Właśnie przed chwilą skończyłem grę i... a jakże, jestem pod wrażeniem a łzy powoli już zasychają na moich policzkach(tak, zakończenie spokojnie moze stawac w szranki z tym z MGS3).
Grafikę w grze określić można mianem "bardzo dobra" i nic ponadto. Rozpościerający się krajobraz niekiedy zapiera dech w piersiach, zwłaszcza gdy widziany jest znad grzywy galopującego konia, ale niestety większe obiekty potrafią nabierać na wyrazistosci dopiero przy blliższej odległości, ale pewnie już taki urok current-genów.
Muzyka towarzysząca grze jest dziełem geniuszu, szkoda jedynie, że włącza się tylko podczas walk z tytułowymi Kolosami. Podczas naszej wędrówki zmuszeni jesteśmy wsłuchiwać się w ciszę i odgłos wiatru. Nie mówię, że to źle ale mimo wszystko przydałaby się w tym momencie jakaś cicha, nastrojowa melodyjka.
Na osobną uwagę zasługuje to co jest esencją tego tytułu czyli walka z rozsianymi po świecie Olbrzymami. Każdy z nich ma swój czuły punkt, w który musimy zatopic nasz miecz i co oczywiste, na każdego Kolosa trzeba obrać inną strategię. Nierzadko większość czasu zajmie nam szukanie drogi dotępu do tegoż punktu. Ale gdy już dostaniemy się we właściwe miejsce to pokonanie bossa jest juz tylko formalnością.
W grze występuje 16 olbrzymów z czego najciekawszymi są bezapelacyjnie numery 13 i ostatni 16. Potyczkę z trzynastym Kolosem zapamiętam do końca życia tak jak walkę z The Endem z trzeciego MGS-a. "Szesnastka" również jest świetna(wszak to ostatnia z wielkich istot do pokonania) ale głównie ze względu na klimat wokół całej potyczki(burza z deszczem i piorunami).
Kończąc napiszę tylko 3 słowa: MUSISZ TO PRZEŻYĆ! "Shadow of the Colossus" to przykład tego jak gra konsolowa staje się sztuką i gdyby tylko Luwr był otwarty dla elektronicznej rozrywki to ten tytuł z pewnością by się tam znalazł.
OCENA: 10/10(w pełni subiektywna ale sztuki nie da się ocenić obiektywnie)