Autor Wątek: Książki - jakie lubicie?  (Przeczytany 213410 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #560 dnia: Października 27, 2010, 20:01:03 pm »
Cytuj
Naprawdę potrafi dać do myślenia.
Dać do myślenia? Takiego pieprzenia to ja dawno nie słyszałem. To już gadanie Icke o reptilonach brzmiało sensowniej. Trzeba mieć ładnie zrytą banię żeby czarny monolit o wymiarach 1:4:9 porównywać do penisa. Inne porównania są równie wyszukane. Nie wiem czy kiedykolwiek spotkałem się z tak wielką nadinterpretacją. Jeśli wierzysz Druchal w takie bzdury jak powyższym filmiku, to nie jest dobrze. Nie poszukuj głębi tam gdzie jej nie ma. Odyseję Kosmiczną 2001 można na pewno uznać za głęboki film, ale bez przesady. Ma w sobie pewne przesłanie New Age'owskie (kosmici, osiągnięcie głębszej świadomości) i co do tego nie ma wątpliwości. Jednak mieszanie w to Lucyfera, Adama, Ewy i penisów jest żałosną kpiną.

Polecam przeczytać książkę, która została wydana w tym samym roku co film. Powinna rozwiać wiele twoich wątpliwości.

Wojtq

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 01-09-2006
  • Wiadomości: 4 855
  • Reputacja: 42
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #561 dnia: Listopada 01, 2010, 00:12:52 am »
Rodzina Borgiów - przez tą oto książkę zostałem połknięty w ostatnich dniach. Napisana przez autora "Ojca Chrzestnego" powieść o rodzinie Borgiów ukazuje jej dzieje, jako zalążek powstania późniejszych struktur mafijnych. Puzo ma wspaniały dar opisywania dziejów rodzin skupiających w ręku władzę, ukazując doskonale motywacje poszczególnych ich członków, którym potrafimy współczuć, nawet gdy postępują niewłaściwie. Książka stanowi oczywiście niezłą lekcję historii, którą poznaje się z prawdziwym zainteresowaniem. Polecam!
PS. Dla fanów Assassin's Creed 2, spragnionych obcowania z renesansową Italią, pozycja wręcz obowiązkowa. Mnóstwo tu postaci, miejsc i wydarzeń przewijających się w historii Ezio.
« Ostatnia zmiana: Listopada 01, 2010, 00:15:53 am wysłana przez Wojtq »
PSN ID: WojtqGO

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #562 dnia: Listopada 03, 2010, 19:03:37 pm »
Zarys historii filozofii (Józef Bocheński) - krótki, lecz niezwykle konkretny i dobrze zrealizowany przegląd myśli filozoficznej od starożytności do pozytywizmu. Jeśli kogoś interesuje filozofia i chciałby zyskać podgląd jak mniej więcej wyglądały jej losy, to może śmiało brać. Jeśli jednak szuka bardziej szczegółowej wiedzy to tutaj jej nie znajdzie. To jest tylko zarys historii filozofii i właśnie jako taki bardzo dobrze spełnia swoje zadanie.
7/10

Umysł w zalotach: Jak wybory seksualne kształtowały naturę człowieka (Geoffrey Miller) - książkę kupiłem całkiem przypadkiem. Akurat robiłem zamówienie na popularnym serwisie aukcyjnym i przeglądając pozostałe oferty użytkownika, zauważyłem interesującą pozycję. Spojrzałem na średnią - mało ocen ale wysokie. Jako, że cena nie była zbyt wysoka, stwierdziłem - biorę! I tak właśnie zostałem umiarkowanie szczęśliwym posiadaczem tejże pozycji. I chociaż ze względu na różne niesprzyjające warunki męczyłem ją dwa tygodnie (jeśli nie więcej?), to mogę stwierdzić, że warto było i na pewno nie żałuję wydania tych kilkunastu złotych. Co jednak się tyczy samej książki...

Autor wystawia hipotezę, że znaczną rolę w naszej ewolucji (a w szczególności w ewolucji naszego umysłu) odgrywał zapomniany przez niemal sto lat, darwinowski dobór płciowy. Dopiero ostatnie badania na nowo rozwinęły tę teorię, ponownie odsłaniając na światło dzienne jej skutki i konsekwencje.
Nasze ogromne, skomplikowane mózgi nie mogą być jednie skutkiem doboru naturalnego i odrobiny losowości. Musiał istnieć potężny bodziec dla którego jesteśmy w stanie poświęcać tyle energii na pozornie bezsensowne czynności, takie jak śpiewanie, czy pisanie książek. Zdaniem autora tym bodźcem jest chęć uzyskania aprobaty od jak najlepszych partnerek, posiadających jak najlepsze geny. Wysuwa to przypuszczenie na podstawie obserwacji zwierząt, naszych zachowań, oraz wielu innych rzeczy, by w końcu wszystko złożyło się w całkiem spójną całość.

O ile całość jest dosyć spójna, to z poszczególnymi argumentami już różnie bywa i niektóre nie są tak silne jak pozostałe. Uważam również, że autor niekiedy zbytnią rolę przypisuje doborowi płciowemu, zbyt mocno pomijając takie kwestie jak kultura w której żyjemy, czy nasze wychowanie. Wiem, iż taki jest zamysł książki, jednak wyjaśnianie kultury tylko jako odpowiadającej na pytania typu "w jaki sposób?", a nie "dlaczego?" zbytnio upraszcza sprawę. Poza tym ciężko mi było wszystko zweryfikować, bo wiele rzeczy było dla mnie nowością, lecz np stwierdzenie, że nauki poznawcze ujmują umysł jako komputer jest moim zdaniem sporym nadużyciem. Kilka pomniejszych błędów również rzuciło mi się w oczy.

Mimo tych wad jest to bardzo dobra książka, niosąca wiele interesujących informacji, oraz ciekawe spojrzenie na znany problem, czyli pytanie: "jak wyewoluował umysł?". Wiedząc jak powstawał mózg, jesteśmy o krok bliżsi zrozumienia jak funkcjonuje: Dlaczego zachowujemy się tak a nie inaczej? Co nas napędza? Jakie geny są uznawane za wartościowe?

Bez dwóch zdań autor ma wiele racji i dobór płciowy odgrywał (i nadal odgrywa) znaczącą rolę w naszej ewolucji. Nie zależy nam tylko na przetrwaniu, chcemy mieć dzieci i chcemy by były one jak najlepsze. Rozumiejąc czym jest to kierowane, możemy trochę inaczej spojrzeć na otaczający nas świat. Z tego też właśnie powodu polecam niniejszą książkę, nawet jeśli do ideału jej trochę brakuje.
7+/10

Ps. Może zabrzmi to trochę dziwnie, ale recenzję piszę głównie dla siebie, by trochę podreperować swój styl pisarski i ćwiczyć umysł (to tak, żebyście się nie dziwili, że chce mi się tyle pisać w takim temacie :P). A jeśli ktoś je przeczyta, to tym lepiej :)
Ps2. Polecam serwis biblionetka.pl. Bardzo pomaga przy wyborze książki.

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #563 dnia: Listopada 05, 2010, 17:59:03 pm »
Droga (Cormac McCarthy) - jest to wyjątkowo ponura, niezwykle sugestywna, a zarazem realistyczna wizja świata po bliżej nieokreślonej katastrofie (najprawdopodobniej na ziemię spadł meteor, lub wydarzyło się coś podobnego), która zniszczyła cały świat. Jest zimno, w powietrzu unosi się mnóstwo pyłu, który zasłania słońce a tym samym życiodajne promienie słoneczne. Wszędzie jest szaro i ponuro, nawet ptaki wyginęły. Nie funkcjonują żadne instytucje rządowe, czy infrastruktura, szerzy się kanibalizm, brakuje jedzenia i czystej wody. Wszystko to rozgrywa się w strasznej, głuchej samotności i ciszy.

Wydarzenia obserwujemy z perspektywy mężczyzny i niekiedy chłopca. Razem przemierzają oni opustoszałe krainy w poszukiwaniu zaopatrzenia, które pozwoli im przeżyć dzień dłużej. Nie rozmawiają wiele, bo i nie ma o czym, a nawet jeśli jest, to nie ma na to sił i zapału. Liczy się tylko ich przetrwanie. Za cel obrali sobie drogę, drogę na południe. Może tam będzie cieplej, i może w końcu spotkają innych dobrych ludzi.

Nie jest to typ książki w której znajdziemy intrygi, epickie walki, zwroty zdarzeń, długie dyskusje filozoficzne, czy inne podobne cechy. Autor przedstawia nam zwykłe życie ojca z synem, w całkiem niezwykłych okolicznościach. Efekt jaki udało mu się uzyskać jest niesamowity. Wykreowany świat przytłacza nas z każdej strony swoim pierwotnym złem i bezwzględnością. Po przeczytaniu lektury, nie da się tak po prostu wrócić do codzienności. Obraz wyniszczonego katastrofą świata wwierca się w czaszkę przynajmniej na kilka godzin. Tym bardziej, że ta wizja nie jest wcale aż tak mało prawdopodobna, w czekającej nas nieodgadnionej przyszłości.

Podsumowując. Droga to znakomita opowieść o świecie "po". Bez sztucznego efekciarstwa i pompy - tu nie chodzi o ratowanie świata, tylko o przeżycie. Dzięki temu osiągnięty efekt uderza w nas z podwójną mocą.
Jedyne do czego mogę się przyczepić to długość. Lektura jest niezwykle krótka i da się ją przeczytać w jeden dłuższy wieczór. Ma to może i swoje plusy, ale i tak chciałbym przeczytać jeszcze drugie tyle. W każdym razie: Polecam!
8+/10

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #564 dnia: Listopada 09, 2010, 16:34:37 pm »
Jeśli ma ktoś na oku jakieś ciekawe książki, to lepiej niech kupi je jeszcze w tym roku:
Cytuj
Podniesienie w przyszłym roku stawki podatku VAT na książki do 5 proc. przyniesie w przyszłym roku 10-procentowy wzrost cen książek - uważa Piotr Marciszuk, prezes Polskiej Izby Książki.
http://ksiegowosc.infor.pl/wiadomosci/122409/Ceny-ksiazek-wzrosna-o-10-proc-z-powodu-wyzszego-VAT,0,Ceny-ksiazek-wzrosna-o-10-proc-z-powodu-wyzszego-VAT.html

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #565 dnia: Grudnia 03, 2010, 08:47:53 am »
Inne pieśni (Jacek Dukaj) - opowieść o świecie który rządzi się zupełnie innymi prawami, niż nasz. Mianowicie składa się on z czterech żywiołów, a byty ożywione nie powstają za sprawą darwinowskiej teorii ewolucji. Wszystko jest zależne od formy. Forma stanowi siłę samą w sobie, niemierzalną, ale rozciągającą się na całe otocznie. To forma narzuca rządy, zachowania, kulturę, zwyczaje, czy w skrajnych przypadkach tworzy umysły, a nawet formułuje materie wedle jej woli. Mimo tej przeogromnej abstrakcji wątek przechwytywania i narzucania formy został idealnie przedstawiony. Wyraźnie widać trafne nawiązania do naszego, niby tak stabilnego i niezmiennego świata.

Niestety autor czasem przedobrzył, a przynajmniej ja miałem takie wrażenie. Jakby niekiedy ubarwiał słownictwo dla samego ubarwiania, co wyszło moim zdaniem tak sobie. Poza tym czasem przechodzi z jednego wątku do drugiego, łącząc je dopiero kilka stron później. To wszystko, w połączeniu z tak dziwnym światem sprawia, że łatwo się pogubić. Wytwarza się niepotrzebny chaos.

Sama fabuła jest ciekawa, zawiła, nie brak zwrotów akcji, ma również kilka fajnych motywów. Ogólnie jest dobrze, raz lepiej, raz gorzej, ale trzyma poziom. Gdyby nie ten cały zamęt mogłoby być bardzo dobrze, a tak mam mieszane uczucia. Muszę jeszcze ponarzekać trochę na końcówkę, która była jakaś taka bez polotu. Co za dużo to nie zdrowo.

