. Teoretycznie mogłem dalej tak robić, tylko fakt, że jest opcja latania zmienił moje nawyki (to oraz fakt, że chciałem szybko skończyć). Dlatego podobał mi się początek, gdy latanie było na pewien czas wyłączone i pojawiła się łódka.
- Czas gry był ok, nie sprawdzałem dokładnie, ale pewnie 15-20h spędziłem w post apokaliptycznym Los Angeles. Ilość głównych misji dobra, tych dodatkowych już trochę mniej (chyba 3), do tego chyba jeden obóz do przejęcia, jeden Cauldron, jedna nowa maszyna.
- Fabularnie było ok, w sumie pasowało to do klimatu Hollywood
. Lance Reddick zdążył nagrać swoje kwestie, więc można ostatni raz zobaczyć go w roli Sylensa. Bardzo miło zaskoczyło mnie, że Sam Witwer dostał tutaj sporą rolę (choć szkoda, że akurat w DLC a nie pełnej grze).
- Najprawdopodobniej wiadomo już czym będziemy zajmować się na początku Horizon 3. Wciąż liczę na wyjście poza USA
.
- Finałowe starcie zrobione z rozmachem, oby trzecia część miała tego więcej, ale... niech będzie to lepiej zaprojektowane pod kątem rozgrywki. Według mogło być dużo lepiej, a przede wszystkim powinno być bardziej przejrzyste. Nie wiedziałem do końca co robię, czasem było chaotycznie, czasem mechanika zawodziła. Może i po części tak to powinno wyglądać, ale jako gra (którą przecież jest) zawodziło.
Nie jestem fanem DLC, preferuje dostać wszystko w podstawce, bo później z reguły ciężko jest mi wrócić do gry. Tym bardziej, że przeważnie dodatek nie wypada tak dobrze. Dlatego ilość DLC, które przeszedłem, mogę policzyć pewnie na jednej ręce (nie liczę rozszerzeń z starych gier z PC, przeważnie RTS'ów). Burning Shores jest dobre, choć w dużej mierze dzięki mocnej podstawce, a nie temu co wnosi samo. Bez tego jest raczej przeciętne.