Przypis do danych porównawczych byłby mile widziany.
Masz informację z pierwszej ręki.
Zostałem okradziony i oszukany przez "kolegów". Dzisiaj są to przestępcy. Zdążyłem ich na tyle poznać, by wiedzieć, że Bóg dla nich nie istnieje. Kierują się wyłącznie pragmatyzmem i okazją. Może to zbyt mała "próba", aby dokonywać projekcji na resztę przestępców. Ale wiele filmów i dokumentów oraz innych mediów przedstawia bardzo podobne realia.
Chociaż zabawne jest trochę jak się patrzy na meksykańskich mafiozo czy czarnych, którzy na ulicy ludziom gardła podrzynają, a kiedy policja stoi pod ich chatą, to krzyż całują i się modlą. Ale to pionki. Prawdziwi źli ludzie Boga nie mają. Ot, życie mi to podpowiada.
A ja powiem: przemyśl wszystko, zastanów się nad tym, dużo czytaj i zrób tak jak będzie podpowiadać ci sumienie. Uważam, że pytanie o kwestie wiary powinno być dla każdego człowieka pytaniem fundamentalnym (jeśli Boga interesuje nasza wiara to można nieźle wtopić ) i poświecenie tej kwestii odrobiny życia nie powinno stanowić problemu.
Oczywiście. Ale chodziło mi o sytuacje absolutną. Jeżeli wybrać jedno z dwojga, to właśnie byłaby to wiara. Także dla mnie.
Pozwól, że się nie zgodzę. Człowieka jako pojedynczą jednostkę można zabić, ale jego idei już nie. Podobnie ma się sprawa z Bogiem, tyle że człowiek ma tę przewagę, że istnieje. Widzimy go codziennie, znamy, rozmawiamy, dzielimy z nim troski, cieszymy się razem z nim. Człowiek jest wszystkim, a Bóg niczym. Czy rozmawiałeś kiedyś z Bogiem? Czy widziałeś go? Czy podniósł Cię na duchu w trudnych chwilach? Czy wypił z Tobą piwo? Czy pogadał o dziewczynach? Czy zrobił coś gdy go prosiłeś? Czy... Pytania można mnożyć. Bóg od wieków leży martwy, a przynajmniej dla mnie zawsze taki był.
Rozumiem, że człowiek nawet jako idea w wyjątkowych przypadkach może stracić na znaczeniu. Co jednak wolisz wybrać: istniejące, choć trochę kruche wartości, czy doskonałą nicość?
Kościół powie, że Bóg jest w każdym z nas
Ja to akurat oddzielam. Ludzie to ludzie, a Bóg to Bóg. Ludzie są różni, ale Bóg jest jeden i liczę, że kiedy jest czas na sprawiedliwość, to się w odpowiednim momencie objawi - poprzez właśnie tę sprawiedliwość. I w ten sposób wierzący doświadczają Boga. Jakby nie patrzeć, rachunek wychodzi ten sam, bo czy to magiczna siła tkwiąca w człowieku przyniesie tę sprawiedliwość, czy Bóg, to w istocie jeden pies. Bo losowość jest ta sama. Ale jak już mówiłem, bardziej chodzi mi o jednoczenie, niżeli samo udowodnienie, czy Bóg istnieje. Pozostawiam to jakby poza dyskusją.
Chodzi oto, aby mieć jakąś wspólną wiarę. Coś, co będzie ludzi łączyć. A wiarę w człowieka postrzegam jako zbyt łatwą do zniszczenia, aby przetrwała na dłuższą metę.
A wybieram doskonałą nicość, bo przez to, że jest nicością, nie da się jej zniszczyć i będzie wiecznie żywa
A tak w ogóle:
Człowieka jako pojedynczą jednostkę można zabić, ale jego idei już nie.
...to Bóg jest ideą człowieka. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Hobbes mówił, ze ludzie są ze swej natury źli. Rousseau z kolei twierdził, że ludzie są z natury dobrzy. Kto miał rację? Chyba już prędzej Hobbes, ale ja bym powiedział, że ludzie są i źli i dobrzy. Kapitalizm/liberalizm idealnie pozwalają odtworzyć naturę człowieka. Dają mu to czego chce. Mając dostęp do wiedzy ludzie chcą się naśmiewać, zazdrościć, marzyć, drwić. Wszystko to są uczucia typowo ludzkie. Najwidoczniej ludzie ze swej natury nie chcą być tolerancyjni. Jak to wyglądało kiedyś? Przyznam, że nie wiem. Zakładam jednak, że była inna kultura, wychowanie, ale w głębi duszy ludzie oczekiwali często tego co jest dzisiaj. Plotkarstwa i rąbania dupy nie wymyślono wczoraj. Dzisiaj tylko człowiek może z tym wejść na wyższy poziom, co wielu skrzętnie wykorzystuje. No i dzisiaj problem się znacząco rozpowszechnił, ale z kolei stracił na sile. Coraz więcej osób ma wyje**ne na poglądy innych. Niby się nie zgadzają, śmieją, ale po chwili o tym zapominają i idą dalej. Ludzie zaczynają dostrzegać, że się różnią i z tym żyją. Dzisiaj nie zabija się odmieńców, tylko toleruje. Za komuny może i poczucie wspólnych wartości było duże, ale indywidualność i własne ja było tłamszone przez reguły. Dlatego też dzisiaj mamy taki wysyp dziwaków.