Ogólnie Inne pieśni to dobra książka, dla niektórych może i rewelacyjna. Mi jednak nie wszystkie zamysły autora przypadły do gustu. Sam przewodni wątek formy jest znakomity, poza tym bywa różnie.
7/10

iko

  • Gość
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #566 dnia: Grudnia 23, 2010, 23:09:58 pm »
Moja Wielka Trójca, a zatem najlepsze książki w życiu. :angel:
Nowa Ziemia Eckhart Tolle
Spuścizna Atlantydy. Dziedzictwo Hegolitów L.W Göring/H. Clausen
Biała Księga Ramtha

Wszystkie traktujące na ogół o Świadomości, Byciu, Wrażliwości, Ewolucji i usposobieniu w Życiu. Nie będę się rozwodził jakie to one są piękne i ile miodu z nich płynie (bla bla bla), po prostu sami sprawdzcie.

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #567 dnia: Grudnia 24, 2010, 11:44:41 am »
Wziąłbyś się wreszcie za czytanie czegoś normalnego ;)

Błękitna Kropka (Carl Sagan) - znakomite źródło wiedzy o naszym Układzie Słonecznym, a zarazem ciekawa rozprawa o życiu, naszych dokonaniach i przyszłości. Gdyby nie fakt, że książka została napisana ponad 15 lat temu i dużo od tego czasu się działo, to zasługiwałaby na bardzo wysoką ocenę. Wiedza o kosmosie mimo znacznie mniejszych dotacji finansowych, niż kilkadziesiąt lat temu, wciąż rozwija się bardzo szybko i niestety lektura również na tym traci. Choć i tak zachęcam do przeczytania, gdyż jest ciekawie i przystępnie napisana, a zarazem posiada wiele interesujących informacji.
7+/10

Diamentowy wiek (Neal Stephenson) - niezwykle porywająca opowieść o całkiem niedalekiej przyszłości. Przedstawiony świat jest tak skomplikowany i pełen zależności, że chcąc przedstawić wam jego zarys musiałbym się całkiem sporo rozpisać, a akurat mi się nie chce :P
Powiem tylko, że fabuła obraca się wokół interaktywnej książki znanej jako Lekcjonarz każdej młodej damy, która zawiera w sobie sztuczną inteligencję, a opowiadane w niej historie dotyczą osoby czytającej. Jej celem jest bardzo zaawansowana edukacja połączona z wciągającą historią (taka super gra). Książka ta niespodziewanie trafia do rąk pewnej czteroletniej dziewczynki i radykalnie zmienia jej życie.

Diamentowy Wiek to niezwykle wciągająca historia, znakomicie przedstawiony świat niedalekiej przyszłości (bez pewnych dziwactw i specyfiki się nie obejdzie), oraz wiele interesujących dialogów o zabarwieniu naukowo-filozoficznym. Jedyne co mi się nie spodobało to towarzyszące niekiedy uczucie niejasności - nie zawsze orientowałem się dokładnie w sytuacji - oraz moim zdaniem średnio udane zakończenie. W sumie nie jest złe, ale czegoś mu brakuje. Szkoda, że książka nie jest o jakieś 200-300 stron grubsza, bo niektóre wątki mogłyby być dłużej pociągnięte i lepiej wyjaśnione. Wtedy wszystko byłoby cacy.
No cóż, pozostaje mi jedynie polecić wam tą lekturę. Dla miłośników literatury science fiction jest to pozycja obowiązkowa.
9-/10
« Ostatnia zmiana: Stycznia 06, 2011, 14:48:13 pm wysłana przez POK »

kun

  • chujek
  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 02-11-2003
  • Wiadomości: 6 880
  • Reputacja: 80
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #568 dnia: Grudnia 24, 2010, 12:33:28 pm »
Przeczytałem Trylogię mrocznego elfa R.A. Salvatore. Taka sobie opowiastka. Typowe hack'n'slash w książkowym wydaniu. Spodziewałem się czegoś lepszego. Mam też za sobą Grę Endera O.S. Card'a (strasznie długo szukałem tej książki). Rewelacyjna opowieść sci-fi o chłopcach "generałach". Już nie mogę się doczekać kontynuacji. Natomiast "Captains Cook's three voyages round the world" (autor nieznany, wydana w cyklu: "Sir John Lubbock's hundered books"), to książka wielce dla mnie ciekawa. Niestety, napisana strasznie arhaiczną angielszczyzną, przez co trudna do czytania. Mimo szystko godna polecenia. 

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #569 dnia: Grudnia 24, 2010, 15:11:17 pm »
Cytuj
am też za sobą Grę Endera O.S. Card'a (strasznie długo szukałem tej książki). Rewelacyjna opowieść sci-fi o chłopcach "generałach". Już nie mogę się doczekać kontynuacji.
Kupuj koniecznie. Jest napisana w zupełnie innym tonie, ale mi osobiście się równie mocno podobała :)

iko

  • Gość
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #570 dnia: Grudnia 24, 2010, 16:06:59 pm »
Wziąłbyś się wreszcie za czytanie czegoś normalnego ;)

Czytam to co mnie ciekawi. :)


setezer

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 08-05-2005
  • Wiadomości: 3 469
  • Reputacja: 1
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #571 dnia: Grudnia 25, 2010, 10:41:58 am »
Cholera, przystopowałem mocno z książkami, trzeba wrócić do starego, dobrego trybu. Czytałem trochę Jaszczura Balzaca i po prostu nie dałem rady, nie byłem przygotowany na taki intelektualny wysiłek. Teraz drugi raz czytam Język filmu Płażewskiego i polecam wszystkim chcącym odnaleźć w filmach coś więcej niż prymitywną rozrywkę.

Chciałem przeczytać kolejny raz Wojnę i pokój przez tę przerwę świąteczną, ale już wiem, że nie zdążę.

Poza tym 14 książek Husserla i o Husserlu zerka na mnie z biurka. Do końca stycznia muszę je ogarnąć.
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 14, 2011, 20:03:20 pm wysłana przez setezer »

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #572 dnia: Grudnia 25, 2010, 11:49:53 am »
Cytuj
Poza tym 14 książek Husserla i o Husserlu zerka na mnie z biurka. Do końca stycznia muszę je ogarnąć.
sadomasochizm

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #573 dnia: Stycznia 06, 2011, 14:47:45 pm »
Lot nad kukułczym gniazdem (Ken Kesey) - książka opowiada o losach pacjentów w szpitalu psychiatrycznym, a rolę narratora pełni wielki dwumetrowy Indianin Bromden, który jest powszechnie uważany za głuchego. Na oddziale w którym przychodzi żyć pacjentom wszystko pracuje jak w szwajcarskim zegarku. Każda drobna usterka w machinie systemu jest szybko usuwana. Istnieją co prawda głosowania i dyskusje terapeutyczne mające formę demokracji, jednak regulamin jest tak przemyślany, aby pacjenci nie mieli żadnej władzy. Wszystko to służy oczywiście ich dobru. Całą maszyną kieruje siostra Ratched znana również jako Wielka Oddziałowa, "anioł miłosierdzia", czy "wredna suka". Wydaje się, że pacjenci mają wąskie pole manewru i chcąc nie chcąc muszą się podporządkować obowiązującym regułom.

Pewnego dnia przychodzi na oddział nowy pacjent. Niejaki Randle Patrick McMurphy - szuler, cwaniak, krętacz i dziwkarz. Po jego przybyciu wszystko zaczyna się wywracać do góry nogami. Staje się on godnym przeciwnikiem dla Oddziałowej, gdyż równie dobrze jako ona potrafi zamanipulować ludźmi. Z tym wszak wyjątkiem, że on zawsze pozostaje szczery, a żadna groźba nie sprawi, że przestanie być sobą. Mimo oczywistego wyzysku z jego strony pacjenci zaczynają coraz bardziej go szanować, przeciwstawiając się zarazem coraz mocniej rządom siostry Ratched. Rewolucja wydaje się nieunikniona i jak to zwykle bywa zbiera ofiary po obu stronach.

Niektórzy Lot interpretują jako krytykę totalitaryzmu. Jest w tym bez wątpienia pewna racja, ale moim zdaniem Lot ma znacznie szerszy wydźwięk. Jest to nie tylko krytyka systemu jako całości, ale również krytyka samej władzy nawet na tych niższych szczeblach. Wszędzie gdzie istnieje jakaś hierarchia mogą znaleźć się osoby, które dla własnej żądzy, niezaspokojonych pragnień, zaczną narzucać warunki i cieszyć się z poczucia wyższości. Jest po pewien rodzaj ułomności nie mniejszy, niż u niektórych pacjentów w psychiatryku. Właśnie przez podobne osoby, takie miejsca jak szpital psychiatryczny mogą stać się dla pacjentów katorgą i zamiast pomagać, tylko coraz bardziej pogłębiać ich lęki. W takich sytuacjach potrzebna jest konsekwentna walka o wolność. McMurphy jest synonimem tej wolności. Jego metody bywają różne, jedne zasługują na pochwałę, drugie na naganę. Jednak nawet oskubywanie pacjentów, jeśli jest szczere, jest znacznie lepsze od obłudy. Znamy to zresztą z doświadczenia - każdy woli mieć do czynienia z osobami bezpośrednimi, niż kłamliwymi.

O Locie można by pisać długo, wymieniając różne alegorie, zastanawiając się jeszcze głębiej nad sensem i ukrytą krytyką, której jest co niemiara (np szczególnie brutalny w tamtych czasach system leczenia pacjentów "nowoczesnymi" środkami zaradczymi czego odzwierciedlenie widzieliśmy również w wydanej w tym samym roku Mechanicznej Pomarańczy). Trzeba jednak jasno powiedzieć, że Kesey napisał wręcz rewelacyjną książkę, okraszoną wspaniałym stylem. Jeśli miałbym wyróżnić jakieś wady, to tych raczej brak, choć nie mogę powiedzieć, że cała treść podobała mi się w równym stopniu. Były momenty lepsze i gorsze. Niezbyt np przypadły mi do gustu, mocno zagmatwane sny i niektóre wspomnienia Bromdena. Nadają one co prawda pewnego smaczku, oraz głębi, ale były zbyt inne i ciężko je zinterpretować. Również elementy sielanki "poza szpitalnej" nie do końca mnie przekonały swoim stylem. Dużo bardziej wolałem starcia i akcję prowadzoną w samym wnętrzu ośrodka.

Ten kto nie czytał, musi koniecznie nadrobić zaległości. Lot nad kukułczym gniazdem to klasyka i nie bez powodu. Swoją popularność zawdzięcza oczywiście w znacznym stopniu wersji filmowej, która dostała 5 Oscarów. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że jest to głównym powodem. Kesey napisał po prostu książkę ponadczasową. Analizę natury ludzkiej i pochwałę dla hedonistycznego trybu życia (czyli pochwały przyjemności, czerpania radości z życia bez krzywdzenia innych), zawierając w niej również całą masę innych przesłań. Osobiście jestem pod wrażeniem, a radość z lektury nie skończyła się wraz z ostatnią stroną. Polecam.
Mocne 9/10.

setezer

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 08-05-2005
  • Wiadomości: 3 469
  • Reputacja: 1
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #574 dnia: Stycznia 06, 2011, 14:58:31 pm »
Czytaj więcej POK (chociaż zdaje mi się że czytasz już bardzo dużo) i pisz więcej TUTAJ, bo uwielbiam czytać twoje opisy.

Ode mnie o Locie:

Tę książkę czytałem już kilka lat temu i niedawno nadarzyła się okazja by sobie ją odświeżyć, co uczyniłem z największą chęcią.

Nie wiem jak zacząć, bo po pierwszej lekturze byłem w niemałym szoku i pełen podziwu dla autora. Po lekturze drugiej tylko utwierdziłem się w opinii, że jest to książka rewelacyjna. Jak to mówią - najlepiej zacząć od początku:

Do szpitala psychiatrycznego trafia miglanc - McMurphy, który wymigał się tym samym z przymusowych robót w więzieniu. Ma nadzieję na kilka tygodni luksusów w szpitalnych warunkach, by potem wydostać się na wolność. Jest to łachmyta, bandzior, dziwkarz, hazardzista, pijak itp. Cechuje się jednak czymś, czego brakuje większości, a już na pewno wszystkim w szpitalu - swobodą, jest po prostu sobą. Gdy wkracza w swoich podkutych żelazem butach i śmieje się narrator powieści, jeden z chorych - Bromden, zauważa, że od dawna nie słyszał takiego szczerego śmiechu. I na takim fundamencie Kesey zbudował cudowną metaforę walki buntowników z systemem, z władzą. Rozumiecie - dla kombinatu wygodnie jest by nikt się nie wychylał, zaś McMurphy wychyla się niebywale. Szcza na normy, wypowiada wojnę siostrze oddziałowej i odnosi sukces. Jednak kombinat ma ogromną władzę i metody, którymi potrafi stłamsić takich buntowników.

Bromden, czyli dwumetrowy Indianin, jako narrator to niezwykły pomysł, który nadaje powieści specyficzny klimat. Bohater udaje głuchoniemego, jest cichym obserwatorem, na którego nikt nie zwraca uwagi, jedynie RPM (Randle Patrick McMurphy) dostrzega w jego oczach błysk zrozumienia. Kesey przed napisaniem powieści pracował jako sanitariusz na oddziale psychicznie chorych, dzięki czemu realia są oddane niezwykle szczegółowo i prezentują się nadzwyczaj realnie.

Jedna z moich ulubionych książek. Standardowo jeszcze co nieco o filmie, bo takowy powstał. Milos Forman podjął się i wyszło mu całkiem dobrze. Jack Nicholson jako McMurphy sprawdził się wręcz wybitnie. Film ociera się o geniusz, ale mimo to, żal że tak spłyca wydźwięk książki i brakuje wielu istotnych wątków. Tak to jest, ale znać trzeba.

Pisałem niedawno pracę o zjawisku beat generation przez pryzmat kilku sztandarowych dzieł (oczywiście W drodze, Włóczędzy Dharmy, Skowyt, Ćpuń, Nagi Lunch) i nie omieszkałem opisać Lotu.

    Motyw walki z systemem jest głównym tematem Lotu nad kukułczym gniazdem Kena Keseya. Do szpital psychiatrycznego trafia drobny przestępca, który chce tym samym wymigać się od ciężkich robót. Szpital jest metaforą państwa amerykańskiego, gdzie władzę sprawują pewne jednostki, a reszta musi się im podporządkować dobrowolnie lub przy użyciu gwałtu. Nie ma drogi ucieczki, a jakiekolwiek odstępstwa od normy są surowo karane. McMurphy (wspomniany przestępca) trafiając do oddziału widzi pełne oddanie pacjentów, którzy boją się sprzeciwić, po prostu nie mają na to już sił lub nie zależy im na tym, bo ich sytuacja zaspokaja ich potrzeby. Bohater nie może się z tym pogodzić i wypowiada wojnę siostrze oddziałowej psując jej idealnie ułożony oddział. Walkę przegrywa, sam jeden nie jest w stanie pokonać siostry Ratched, ale bunt, który uprawiał zmienia bezpowrotnie współpacjentów. Uświadamia im, że nie mogą biernie poddawać się pełnej kontroli.
    W jednym z fragmentów książki McMurphy zauważa betonowy blok ze stalową armaturą, który wyrywając, podnosząc i rzucając w okno mógłby utorować drogę do wolności. Jest zdecydowanie zbyt duży, by ktokolwiek mógł go podnieść, a mimo to bohater zakłada się z kompanami leczenia, choć wie, że nie ma najmniejszych szans, by tego dokonać. Po niepowodzeniu stwierdza: „Przynajmniej się starałem. Przynajmniej się starałem do diabła!”.
    Innym ważnym fragmentem jest moment, gdy McMurphy dowiaduje się, że większość z pacjentów jest zamknięta w oddziale z własnej woli. Zupełnie dobrowolnie poddają się oni mechanicznej sile „koła zębatego” („Ratched – przywodzi na myśl słowo „ratchet”, koło zębate”). Dla McMurphy'ego jest to ostateczny cios i koniec nadziei na zwycięstwo.
    „Beat Generation” można niemalże w pełni utożsamić z Randle Patrickiem McMurphy'm (R.P.M. Można również odczytać jako «revolution per minute», co oznacza nie tyle «obroty na minutę», jak na płytach gramofonowych, ile rewolucje, bunty”), zaś oddział z „normalnym” społeczeństwem, a także aparatem państwowym. Bunt i walka o wolność, niestety z góry skazana na porażkę, ale mimo to warta podjęcia, gdyż zmiany jakie przynosi są lepsze niż bierne trwanie w konformizmie.
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 14, 2011, 18:34:03 pm wysłana przez setezer »

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #575 dnia: Stycznia 06, 2011, 15:38:44 pm »
Cytuj
Czytaj więcej POK (chociaż zdaje mi się że czytasz już bardzo dużo) i pisz więcej TUTAJ, bo uwielbiam czytać twoje opisy.
Staram, ale na razie jest ograniczany przez magisterkę. A jako, że temat, to "książki, jakie lubicie?", nie zamierzam zamęczać tutaj wszystkich opisami twórczości Kartezjusza i jego interpretatorów ;)  Większość książek swoją drogą nie jest nawet taka zła, ale są za to mocno specyficzne. Jeśli jednak kogoś to ciekawi, to radzę zacząć od Rozprawy o metodzie, czytając ją bardzo powoli. Całkiem przystępnie napisana książeczka jak na dzieła filozoficzne.

Napiszę może niedługo kilka słów o Błędzie Kartezjusza autorstwa Damasio, bo ta lektura traktuje o mózgu i emocjach, a nie filozofii. Do tego jest całkiem niezła. Dzisiaj mi się jednak nie chcę. Jutro postaram się coś skrobnąć

setezer

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 08-05-2005
  • Wiadomości: 3 469
  • Reputacja: 1
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #576 dnia: Stycznia 06, 2011, 15:45:57 pm »
Tyś filozof?

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #577 dnia: Stycznia 06, 2011, 16:49:32 pm »
Tyś filozof?
Tylko połowicznie ;)

setezer

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 08-05-2005
  • Wiadomości: 3 469
  • Reputacja: 1
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #578 dnia: Stycznia 06, 2011, 18:37:34 pm »
To znaczy?

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #579 dnia: Stycznia 06, 2011, 21:21:17 pm »
Po pierwsze nie studiuję czystej filozofii, a komunikację społeczną na UAMie. Po drugie z filozofii interesuje mnie to co ogólne - chęć zrozumienia świata w sposób racjonalny - nie interesują mnie natomiast dziedziny abstrakcyjne takie hermeneutyka, czy fenomenologia. W moim odczuciu jest to głównie gadanie o niczym. Chęć dotarcia do wiedzy samym rozumem. Kiedyś miało to uzasadnienie, teraz już nie bardzo. Na obecnym etapie wiedzy nie może się ona obejść bez pomocy nauk szczegółowych, aby konsekwentnie i spójnie łączyć fakty, które przecież trzeba poddać falsyfikacji.

Każda nauka bierze się z filozofii i z samego tego powodu warto ją studiować (chociażby we własnym zakresie). Poza tym interesują mnie również poglądy wybitnych myślicieli, bo w wielu rzeczach wykazywali się mądrością, a i żeby mieć dobry obraz współczesności, trzeba się często cofać wstecz i zwracać uwagę nie tylko na wydarzenia historyczne, ale również na historię myśli. Jeśli dobrze ją przeanalizujemy możemy nie tylko dowiedzieć się dlaczego teraz jest tak a tak, ale także jak może być w przyszłości. Za rozwojem technologii szedł rozwój ogólnego wykształcenia i wiedzy, natomiast sama natura człowieka niewiele się zmieniła przez ostanie kilka tysięcy lat.

To tak w skrócie co myślę o filozofii :)

setezer

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 08-05-2005
  • Wiadomości: 3 469
  • Reputacja: 1
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #580 dnia: Stycznia 07, 2011, 10:35:18 am »
O żesz ty, w Poznaniu też macie komunikację społeczną. U nas na ogólnej zostało z 10 osób, na komunikacji z 40-50.

No to się bardzo różnimy, bo Husserl to mój ulubieniec. Poza tym ciągotki ku egzystencjalizmowi i przede wszystkim estetyce filozoficznej. Bo w gruncie rzeczy czuję się słaby z filozofii i raczej będę kombinował, by priorytetem stało się kulturoznawstwo. Kiedyś mocno mnie kręciła etyka, siedziałem trochę w bioetyce, również antropologia filozoficzna - to akurat mi zostało.
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 14, 2011, 18:31:55 pm wysłana przez setezer »

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #581 dnia: Stycznia 07, 2011, 15:16:42 pm »
Błąd Kartezjusza: Emocje, rozum i ludzki mózg (Antonio Damasio) - autor - znany neurolog z wieloletnim doświadczeniem - objaśnia nam w jaki sposób nasz mózg jest zależny od emocji. Początkowo wyjaśnia to na znanych przykładach. Szczególną uwagę poświęcając dwóm pacjentom:
- pierwszemu dobrze udokumentowanemu i najbardziej znanemu przypadkowi w historii uszkodzeń mózgu, czyli przypadkowi Phineasa Gage'a
- własnemu pacjentowi o przydomku Eliot
Obydwaj charakteryzują się tym, że po uszkodzeniu płata czołowego kompletnie stracili umiejętność racjonalnego podejmowania decyzji (Eliot), a nawet stali się zupełnie innymi ludźmi (Gage). Autor obydwa przypadki opisuje niezwykle ciekawie nie zapominając o drobnych szczegółach na które warto zwrócić uwagę. Oprócz tego poświęca jeszcze uwagę także innym zaburzeniom pracy mózgu, badając wynikające z nich konsekwencje. Niekiedy nawet nawiązuje do technik z przed półwiecza przypominając stosowane w tamtych czasach metody i ich katastrofalne skutki.

W dalszej części wskazuje na własne przemyślenia, oraz wnioski do jakich doszedł w ciągu 20 lat badań. Nie są to tezy potwierdzone, ale istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że właśnie w ten sposób przebiega ludzkie myślenie. Mózg ma strukturę modularną, czyli jest podzielony na pewne części, odpowiadające za poszczególne działania (np emocjonalne podejmowanie decyzji). Cała jego struktura w czasie ewolucji składa się z części nowszych (np płat czołowy) i starszych (pierwotnych, np kora). Części te choć często są niezależne, bo odpowiadają za określone funkcje, to jako całość współgrają ze sobą i ich prawidłowe funkcjonowanie jest konieczne do sprawnego, zdrowego działania naszego umysłu. Właśnie patrząc na wcześniejsze przypadki można zdać sobie sprawę z tego, że nasze pojęcie racjonalności, czyli suche, wykalkulowane myślenie, pozbawione emocji nie zdaje egzaminu. Eliot zdawał wszystkie testy na inteligencje, potrafił podejmować dobre decyzje podczas badań, a w życiu prywatnym nic mu nie wychodziło. Damasio długo się nad tym zastanawiał, aż w końcu chyba znalazł rozwiązanie. Nasz mózg poprzez emocje kojarzy jedne rzeczy jako dobre, a drugie jako złe, odpowiednio je przy tym stopniując. Jest to proces nieświadomy. Jako ludzie nie jesteśmy wstanie osiągnąć - jak sugerował Kartezjusz - racjonalnego myślenia, wyzbytego z emocji, suchego dodawania faktów. Nasze myślenie (zakładając, że jesteśmy zdrowi) tkwi w emocjach. Gdyby było inaczej, to rozwiązanie nawet najmniejszego życiowego problemu (np czy lepiej iść na lunch z przyjaciółką w czwartek, czy w piątek) zajmowałoby nam godziny, a i tak nie bylibyśmy w stanie otrzymać rozwiązania. Poza tym Damasio wyraźnie krytykuje kartezjańską koncepcje duszy i ciała, całkowicie odrzucając jej dualizm. Nie ma podziału na istotę cielesną i istotę myśląca. Nasz umysł wytwarza się w mózgu, a mózg w takiej formie w jakiej go znamy powstaje dzięki reszcie ciała. Portugalski neurobiolog krytykuje także dawne poglądy empirystów uznające umysł jako tabula rasa. Mózg nie jest niezapisaną kartką, jego części (moduły) rosną od starszych do nowszych, dziedzicząc w ten sposób cechy, role, oraz informacje podstawowe.

Myślę, że udało mi się przybliżyć problemy i zagadnienia poruszane w tej książce. Co do stylu w jakim jest ona napisana, to Damasio podczas opisów nie szczędzi żargonu medycznego, ale stosując częste powtarzanie i objaśnianie sprawia, że lektura jest dosyć przystępna, choć na pewno nie można nazwać jej łatwą. Taka trochę cięższa literatura popularnonaukowa. Wystarczy trochę wolniej czytać, a nad wszystkim nadążymy. Jeśli chodzi o styl, to po wcześniejszej części recenzji widać, że autor umie pisać ciekawie i rozbudzić tak ważne w naszym życiu emocje. Oczywiście dużo tutaj zależy od preferencji, bo nie każdego w równym stopniu interesują zagadki naszego umysłu. Ja szczerze mówiąc byłem jak najbardziej zadowolony z lektury, spodziewając się raczej mniej interesującej treści. Czasami co prawda czułem się trochę przytłoczony, a po niecałym miesiącu od przeczytania mogę stwierdzić, że trochę wiedzy uleciało z mojej głowy. Kiedyś jednak na pewno wrócę do lektury, aby odświeżyć sobie pamięć. Myślę nawet, że będzie to prędzej, niż później : )

Książkę jak najbardziej polecam, choć nie, żebym się nią nie wiadomo jak zachwycał. Przypominam, że jest to treść trochę bardziej szczegółowa i specyficzna. O ile pierwsze rozdziały, dotyczące przypadków uszkodzenia mózgu u Gage'a i Eliota spodobają się niemal każdemu, tak z dalszą częścią może być już różnie. Jeśli ktoś lubi podobne zagadnienia, to tylko brać i czytać*. Mnie Damasio przekonał.

*niestety książka jest trudno dostępna i nie jest łatwo ją dostać; za swój egzemplarz zapłaciłem ponad 70 zł
8/10

Ps. W zamyśle miało być kilka zdań ; )

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #582 dnia: Stycznia 12, 2011, 23:44:38 pm »
Traktat ateologiczny: Fizyka metafizyki (Michel Onfray) - już sam tytuł mówi nam o czym jest ta książka. Ateologiczny, czyli przeciwstawny teologii. Podtytuł natomiast ("fizyka metafizyki") sugeruje opis zjawisk nadprzyrodzonych za pomocą praw rządzących światem materialnym. Jeśli uda się racjonalnie wyjaśnić metafizykę, to przestanie ona istnieć - nie ma żadnego "po", czy "przed", jest tylko teraz.

Te postulaty znajdują odzwierciedlenie w treści. Onfray nawołuje aby badać dzieła religijne tak samo jak dzieła świeckie (np zapiski historyczne, czy traktaty filozoficzne). Podczas analizy Biblii czy Koranu, zakładanie boskości "z góry", jest działaniem kompletnie irracjonalnym i świadczy jedynie o uprzedzeniach, oraz nieobiektywności. Dlaczego Stary Testament ma być wolny od krytyki, a dzieła Platona już nie? Przecież to nie ma sensu. Jeśli tekst danego pisma jest nadany od doskonałego Boga, to wnioskując logicznie jego treść też musi być doskonała, a zatem spójna, ponadczasowa, pozbawiona skaz, jednym słowem, idealna - nic nie można jej zarzucić. Czy tak jest w istocie? Nie bardzo. Święte księgi roją się wręcz od sprzeczności, a szerzone przez nie postulaty wielokrotnie nie mają wiele wspólnego z ogólnie pojmowaną moralnością. Są za to dziwnie ludzkie i znakomicie wpasowują się w lata w których powstawały. Stary Testament jest szowinistyczny, Nowy Testament głosi antysemityzm, a Koran oprócz obydwu karmi nas jeszcze rajem z wiecznymi dziewicami, drogimi tkaninami i innymi przyjemnościami, których jesteśmy pozbawieni za życia (swoją drogą przytoczony w książce opis muzułmańskiego raju bardzo mi się spodobał i rozbawił). I właśnie dlatego należy je badać i analizować za pomocą wszelkich dostępnych metod. Należy oddzielić ziarno od plew, jednoznacznie stwierdzając ile to wszystko jest warte. A sprawa nie jest błaha, przecież miliony osób wierzą w Boga takiego właśnie jaki został opisany w świętych księgach. Co jeśli marnują tylko swój czas i pieniądze? Przecież jeśli istnieje jeden, idealny, nieskończony, Bóg, to dlaczego ma tyle postaci? To się nie trzyma kupy...

Według Onfray'a nadchodzi powoli koniec ery chrześcijańskiej, po której nastanie era pochrześcijańska. Miejsce teologii zajmie ateologia. Zamiast kultywować śmierć, bliżej nieokreślone życie pozagrobowe, należy się skupić na tu i teraz. Po co się niepotrzebnie ograniczać? Jeśli dokładnie zbadamy święte księgi razem z ich tłem historycznym, oraz ustalając motywy dla których powstały, i okaże się, że nie są warte funta kłaków, to należy się ich pozbyć. Autor jako lekarstwo sugeruje szerzenie demokracji, egzekwowanie praw człowieka, równość, równouprawnienie, koniec z rasizmem, a także wprowadzenie pogodnego, radosnego hedonistycznego stylu życia. Jeśli dane zachowanie sprawia nam przyjemność, nie krzywdząc zarazem drugiego człowieka, to dlaczego mamy sobie tego bronić? Jesteśmy pewni tylko tego jednego życia, więc się nie ograniczajmy, żyjmy pełnią!

Traktat ateologiczny skupia się na krytyce trzech głównych religii monoteistycznych i traktuje praktycznie tylko o nich. Co ważne, Onfray wcale nie skupia się tylko na chrześcijaństwie, nie lęka się muzułmanów i często dosadnie krytykuje islam, poświęcając mu całkiem sporo miejsca, wytykając wady i sprzeczności. Jeśli chodzi o judaizm, to najbardziej obrywa mu się za pozbawioną racjonalności praktykę obrzezania. Trzeba pamiętać, że wszystkie te religie wywodzą się z podobnych korzeni, a poruszane wątki wielokrotnie się splatają. Nie znajdziemy tu natomiast specjalnie krytyki samej idei Boga, czemu sporo uwagi poświęcił np Dawkins. Francuski filozof koncentruje się na krytyce religii, gdyż to one stworzyły Boga na własny użytek. Bez religii następuje śmierć Boga. Znika czynnik regulujący.

Książka napisana jest w sposób powszechnie uważany za radykalny. Onfray się nie patyczkuje. Stara się wyłożyć karty na stół - wytyka wszelkie irracjonalności wiary w ewangelicznego Boga, próbuje zwrócić uwagę na kontekst historyczny, oraz autorów tych tekstów, a także zwraca uwagę na bezsensowność wielu dogmatów. Stoi tym samym w wyraźnej opozycji do całego duchowieństwa, gorsząc ludzi wierzących. Onfray nie rozpatruje jednak religii w tych kategoriach. Nie bada pism świętych jako nadanych od Boga, a jako zwykłe teksty. A że ich treść pozostawiają wiele do życzenia, to musi się im oberwać. Nie ma na to rady.

Sam styl w jakim Traktat... został napisany jest dobry, trochę filozoficzny (nie zabraknie nazwisk znanych filozofów), ale napisany dosyć przystępnym językiem. Wiele nie można w tej kwestii zarzucić. Kto jednak oczekuje intelektualnej uczty, szerokiego analizowania problemów i filozoficznej głębi, ten może się zawieść. Osobiście spodziewałem się dzieła trochę bardziej ambitnego, choć nie mogę powiedzieć abym czuł się bardzo zawiedziony. Mimo to czegoś w tej kwestii brakuje.

Kończąc, muszę jeszcze napomknąć o wadach. O jednej właśnie wspomniałem. Druga jest z nią pośrednio związana. Mianowicie, razem z przedmową tłumacza lektura ma 240 stron, dodatkowo niespecjalnie dużych. Na tak małej powierzchni tekstu, niemożliwością po prostu było zamieszczenie i dokładne omówienie wszystkich nieścisłości trzech największych religii monoteistycznych. W konsekwencji otrzymujemy obraz niepełny, bardziej wprowadzenie do tematu, niż jego wyczerpującą analizę. Brakowało mi również przypisów do zamieszczanych informacji. Co prawda cytując jakiś tekst z danej księgi wyraźnie zaznacza skąd pochodzi, a ostatnie strony lektury zostały poświęcone omówieniu bibliografii. Nie jest to jednak to samo, co standardowe przypisy u dołu strony.

Traktat ateologiczny na pewno nie jest dziełem rewolucyjnym, a nawet trudno byłoby go nazwać rewelacją. Jego treść choć bardzo ciekawa, a argumentacja w większości przypadków uprawomocniona i sensowna, nie wyczerpuje należycie tematu. Taki zabieg mógł być celowy - ograniczenie pojemności dla szerszego rozpropagowania zawartych w niej podstawowych idei. Opasłe tomisko mogłoby wielu odstraszyć swoimi rozmiarami, a tak króciutką książeczkę każdy może bez problemu przeczytać. Autor w tym przypadku postawił na ilość, ujmując trochę jakości. Nie można go za to winić. Osobiście przeczytałbym bardziej rozległą rozprawę, ale liczę się z tym, że czasem cel uświęca środki. A że podstawowe tezy głoszone przez Onfray'a są w moim odczuciu słuszne, to tym bardziej jestem za ich nagłośnieniem. W wielu czytelnikach zgorszenie może budzić radykalizm poglądów, pamiętajmy jednak, iż zadaniem tej pozycji jest krytyka religii, a nie jej sucha, dogłębna analiza. Autor stara się sfalsyfikować sens wierzenia w Boga ewangelicznego. Posługuje się ówczesną metodą naukową - jeśli coś zawiera elementy błędne/szkodliwe, to należy je usunąć i stworzyć nową, lepsza teorię. Nie można powiedzieć, że jest nietolerancyjny. Po prostu podchodzi do sprawy w sposób racjonalny i krytyczny. Nie przemilcza niektórych spraw tylko dlatego, bo "tak wypada".

Podsumowując, lektura mi się jak najbardziej podobała, a i dowiedziałem się z niej tego i tamtego. Wątpię jednak aby jej przesłanie urywało mi sny po nocach. Raz byłem pozytywnie zaskoczony i delektowałem się kolejnymi fragmentami, a czasem czułem niedosyt. Może kiedyś Onfray wyda rozszerzoną wersję Traktatu..., napisaną z dużo większym kunsztem i dbałością. Wtedy może paść maksymalna nota.
7+/10

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #583 dnia: Stycznia 26, 2011, 19:15:16 pm »
Pewnie zainteresuję tylko setezera, ale co mi tam ;)


Medytacje o filozofii pierwszej (R. Descartes - Kartezjusz) - dzieło to stanowi główny wykład kartezjańskiej metafizyki. Jak zresztą zauważa Jan Hartman - tłumacz francuskiego wydania - francuskie "meditations" oznacza raczej rozważania, niż medytacje (w naszym rozumieniu tego słowa), a oryginalny francuski tytuł brzmi właśnie Meditations metaphysiques (medytacje/rozważania metafizyczne). Esencję tego traktatu stanowi sześć medytacji, dotyczących takich problemów jak Bóg, dusza, czy prawda (wiedza pewna).

Kartezjusz w swoim dziele postuluje dualizm duszy i ciała, oraz istnienie Boga (co na swoje czasy było oczywistością). Co jednak istotne, Descartes nie tylko postuluje ich istnienie, ale twierdzi zarazem, że ma ku temu dowody. Dowody, które można uzyskać za pomocą czysto rozumowego dochodzenia. Proces ten z kolei rozpoczyna się od systematycznego wątpienia, w co tylko możliwe. Francuski uczony stara się dojść nie do granicy poznania jak to czynią niektórzy, ale osiągnąć granicę wszelkiego zaprzeczenia. Ma zamiar dotrzeć, do tej granicy, a następnie się od niej odbić i powoli upewniać się coraz to nowych rzeczy, których zaprzeczyć już się nie da. Aby osiągnąć pożądany przez siebie stan, wymyśla argument Boga-Zwodziciela, geniusza zła, potrafiącego zawsze nas zmylić - np może nam się wydawać tylko, że widzimy to co aktualnie postrzegamy, a naprawdę jest to coś zupełnie innego. Można powiedzieć, iż nigdy nie będziemy niczego pewni, przyjmując możliwość istnienia istoty, która zawsze będzie nas zwodzić, nieważne co zrobimy, czy pomyślimy. Ale czy na pewno niczego nie możemy być pewni? Po głębszym zastanowieniu Kartezjusz dochodzi do następujących wniosków:

"Wprawdzie jest jakiś zwodziciel, nie wiem jak potężny, który używa całej swej przebiegłości, by mnie wciąż wprowadzać w błąd. Więc bez wątpienia ja jestem, skoro on mnie zwodzi. Niech mnie więc zwodzi, ile chce, a i tak nie sprawi, abym był niczym, jeśli tylko będę myślał, że jestem czymś. W ten sposób po dokładnym zastanowieniu i rozważeniu wszystkiego, uznać należy za ustaloną tę konkluzję, iż stwierdzenie: jestem, istnieję jest z koniecznością prawdziwe, ilekroć je wypowiadam lub pojmuję w duchu"[1].

Jak widać Kartezjusz osiągając granicę wątpienia, potrafi się od niej odbić, a pierwszą rzeczą, której jest w stanie być pewnym na 100% jest własne istnienie, wynikające z aktu wątpienia (myślenia - myślę, więc jestem). Co więcej sam Bóg-Zwodziciel nie ma racji bytu, gdyż ja, upewniając się co do swojego istnienia, neguję jego wszechmoc. Nie może istnieć nieskończenie potężny Bóg ograniczony jakimś prawem.

Nie będę tutaj streszczać całej książki, a powyższe wnioski zawarte w początku drugiej medytacji, przywołałem tylko po to, aby zobrazować system kartezjańskiego wnioskowania. Niestety, od razu uprzedzam, iż nie wszystkie postulaty stawiane przez francuskiego filozofa, trzymają poziom wyłożonej powyżej myśli wyjściowej. Właściwie to "Medytacje..." można opisać w trzech słowach, oznaczających kolejno porządek myśli; są to: wątpienie, ja, Bóg. Z wątpienia wyłaniamy własną egzystencje, z niej natomiast konieczność istnienia Boga.

Głębiej analizując podawane przez Descartesa dowody na istnienie duszy, czy Boga, dochodzimy do pewnych nieścisłości, szczególnie widocznych współcześnie. Kartezjusz uważał np że ciało jest tylko formą, pewnym wehikułem dla rozumu, który jest od niego oddzielony. Na dowód tego podawał fakt, iż można zwątpić w ciało, a nie da się zwątpić w akt myślenia, stąd też wynika, że dusza musi istnieć niezależnie od ciała. Jak bardzo się mylił, widać chociażby obserwując dzisiejsze badania neurologiczne. Gdy wytniemy pacjentowi cały płat czołowy, to nie ma szans by doszedł do podobnych wniosków co francuski uczony. Podobnie ma się sprawa z dowodami na istnienie Boga, których punktem wyjścia był fakt, wrodzonej u wszystkich ludzi idei nieskończonego, wszechpotężnego bytu.

Jak widać kartezjańska metafizyka, nie jest czymś, nad czym będziemy bić pokłony, czy rozmyślać godzinami nad genialnością jej twórcy. Głównym plusem jaki można wyciągnąć z lektury, jest nie, przyswojenie sobie zawartych w niej wniosków, ale próba zrozumienia myśli rządzących tamtejszą epoką, oraz wywołana nimi chęć refleksji nad poruszanymi zagadnieniami (znalezienie nieścisłości, własna kontrargumentacja itd.). Z tych właśnie powodów można polecić "Medytacje..." osobom chcącym zasmakować troszkę przystępnie wyłożonych filozoficznych rozważań na wysokim poziomie. Ten kto jednak sięga po lekturę, tylko z chęci dowiedzenia się jakiś prawd absolutnych, albo sromotnie się zawiedzie, lub nabędzie błędne przekonania.

Na koniec jeszcze tylko dodam, iż osobiście pierwszy raz "Medytacje..." przeczytałem jakieś pół roku temu, lecz przyznam szczerze, że poza głównymi zagadnieniami, niewiele zapamiętałem. Przy drugim podejściu byłem już znacznie lepiej obeznany z poglądami filozofa z La Haye, stąd też i zrozumienie sensu tego traktatu filozoficznego, przyszło mi znacznie łatwiej.
6+/10

---
[1] R. Descartes, Medytacje o filozofii pierwszej, Kraków 2004, s. 35.

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #584 dnia: Stycznia 30, 2011, 16:22:03 pm »
Ze względu na wyjątkowość tego, jakże znanego i w ciężkim stylu napisanego dzieła, zmieniłem formę, na bliższą tej, w jakiej zostało napisane i przetłumaczone. Oczywiście różnice nadal są znaczne, i nawet nie śmiałem myśleć, że zbliżę się do formy oryginału. Mimo to jestem nawet zadowolony z efektów tego eksperymentu. Może znajdzie się osoba z taką ilością samozaparcia, że przeczyta całość ;)

Tako rzecze Zaratustra: Książka dla wszystkich i dla nikogo (Fryderyk Nietzsche)
Zaratustra! Ten mędrzec z brodą długą, co swe nauczał dziwy! Gdzieżby on nie był i czegoż nie widział? Miał on swe najmilsze stworzenia, dzieci, które gdy głód go przemógł, dopomagały mu uczuciem i oddaniem. Wąż, oraz orzeł, dwa symbole tego, co człowiek winien mieć, a czego nie ma. Bo człowiek, jest tym, co przezwyciężonym być musi! Tylko gdzież by tu szukać nadczłowieka, gdy wszędzie wokoło tylu słabych, miękkich niczym ziemia po deszczu? Nadczłowiek ma być jak granit! Jego wola winna przysposabiać sobie innych! Tylko w wojnie nabiera się odwagi i cnoty, a kto zginie, ten zginąć powinien. Taki los już nasz bowiem, a natura, sroga i wolna, sama najroztropniej wszystko rozsądzi. Bo gdzie człowiek, tam i zwierzę. Więc mylą się ci, co zwierzęcość są nam skorzy ujmować. Myślą, że człek co tablice zna, też cnotę posiadł. Mylą się oni wielce. Swe moce kierują zaprawdę ku nicości, sącząc jadowite słowa swych grzesznych mistrzów. Lecz oni nie słyszeli jeszcze o tem, iż Bóg już umarł, i nie powstanie, póki słońce nie zgaśnie. Wtedy bowiem znowu się narodzi, by umrzeć znowu. Czyż spirala życia nie kręci się w koło jak młyn, powtarzając raz po raz te same cykle? Podobnież być może ze wszystkim co się nam przytacza, więc czemuż próbujemy temu zaprzeczać? Nadczłowieka nam potrzeba! Nie Boga. Szczerość nad pychę, pycha nad cnotę, a duma ponad wszystko! Tego właśnie nam trzeba. A kto nadczłowiekiem nie jest, ten szukać go winien. Taki cel rozświetla miejsca, w których mrok się zalęgł.

O tym prawił Zaratustra, lecz któż by w stanie rzec, iż słuszność on miał? Mylił się być może tam, gdzie racji pewien swej był? Czyż on nie jak bóg chciał nauczać? Z tą różnicą tylko, że litość jego zamiarem nie była, a siła. Matkę naturę cenił przeogromnie i to za wróżbę dobrą można by przyjąć. Ależ czyż sens jest tak swe człowieczeństwo upodabniać do lwa dzikiego, co młode jest gotów zabić? Może lepszy byłby ten człowiek skromny, co obłudnikom się nie daje, szczerym być pozostaje, a duch jego dąb naśladuje? Czy ktoś taki nie byłby wpierw nadczłowiekiem, aniżeli Napoleon, czy inny Wielki, pod którym ludzie jak muchy padały? Wojna środkiem doskonalenia być nie może, gdyż to co złe, właśnie w niej ma swe korzenie zapuszczone najgłębiej. Zaratustra dostrzec tego potrafić nie zdołał. Czyż nadczłowiek jest możliwy? Być może i nie. Któż by to wiedzieć miał? Co zaś miałbym orzekać o stałym powracaniu, to choć gałąź z której to przekonanie kwitnie, jest mocna, jest też jedną spośród setek innych, także znacznie mocniejszych przytułków, rozwiązujących nasz koniec i początek.

Mędrzec ów wiele wiedział, a zarazem wiele przypuszczał. Dzieło jego wielkim jest i wątpić w to człek niezdolny. Ile jednak prawd nieść w sobie może? Tyle samo niemal, co kłamstw i złorzeczeń! I choć Bóg umrzeć mógł, to dusza człowiecza wciąż egzystuje. Liczyć się winno nie to, co człowiek osiągnąć w stanie, lecz to, na ile szczęśliwym być on może. Stąd też, choć docenić muszę, to popierać jam nie zdołał. Werdykt mój srogi być winien, ale jak tu przeklinać coś, czego styl tak wspaniałym, choć trudnym jest. Dlatego, dzieło niniejsze znać się powinno, a treść pozostawić własnemu osądowi.

Tego nie rzecze Zaratustra

6/10

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #585 dnia: Lutego 04, 2011, 14:18:51 pm »
Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem (Oliver Sacks)
"Opowiadanie o chorobach to rodzaj Baśni z tysiąca i jednej nocy"
Ten cytat autorstwa Williama Oslera stanowi motto książki Sacksa i jest zarazem znakomitym odzwierciedleniem jej stylu. Poszczególne historie (łącznie 24) bardziej przypominają opowiadania, niż teksty naukowe dotyczące chorób. Nie znajdziemy tutaj wiele opisów stricte lekarskich. Autor wolał skupić się na dialogach, oraz własnych przemyśleniach. Tematem przewodnim jest tutaj ludzka egzystencja. Pytania takie jak: "czy bez świadomości własnego ja można mieć duszę?", "co to znaczy być człowiekiem?", "czy ludzie upośledzeni są od nas gorsi?" można znaleźć w takiej lub innej formie, przy analizie każdego omawianego przypadku. Badanie chorób o podłożu neurologicznym, pomaga nam nie tylko pomóc poszkodowanym przez los, ale także zrozumieć swoje miejsce w świecie, oraz zdać sobie sprawę jak bardzo się różnimy, a zarazem jacy jesteśmy podobni. Bo nawet mimo ogromnych różnic, każdy z nas najbardziej pragnie miłości, nawet jeśli nie do końca zdaje sobie z tego sprawę.

Sacks szczególnie sprzeciwia się postrzeganiu osób chorych umysłowo jako gorszych, naznaczonych brakiem, upośledzonych. Zgadza się co do tego, że w wielu czynnościach faktycznie wykazują oni znaczne ograniczenie. W innych jednak zdają się nas przerastać, i to nieraz kilkukrotnie. Mózg dąży do ładu, powstałe braki stara się zapełnić tym, co wciąż funkcjonuje jak należy. Mogą oni mieć dzięki temu znakomity talent muzyczny, czy silnie rozwiniętą wyobraźnię. Nie są tyle "gorsi", co po prostu inni, choć znacznie gorzej dostosowani do wymogów stawianych przez społeczeństwo. Oczywiście są i takie przypadki, o których ciężko orzekać w podobnych kategoriach. Mam tu na myśli tzw "warzywa", czy np rozważany w rozdziale "Kwestia tożsamości" przypadek pacjenta z poważnie uszkodzoną pamięcią (nie był on w stanie nic zapamiętać i stale musiał wymyślać nowe tożsamości i sytuacje). Nie zmienia to jednak faktu, iż nasze postrzeganie często zostaje zbyt ograniczone do nas samych, nie zdając sobie sprawy, że istnieje jeszcze inny świat w którym sam namysł nad liczbą może sprawiać poczucie szczęścia i radości.

Teraz natomiast chciałbym wspomnieć trochę o sprawach bardziej technicznych. Styl w jakim "Mężczyzna..." został napisany sprawia, że lektura jest niezwykle przyjemna, a kartki przeskakują w błyskawicznym tempie. Choć ciężko tutaj cokolwiek zarzucić, to nie pogardziłbym trochę większą ilością danych medycznych. Autor w pierwszym rzędzie postawił na przystępność. Jak najbardziej można to zrozumieć, w końcu tak jak pisałem podstawowym celem było stawianie sobie pytań egzystencjalnych, ale pewien niedosyt pozostaje. Coś za coś.
Co do wad, to zdegustowały mnie trochę przywoływane przez Sacksa dialogi z pacjentami, które wydały mi się zbytnio wyidealizowane. Podobnie naciągane wydały mi się opisy pacjentów, gdzie co drugi klasyfikowany jest jako wyjątkowo bystry.
I to by było właściwie tyle jeśli chodzi o wady. No, nie pogardziłbym jeszcze, gdyby książka miała ciut więcej stron.

Podsumowując, jest bardzo dobrze, a pewne małe wady na które zwróciłem uwagę są tylko lekką skazą. Nie ma chyba osoby, której "Mężczyzna..." by się nie spodobał. Co najwyżej niektórzy mogą być zawiedzeni małą naukowością przedstawionych schorzeń i zbytnim filozofowaniem. Czytając niniejszą lekturę trzeba po prostu pamiętać, że jest to tekst skrajnie popularnonaukowy. W tym celu sprawdza się wyśmienicie.
8/10

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #586 dnia: Lutego 22, 2011, 19:18:02 pm »
Rzeka bogów (Ian McDonald)
Tytułowa rzeka bogów (Ganges) jest symbolem następujących po sobie cykli. Cykl życia i cykl śmierci stanowią nierozdzielną jedność. Niczym wąż Uroboros, wszytko przemija by później się ponownie odrodzić.

Akcja powieści rozgrywa się w 2047 w Indiach. Nie dziwi więc fakt, że realia kulturowe, oraz cała otoczka tkwią w tamtejszym systemie i są niekiedy dosyć specyficzne. Szczególna rola przypada hinduizmowi, oraz takim bóstwom jak Wisznu, czy Śiwa. Nie obejdzie się także bez typowych dla tamtego regionu zwrotów językowych, przy czym warto zaznaczyć, że do pomocy został nam oddany mały słownik wyrazów obcych (z którego jednak rzadko korzystałem).

"Rzeka bogów" jest powieścią prowadzoną wielowątkowo, z dużą ilością postaci. Nie znajdziemy tutaj jednego, głównego bohatera, który ciągnie całą akcję. Losy wszystkich postaci są w jakiś sposób splecione. Z tym, że więzi te są niekiedy tylko subtelne, a kiedy indziej silnie powiązane. Jedyny podział jaki można wyznaczyć, to bohaterowie ważniejsi i mniej znaczący. Każdy ma jednak do odegrania swoją rolę i nawet pewne wątki, wydawałoby się, niezwiązane z główną osią fabularną, mają istotne znaczenie dla rozwoju akcji. Warto zwrócić w tym przypadku na fakt, iż autor chciał takim zagraniem wskazać na całościowość kultury indyjskiej. Relacje w strefie rodzinnej (prywatnej), wpływają na relacje w strefie zawodowej.

Do jednej z najważniejszych z poruszanych kwestii należy problem sztucznej inteligencji. Czy twór równie świadomy jak my, ale zupełnie inny, ma prawo bytu, czy raczej stanowi zagrożenie i z tego powodu powinien zostać usunięty? A może jest tylko kolejnym etapem ewolucji, która prędzej czy później musi nastąpić? Autor nie stroni od pytań tego typu, przy czym nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Z innych kwestii typowych dla literatury science fiction dużą rolę odgrywa transhumanizm - co może oznaczać ingerencja w ludzką naturę? Nie zabraknie także pomniejszych, ukrytych pod warstwą wydarzeń, pytań egzystencjalnych czy quasi-naukowych.

McDonald tworząc nową rzeczywistość, starał się zachować umiar, aby nie wyjść zbyt daleko w przyszłość. Co prawda mało prawdopodobne aby w połowie XXI wieku zdołano zbliżyć się do wynalezienia sztucznej inteligencji, tak trzeba przyznać, iż cała otoczka wydaje się jak najbardziej realna i na pewno nie jest przekoloryzowana. Zaś za najmocniejszy punkt powieści, uważam nie wykreowany świat, ale bogactwo psychologiczne postaci. Każdy do czegoś dąży, ma własne troski, specyficzny punkt widzenia, i próbuje znaleźć dla siebie miejsce w otaczającej rzeczywistości. A że Indie roku 2047 ciężko porównać z rajem, to inna sprawa - panuje susza, sztuczne inteligencje zaczynają wymykać się z pod kontroli, a warstwę rządzącą stanowią ulepszeni genetycznie ludzie bez uczuć. Naprawdę, za stworzenie realnego obrazu świata i równie realnych bohaterów, należą się dla McDonalda duże brawa. Jedyną postacią odstającą od reszty wydał mi się Thomas Lull - niby wybitny naukowiec, a po lekturze kompletnie nie dało się tego odczuć.

Warto dodać, że książka nie stroni od seksu, stanowiąc pozycję dla trochę dojrzalszego grona czytelników (bez przesady oczywiście). Jeśli chodzi o przemoc, oraz ilość wulgaryzmów, to oba te elementy stoją na umiarkowanym poziomie.

"Rzeka bogów" jest pozycją godną polecenia dla każdego miłośnika literatury hard science fiction. Sam zresztą zaliczam się do tego grona i jestem jak najbardziej zafascynowany lekturą. Nie powiem, że mną "pozamiatała" jak to zwykło się mówić w niektórych kręgach, ale jest naprawdę nieźle. Fabuła jest ciekawa, stanowi spójną całość, poszczególne wątki się zazębiają, świat i postacie nie są odrealnione, stylowi nie można wiele zarzucić, a wad właściwie brak. Do tego wszystkiego należy dodać, że pod powierzchnią akcji znajdziemy drugie dno, pozwalające zastanowić się chwilę nad otaczającym nas światem i jego przyszłością.
8+/10

Ogur

  • Gość
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #587 dnia: Lutego 27, 2011, 15:21:14 pm »
"Oko Jelenia" Andrzeja Pilipiuka. Jestem po trzech tomach. Świetnie się czyta, i można się przy okazji czegoś dowiedzieć o dawnych czasach. Pierwszy tom trochę przynudza, ale pozostałe dwa przeczytałem jednym tchem. Polecam.

Solid Snake 1989

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 06-09-2006
  • Wiadomości: 14 782
  • Reputacja: 101
  • Who Dares. Wins
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #588 dnia: Marca 04, 2011, 22:01:00 pm »
Ja dużo książek nie czytam, ale ostatnio mnie naszła ochota na "coś".
Tym czymś okazał się "Zaginiony Symbol" Dana Browna.
Ogólnie tematyka poruszana mi się strasznie podoba--masoni, czy wpływ myśli na materię, noetyka itp. Jeszcze jej nie skończyłem ale.. w porównaniu do kodu Leonarda książka jest mało "dynamiczna"--mało się dzieje, z czasem jest lepiej ale zagadki które rozwiązuje Langdon mają takie "naciągane" wyjaśnienia. Coś w stylu: symbol "A" ma jakieś tam znaczenie, ale za 2 rozdziały kiedy jest potrzebne to "A" dostaje jeszcze ze 2 inne wyjaśnienia + w magiczny sposób łączy się ze wspomnieniami Langdona, bądź innej postaci.  W dodatku to co przeczytałem w 108, a właściwie 109 rozdziale mnie skosiło z nóg...no przesadził Dan-- fantazja go poniosła i zrobił S-F...a jego książki uchodziły w moim mniemaniu za "realistyczne".
Ehhh szkoda że tak słabo.

W razie jak by ktoś się nie bał spoilerów:
Spoiler (kliknij, by wyświetlić/ukryć)

Wiadomość scalona: [time]Marzec 04, 2011, 22:27:35 pm[/time]
No tak jak pisałem...autor teraz odkręca....oj pojechał po bandzie...
Spoiler (kliknij, by wyświetlić/ukryć)

Wiadomość scalona: [time]Marzec 04, 2011, 22:37:07 pm[/time]
Dobra ten wybryk mu wybaczam..ale mógł zastosować ten motyw "wcześniej" u innej postaci, ale nie u głównego bohatera.

Spoiler (kliknij, by wyświetlić/ukryć)
« Ostatnia zmiana: Marca 04, 2011, 22:37:20 pm wysłana przez Solid Snake 1989 »

Wojtq

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 01-09-2006
  • Wiadomości: 4 855
  • Reputacja: 42
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #589 dnia: Marca 06, 2011, 18:00:05 pm »
Jestem w trakcie czytania 'Neuromancer' i dawno nie czułem takiej obojętności wobec książki. Po tygodniu (!) jestem na 80-tej stronie, a lektura wciąż mnie nie zachwyca. Zabrałem się za to, słysząc tu i ówdzie, jaki to nie jest klasyk z tej powieści. Czyta się to ciężko, autor co chwila obrzuca czytelnika jakimiś dziwnymi nazwami, akcja jest nieczytelna, chaotyczna, bohaterowie nieszczególnie interesujący, nie wspominając już o archaicznych wyobrażeniach sieci komputerowych rodem z Trona (Philip Dick jakoś potrafił stworzyć światy odporne na upływ czasu). Stąd moje pytanie: warto dać szansę tej książce i doczytać do końca?
PSN ID: WojtqGO

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #590 dnia: Marca 06, 2011, 19:08:12 pm »
Nie czytałem, ale powieści hard sf często bywają specyficzne i nafaszerowane neologizmami. Czasami trzeba dać im szansę, bo z rozwojem akcji wszystko zaczyna się robić bardziej klarowne, a i sama fabuła też nabiera rumieńców. Ja tak miałem z Peanatemą. Początek wlókł się niemiłosiernie, ale później było mega zajebiście. Dlatego jak już zaczynam coś czytać, to staram się czytać do końca. Długa chyba nie jest więc może dasz radę. No ale z drugiej strony nic na siłę. Zrób jak uważasz.

Ja czytam teraz Zamęt Stephensona i rewelacji nie ma, choć najgorzej też nie jest. Jak przeczytam to oczywiście napiszę co nieco ;)

Wojtq

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 01-09-2006
  • Wiadomości: 4 855
  • Reputacja: 42
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #591 dnia: Marca 06, 2011, 19:14:28 pm »
Również nie lubię porzucać książek. Przez ostatnie dwa lata zdarzyło mi się to może raz, nie więcej i sam jestem zaskoczony ową sytuacją. Podjąłem decyzję, że czytam dalej. Może będzie tak jak piszesz - akcja stanie się czytelniejsza i nabierze jakiś konkretny kierunek. W innym przypadku będę miał przynajmniej podstawę do krytyki. :)
PSN ID: WojtqGO

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #592 dnia: Marca 06, 2011, 20:05:50 pm »
Jestem pewien, że na pewno dalej będzie lepiej. Nie znaczy to, że książka jakoś szczególnie Ci się spodoba, ale tak jak piszesz przynajmniej będziesz miał co krytykować, a i w przyszłości będziesz najwyżej omijać Gibsona szerokim łukiem ;)  Ja np. zawiodłem się na Dukaju po Innych Pieśniach, bo spodziewałem się nie wiadomo czego a było tylko dobrze (choć Lód i tak czeka na półce, i jeszcze sobie poczeka :)).

No i nie ma się co załamywać. Ja już od kilku miesięcy czytam porcjami Europę Davisa, jestem na czterysta-którejś stronie, więc do końca został mi jakiś tysiąc :grin: Obiektywnie patrząc za pół roku powinienem skończyć :D

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #593 dnia: Marca 09, 2011, 21:03:36 pm »
Zamęt: Tom I (Neal Stephenson)
Na Cykl barokowy składają się pierwotnie trzy tomy: "Żywe srebro", "Zamęt" i "Ustrój świata". W Polsce jednak sprawa wygląda trochę inaczej i z trzech tomów zrobiło się osiem - całkiem duży przeskok jak na mój gust. Ten podział tomów, na kolejne tomy sprawił, że nastąpiło małe zamieszanie, którego efektem była moja omyłka i rozpoczęcie cyklu od środka, czyli od wyżej wymienionej pozycji. Z tego też powodu moje wrażenia muszą być trochę inne, niż gdybym rozpoczął czytanie, zgodnie z góry założoną chronologią.

"Zamęt: Tom I" opowiada wydarzenia z dwóch różnych perspektyw. Pierwszą stanowią przygody wagabundy Jack'a Shaftoe, a drugą hrabiny Elizy, przerywane momentami na poświęcenie uwagi innym postaciom, takim jak Leibniz, czy Bob Shaftoe (brat Jack'a). Każde z nich zawiera zupełnie inną dawkę emocjonalną. Jack rozwiązuje problemy w sposób żywiołowy, preferując obmyślanie planu na poczekaniu i dużą dawkę improwizacji. Natomiast przygody Elizy są bardziej subtelne - liczy się planowanie, gra słów, oraz stale pogłębiająca intryga. Główny wątek splata te dwa rozbieżne punkty widzenia. Osią fabuły jest próba pozyskania ogromnego skarbu, którego wartość jest jeszcze większa, niż się na pierwszy rzut oka wydaje.

Jak to zwykle u Stephensona bywa, powieść opisana jest wspaniałym stylem, łączącym mnogość wątków w niesamowicie spójną całość, a przedstawieni bohaterowie na pewno nie robią wrażenia sztucznych. Zadbanie o tak wielką ilość szczegółów wiąże się niestety ze zbyt rozwlekłym pismem, niosącym nieraz uczucie nudy. Autor mało istotnym sprawą poświęca równie dużo uwagi, co tym najważniejszym, przez co trudno jest się nieraz porządnie wciągnąć w opowiadaną historię. Tylko kilka razy nie mogłem oderwać się od czytania, znacznie częściej z kolei mogłem zakończyć lekturę w dowolnym miejscu i wrócić do niej po paru godzinach czy dopiero następnego dnia. Muszę tu jeszcze uwagę zwrócić na fakt, iż druga połowa tego tomu dużo bardziej mnie przekonała od pierwszej, co może wynikać z tego, że mam poważne braki w początkowych fazach historii i dopiero musiałem poznawać wszystkich bohaterów. Poszatkowanie powieści na dwa tomy, również mogło odbić się nieco niekorzystnie, gdyż zakończenie jako takie praktycznie nie występuje (powieść się w pewnym momencie urywa), pozostawiając za sobą zbyt wiele niedokończonych wątków. Po przeczytaniu dwóch tomów całościowy obraz z pewnością wygląda lepiej.

Błędem było, że zacząłem czytać Cykl barokowy od razu od Zamętu, ale skoro przeczytałem pierwszy tom, to będąc konsekwentnym najpierw zabiorę się za drugi, a później dopiero wrócę odrabiać straty. I choć bez wątpienia przeczytam cały cykl, to nie mam - mówiąc kolokwialnie - ciśnienia na kolejny tom (nawet biorąc pod uwagę, że leży już na półce) i zanim zacznę go czytać zrobię sobie małą przerwę na jedną czy dwie książki. Natomiast na pytanie: Czy jest sens zaczynać od "Zamętu", czy koniecznie trzeba przeczytać wpierw "Żywe srebro"? Odpowiadam: Sensu i może nie ma, bo lepiej znać chronologiczny rozwój wydarzeń, tak bez większych trudności można wejść w świat baroku wykreowany przez Stephensona. Liczne przypomnienia wcześniejszych wydarzeń są w tej kwestii bardzo pomocne.

Podsumowując, "Zamęt: Tom I" jest świetny stylistycznie, ale rzadko kiedy potrafi naprawdę wciągnąć. Historia jest ciekawa, pełna drobnych smaczków i powiązań, lecz rozwlekle opisana. Akcja jak na mój gust porusza się zbyt wolno i to jest też największa wada tej książki. Niestety forma przerosła treść. Lektura jest na pewno ciekawa, lecz mało wciągająca. Mniej wytrwali mogą odłożyć ją na bok i już do niej nie wrócić. Z założenia jednak jest to kolejna część cyklu, więc wszystkie żądne akcji osoby powinny odpaść już wcześniej, bo tutaj wiele jej nie znajdą.
7-/10

Sylvan Wielki

  • Gagarin
  • *****
  • Rejestracja: 05-02-2009
  • Wiadomości: 11 601
  • Reputacja: 252
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #594 dnia: Marca 11, 2011, 10:02:06 am »
Ja polecam "Komórka" King'a. Dawno już tak złowieszczego, i ciekawego zarazem, epilogu nie czytałem.
A pierwsze strony.... No cóż, dzieje się. A to facet swemu psu ucho odgryzie, a to nastolatka przegryzie krtań kobiecie kupującej lody. Coś niedobrego się dzieje. Akcja od samego początku. To lubię. Jak w znakomitym filmie.

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #595 dnia: Marca 18, 2011, 19:11:01 pm »
Miłość, wojna, rewolucja: szkice na czas kryzysu (Edwin Bendyk)
Spoiler (kliknij, by wyświetlić/ukryć)

"Miłość, wojna, rewolucja to szkic krytyki współczesnego kapitalizmu"*.

Tak we wstępie określa swoje dzieło sam autor. Słowa "krytyka" nie należy jednak utożsamiać z naganą. Jest to bardziej analiza, próba zobrazowania przemian jakie kapitalizm przechodził w ostatnich dwóch wiekach i co doprowadziło do jego obecnego stanu. Jest to także próba refleksji nad tym, jak może wyglądać w niedalekiej przyszłości.

Edwin Bendyk jest kojarzony szczególnie z tygodnikiem "Polityka" gdzie zajmuje się wpływem nauki na cywilizację. Nie można jednak zapominać, że jest również dyrektorem Ośrodka nad Przyszłością w Collegium Civitas, oraz wykładowcą w Centrum Nauk Społecznych PAN. Parę lat temu wydał dwie książki: "Zatrutą studnię" i "Antimtrix" (prowadzi także blog o tym samym tytule). Pierwszą z nich przeczytałem jakiś rok temu i zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, choć niestety straciła trochę na swojej aktualności (wydana w 2002 roku). Z najnowszą książką Bendyka sprawa ma się zupełnie inaczej.

Autor analizuje najpowszechniejszy obecnie system ekonomiczny nie tylko z perspektywy czasowej, czyli jako suchy twór, któremu ludzie muszą się podporządkować, a występujące przemiany wynikają jedynie z góry ustalonego porządku jaki nakłada dziejowość. Pisarz spogląda na problem ze znacznie szerszej perspektyw. Stojąc zwykle z boku, przyglądając się jak znani myśliciele, pisarze, filozofowie, czy ekonomiści interpretowali kapitalizm, lub pojęcia w nim zawarte, czyli: wojnę, pokój, prawa człowieka, a także miłość i naturę ludzką. Ilość odwołań i nawiązań po prostu poraża! Dodatkowo niemal każdy podrozdział opatrzony jest jednym, bądź dwoma cytatami co mi osobiście bardzo się spodobało.

"Miłość, wojna, rewolucja" nie porusza tylko problemów współczesnej ekonomii, czy jej historii. Kapitalizm jest w końcu tylko tłem dla naszych działań, środowiskiem w którym żyjemy. Podobnie jest i tutaj. Autor w swoim dziele zastanawia się nad wszystkimi najważniejszymi problemami współczesności nie zapominając o kwestiach etycznych. Ludzie - podobnie jak inne zwierzęta - wyewoluowali do obecnego stanu. Kwestia ich natury stanowi więc sprawę kluczową. Ludzie to nie maszyny, pewne rzeczy znoszą lepiej inne gorzej, a do jeszcze innych zostali stworzeni w toku ewolucji. Stąd i miłość i wojna. Ludzie muszą kochać i muszą walczyć. Te dwa aspekty niepodzielnie kroczyły za nami przez wszystkie lata naszej egzystencji. Więc nie dziwmy się, że spotkanie Erosa z Polemosem musi prowadzić do rewolucji. Jak w takim razie ta rewolucja ma wyglądać? To już zależy tylko od nas, i od tego, po której stronie staniemy.

Język, którego użył Bendyk nie należy do najprostszych, choć nie można też powiedzieć aby sprawiał wyjątkowe trudności. Pisarz plasuje się gdzieś pomiędzy literaturą naukową, a popularną. Najważniejsze aby się nie śpieszyć, a w razie konieczności nawet powtórzyć czytany przed chwilą nie do końca zrozumiały fragment. Koncentracja i skupienie są również ważne chociażby ze względu na wspomnianą wcześniej liczbę nawiązań i ilość poruszanych kwestii. Gwarantuję jednak, iż włożony wysiłek zwróci się z nawiązką, ponieważ nie znajdziemy tutaj lania wody, tylko rzetelne, konkretne podejście do poruszanych tematów.

Nie ukrywam, że swoim najnowszym dziełem autor "Antymatrixa" zrobił na mnie duże i w dodatku bardzo pozytywne wrażenie. Tok argumentacji zasługuje na wielkie uznanie, a wielowątkowa analiza problemu na jeszcze większe. Wieloletnie doświadczenie dziennikarskie zrobiło swoje, a w połączeniu z nutką filozoficznego geniuszu dało piorunujący efekt. Trudno o lepszą analizę współczesnych problemów cywilizacyjnych. Naprawdę, bardzo polecam!


* Edwin Bendyk, "Miłość, wojna, rewolucja: szkice na czas kryzysu", wyd. W.A.B., 2009, s. 20.

9+/10

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #596 dnia: Kwietnia 02, 2011, 14:01:19 pm »
Wreszcie znalazłem czas by coś skrobnąć ;)

Przez dziurkę od klucza: 30 lat obserwacji szympansów nad potokiem Gombe (Jane Goodall)
Spoiler (kliknij, by wyświetlić/ukryć)
Jane Goodall opisuje w swej książce życie plemienia szympansów z afrykańskiego Gombe na przestrzeni 30 lat obserwacji. Autorka stara się przede wszystkim pokazać "ludzką" stronę tamtejszych mieszkańców. Rezygnuje z bezosobowych opisów typu Szympans A iska Szympansa B, nazywając każdego osobnika po imieniu, nadając mu własny charakter. Pragnie pokazać, że te najbliższe człowiekowi swą strukturą genetyczną zwierzęta, mają bardzo szeroki zakres emocji, zdolności i pragnień. Autorka swe badania przyrównuje do zmatowiałej szyby, zwiniętej gazety, czy tytułowej dziurki od klucza. Nie zdołamy poznać prawdziwych uczuć szympansów, ale na pewno możemy - przynajmniej w małym stopniu - zrozumieć ich punkt widzenia i motywy jakimi się kierują. To z kolei pomoże nam je docenić, a dostrzegając podobieństwa i wyzwolone od materialnych pobudek podejście do życia, może sami zdołamy zmienić się na lepsze. Zresztą co będę się tutaj rozwodzić. Najlepiej zrobię cytując samą autorkę:

"Istnieje wiele okien, przez które możemy spoglądać na świat w poszukiwaniu zrozumienia. Są okna otwarte przez naukę, o szybach przetartych przez umysły dociekliwych badaczy, pozwalające sięgnąć w rejony do niedawna niedostępne ludzkiemu poznaniu. Patrząc latami przez takie okno, choćby było tylko małą dziurką od klucza, miałam okazję nauczyć się wiele o szympansach i ich miejscu w naturze. A to z kolei pomogło mi lepiej zrozumieć niektóre aspekty ludzkiego zachowania, nasze własne miejsce w przyrodzie."[1]

"Przez dziurkę od klucza" opowiada życie tamtejszego plemienia szympansów we wszystkich wymiarach. Znajdziemy tu opisy: matczynej opieki, zabawy młodych szympansiątek, "małżeńskich" wypraw, wspólne poszukiwanie pożywienia, okrutne objawy kanibalizmu, wojenne wyprawy mające na celu rozszerzanie terytorium, zaloty i seks, walki o władzę, wzajemne wspieranie się w trudnych chwilach, chwile radości i żalu... Spektrum opowiadanych zagadnień jest niezwykle szerokie. Całe życie od narodzin, aż do śmierci. W dodatku opowiadane treści potrafią naprawdę wzbudzić nasze emocje. Czasem na naszej twarzy pojawi się uśmiech, czasem niesmak, a jeszcze kiedy indziej żal, czy wręcz rozpacz (szczególnie przygnębiające są ostatnie rozdziały w których autorka opowiada o szympansach trzymanych w niewoli). Należy jeszcze dodać, że oprócz tekstu towarzyszą nam w kilku miejscach zestawy czarno-białych ilustracji, świetnie ukazujące nastroje i rzeczywisty wygląd naszych szympansich bohaterów.

By przybliżyć trochę styl i tok narracji, zacytuję teraz dwa niepowiązane fragmenty:

"Gdy urodziło się następne dziecko Fifi, Freud otrząsnął się już ze stresu, wywołanego odstawieniem od piersi i popularnością seksualną matki. Był oczarowany swoim maleńkim braciszkiem Frodo i gdy tylko Fifi zaczęła na to pozwalać, Freud zabierał go z jej ramion, by iskać malucha i bawić się z nim."[2]

"Wydawało mi się, że Melissa utraciła po śmierci dziecka wolę życia. Już przedtem była chuda, lecz teraz zaczęła wyglądać jak szkielet; prawie nic nie jadła. Często nie opuszczała gniazda aż do dziesiątej rano, czasami szła spać już o czwartej po południu, a w środku dnia robiła sobie jeszcze jedno gniazdo gdzie leżała godzinami, wpatrując się w liście nad sobą."[3]

Nie mogę powiedzieć aby "Przez dziurkę od klucza" zachwycało mnie na każdej stronie głębią, barwnym stylem, czy bogactwem treści. Jest to po prostu opis życia, raz bardziej interesujący, a raz mniej. Nie zawsze potrafi wciągnąć, ale też i życie nie składa się tylko z ciekawych historii. W tym starciu raczej wygrywa zwykła codzienność, a dla pełnego opisu doświadczeń nie można jej pominąć.

Książka Jane Goodall jest bardzo interesującą pozycją, pozwalającą niemal z bliska przyjrzeć się życiu tych blisko spokrewnionych z nami ssaków. Jest to co prawda marny substytut prawdziwego przebywania na łonie natury - suche, pozbawione bliskości, zapachów, klimatu, poznawanie obcego środowiska - a jednak potrafi wywołać emocje i pomaga zrozumieć: Kim tak naprawdę są szympansy? Pozwala uświadomić nam, że kartezjańskie postrzeganie zwierząt, jako bezrozumnych, pozbawionych duszy istot jest jak najbardziej błędne. Bo choć ciężko uznać tę lekturę za dzieło literackie, to na pewno niesie ona w sobie sporą wartość znaczeniową. Nawet jeśli jest to tylko obserwacja przez zmatowiałą szybę.


---
[1] Jane Goodall, "Przez dziurkę od klucza: 30 lat obserwacji szympansów nad potokiem Gombe", tłum. Jerzy Prószyński, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1995, s. 20.
[2] Tamże, s. 128.
[3] Tamże, s. 190.

7+/10
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 03, 2011, 00:11:30 am wysłana przez POK »

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #597 dnia: Kwietnia 10, 2011, 21:07:00 pm »
Ciekawe czy ktoś to przeczyta? :D

Martin Eden (Jack London)
Martin Eden. Prosty żeglarz i robotnik. Przystojny, energiczny, dobrze zbudowany, z mnóstwem sił do życia. Ma dwadzieścia jeden lat a zwiedził już spory kawał świata. Przeżył przygody o których inni czytają jedynie w książkach. Brak mu co prawda ogłady osobistej, jest skory do bójek, a i wypić sobie lubi, ale nie można mu odmówić życiowego doświadczenia, które odcisnęło się na jego ciele w postaci licznych blizn. Coś go jednak odróżnia od przeciętnego członka klasy robotniczej. Nie jest wyedukowany, ale lubi czytać, a szczególnym uznaniem darzy poezję. Nie to jednak sprawia, że jest inny. To co go naprawdę odróżnia, to żar jaki bucha w jego oczach. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwej. Gdy postawi sobie coś za cel, to nic go nie zatrzyma przed jego osiągnięciem. Kim więc jest Martin Eden? Nadczłowiekiem.

Akcja utworu zostaje od razu wrzucona na głębokie wody. Eden wyświadczając przysługę Arturowi - mieszczaninowi z klasy wyższej - zostaje zaproszony na obiad. Jest to coś nowego w jego życiu. Pierwsze zetknięcie z burżuazją. Przyzwyczajony do życia w byle jakich warunkach, gdzie jedzenie służy tylko do zaspokajania głodu, a mieszkanie do przespania następnej nocy, nie wie jak się zachować. Kołnierz go dusi, zostawiając na szyi czerwone pręgi, czuje się niezgrabnie, a niezręcznie wypowiadane słowa ciążo mu niczym ołów. Z drugiej strony zachwyca go ład i porządek, piękne obrazy wiszące na ścianach, mądre książki leżące na stole. Czuje się jakby wszedł do innego świata. Lepszego świata.

Nieoczekiwanie poznaję siostrę Artura - niejaką Ruth - i niemal od razu się w niej zakochuje. Wcześniej lubił kobiety, ale traktował je raczej jako zabawę, jedną z ciekawostek i przyjemności tego świata. Ona jest jednak inna. Jej złociste włosy, nienaznaczona pracą blada cera, uosabiają anielskie piękno, którego nigdy w świecie nie widział. Jeszcze ten jej kwiecisty język, zupełnie inny od tego, który przyszło mu zwykle słyszeć, pełen gracji, harmonii i dostojności.

Wszystko w tym nowym świecie wydaje mu się takie piękne i doskonałe. Wszyscy są wobec siebie życzliwi - szczególnie wzrusza go czułe powitanie matki przez córkę. Nie to z czym on się zwykł spotykać, w jego świecie bowiem góruje prostactwo i grubiaństwo. Tutaj wszystko jest inne. No i jeszcze Ona, boski dar stworzenia. Czuje się taki nieokrzesany i głupi. Jak taka słodka istota mogłaby chcieć takiego gbura? - zastanawia się w duchu. A jednak kiełkuje mu w sercu płomyk nadziei. Jeśli weźmie się w garść, zacznie pracować nad samym sobą, czytać, uczyć się, to może istnieje szansa na odwzajemnienie jego uczucia. Wie, że ciężką pracą można zdziałać wiele, a on się ciężkiej pracy przecież nie boi. Jeśli przyjdzie mu spać cztery godziny dziennie, to trudno. Musi chociaż spróbować. Cel jest tego wart.

Niestety Eden nie wie, że powodem zaproszenia go na obiad, kierowała nie życzliwość i odwzajemnienie dobrej woli, a dwulicowość Artura, którego sam ratował gołymi pięściami. Został zaproszony tylko dla atrakcji, by ci "lepsi ludzie" mogli się w duchu pośmiać i zobaczyć jak zachowuje się zwierzę na wolności. Jednak ani oni, ani sam Eden nie spodziewali się drastycznego obrotu późniejszych spraw. Martin wiedziony miłością dostrzega sens swojego życia. Odkrywa, że dane mu jest zostać pisarzem. I to nie byle jakim! Przekonany o swych umiejętnościach chce zdobyć sławę, a literaturą zarabiać na życie swoje i ukochanej. W pełni przeświadczony o słuszności swojej wizji robi wszystko by osiągnąć cel. Nie wie tylko, że w prawdziwym życiu marzenia się tak łatwo nie spełniają...

Brzmi to wszystko jak tanie romansidło? Też tak z początku myślałem, choć nie mogę ukrywać, że zostałem gwałtownie wciągnięty w wir wydarzeń. Na szczęście myliłem się sromotnie. Miłość w Martinie Edenie odgrywa ważną rolę, a nawet bardzo ważną, ale nie jest to wcale motyw przewodni. Jest to tylko jeden z całej gamy wątków umieszczonych tej bogatej powieści. Już prędzej poszukiwanie spełnienia literackiego i opis ciężkiego żywota pisarza przekonanego o swojej wartości można by za taki uznać, ale tu chyba nie o to chodzi. Liczy się nie tyle sama fabuła - choć nie można w tej kwestii nic zarzucić - co raczej zawarte w niej idee. A tych jest po prostu mnóstwo! By wymienić kilka poruszanych problemów: walka klas, sens dążenia do piękna, nietzscheańska idea nadczłowieka, wartość teorii ewolucji, siła sławy i pieniądza, istota miłości, redakcyjna obłuda, oraz wiele, wiele innych. Jak widzicie tematyka jest naprawdę spora.

A jak się ma do tego wszystkiego styl w jakim utwór został napisany? Oj, to jest ciężkie pytanie. Analizując na sucho nie ma tu nic nadzwyczajnego. Zwykłe, proste, niewyszukane opisy. Dialogi też raczej słabo rozbudowane, z nienaturalnie długimi monologami. Wydawałoby się, że w tej kwestii London nie zabłysnął. A jednak w praktyce sprawa ma się zupełnie inaczej! Już od pierwszych stron opowiadana historia wciąga jak bagno. Niemal każda strona jest jak płonący ogień! Książkę czyta się z wypiekami na twarzy. Losy głównego bohatera nie są nam obojętne. Z wielkimi emocjami śledziłem każdy jego wzlot i upadek. Zawrzeć tyle uczuć, przemyśleń i życiowej głębi w kilku prostych słowach, to rzecz wydawałoby się niemożliwa. Londonowi się to jednak udało, nawet jeśli na pierwszy rzut oka tego nie widać. Naprawdę jest to coś niesamowitego. Jestem pod wielkim wrażeniem tej pozornej sprzeczności. Po prostu chce się czytać, czytać i czytać. Dawno żadna książka mnie tak nie wciągnęła. A może i nigdy?

Gdybym miał polecić nieznanej osobie jedną, jedyną powieść, o jak największej wartości, to byłby to bezapelacyjnie Martin Eden. Nie wiem czy jest to najlepsza książka jaką w życiu czytałem - na pewno jedna z najlepszych - ale jej przystępna analiza licznych kwestii o ponadczasowym przesłaniu sprawia, że można z niej wynieść ogromne pokłady życiowej mądrości.

Fakt, utwór nie zawsze trzyma równy poziom. Wiele rzeczy, z głównym bohaterem na czele zostało przerysowanych, nie do końca poprawnie odwzorowując rzeczywistość - no bo kto by przeżył śpiąc po dłuższy okres po 4 godziny, niemal nic nie jedząc i ciągle pracując? Umysł takiej osoby byłby kompletnie otępiały. Czy ta hiperbolizacja była zamierzona? Możliwe. W końcu skrajności najlepiej pokazują gdzie tak naprawdę tkwi problem.

A jaki płynie główny morał z tej powieści? Nietzsche głosił, że siłą i uporem, za sprawą swej "woli mocy" można osiągnąć wielkie rzeczy, a nawet dokonać niemożliwości. Nietzsche miał rację, ogromną determinacją można szybko sięgnąć szczytów. Ale na jak długo? Za jaką cenę? Zapomniał on bowiem o jednym. O szczęściu. Gdyż tylko drugi człowiek może być celem samym w sobie. Kto przeczyta Martina Edena będzie wiedział co mam na myśli.

10/10

Solid Snake 1989

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 06-09-2006
  • Wiadomości: 14 782
  • Reputacja: 101
  • Who Dares. Wins
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #598 dnia: Kwietnia 10, 2011, 21:30:10 pm »
Sam to napisałeś?
Powiedz mi tylko w jakich czasach dzieje się książka..bo muszę przyznać że mnie zaciekawiłeś.

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #599 dnia: Kwietnia 10, 2011, 21:51:28 pm »
Początek XX wieku.

Sam napisałem. Recenzje publikuje również na Biblionetce - to tak jakby co. Ta akurat jest chyba najlepszą jaką do tej pory napisałem. A piszę w sumie dla siebie, więc nawet jak nikt by jej nie przeczytał, to nie byłbym jakoś specjalnie zawiedziony. Założyłem sobie, że postaram się pisać 2-3 recki na miesiąc (tych co ciekawszych pozycji). Nawet jeśli raz mi wychodzi lepiej, to zawsze się trochę uczę, a i co najważniejsze, jeszcze raz przypominam sobie całą książkę i próbuje znaleźć to co jest w niej najważniejsze.