Lekarstwem na te problemy jest nauka patrzenia z różnych punktów widzenia. Zaś przeciwdziałać temu zjawisku można na trzy sposoby. Po pierwsze nie wchodzić na Pudelki i artykuły o podobnej tematyce. Po drugie dawać dobry przykład. Po trzecie uczyć własne dzieci - jeśli takowe się będzie miało - jak powinny się zachowywać, co jest dobre, a co złe. Zresztą pewnie kilka innych sposobów też by się znalazło.
Hobbes, Locke, Rousseua, aż wreszcie Freud to już przeżytki, jeżeli chodzi o psyche człowieka :]
Dzisiaj masz psychologię osobowości i różne jej paradygmaty. Jeżeli wziąć wszystko do kupy, to sprawa wygląda tak: temperament jest kwestia wrodzoną, zależną od genów i obejmuje tak jakby "cechy ogólne" człowieka, które przekładają się na twoją aktywność, wrażliwość na bodźce, i ukierunkowanie psychologiczne. Ekstrawersja, introwersja, neurotyczność - to według podziału Eysencka, na podstawie podziału Junga. Cała reszta od urodzenia aż do śmierci, to psychologia rozwoju. Innymi słowy, to jaki człowiek jest, zależy od genów, kultury(otoczenia) i przede wszystkim - rodziny.
Oczywiście można sobie przywołać powyższych i innych filozofów do rozprawek na temat najgłębszych czeluści natury człowieka, ale to już tylko dla rozrywki. Bo na pytanie jaki człowiek jest - dzisiaj odpowiada psychologia.
Dlatego nie należy traktować człowieka jako z góry zdeterminowanej jednostki, tylko jako glinę, którą się formuje. A skoro człowiek jest gliną, którą się formuje, to na kimś musi spoczywać odpowiedzialność za to dzieło. Dlatego dyskusje o tym, co jest a co nie jest dobre dla ludzi. I ot mój jeden z wielu wniosków - brak wiary jest zły dla ludzi.
Co do kościoła, to jest dzisiaj kiepsko z nim bo pewni ludzie od dobrych paru dekad bardzo się starają o to, aby siłę kościoła osłabić. Znasz historię przecież, wiesz że czerwoni palili i niszczyli wszystko co ma związek z Bogiem. Wiesz czemu to robili... Nie daje Ci to do myślenia? Już sam ten fakt jest wystarczającym powodem na to, by zrozumieć, że wiara to coś, co należy chronić i pielęgnować, skoro ktoś inny jest tak zawzięty by ją niszczyć w tylko jednym celu.
Gdzie tu siła? Zauważ, że teraz to Ty okazujesz brak tolerancji. Może komuś faktycznie przeszkadza, że jego dziecko musi oglądać krzyże w szkołach? Będąc obywatelem ma prawo do własnego zdania.
Niektórzy mają problem z obecnością gejów w niektórych miejscach. Mają prawo do swojego zdania. To i mają prawo iść do sądu z tym. Ale sprawa będzie jasna dla ludzi - jest to brak tolerancji tego człowieka.
Czy obrazuje brak tolerancji dla ludzi, którzy obrazują brak tolerancji dla wiszących w szkołach krzyży? Oczywiście i nie mam się czego wstydzić. Nie należy tolerować braku tolerancji
Nie róbmy z tolerancji dziwki, która ma wszystkim służyć. Niektórych rzeczy nie można tolerować, właśnie w imię tolerancji. Paradoks tej idei.
Ogólnie masz dość wyidealizowany obraz co do ludzi. Zresztą, ja też. I dość mocne rozczarowanie przeżywam za każdym razem, kiedy człowiek mnie zawiedzie.
Ale wiara w to, że każdy sam od siebie jest i będzie w stanie dojść do odpowiedniego poziomu uduchowienia, który pozwoli mu żyć według wartości, to czysta fikcja. Prawdopodobnie wynikająca z braku wiedzy, albo naiwności spowodowanej wyidealizowanym wyobrażeniem o świecie - tu też witam w klubie. Ale w tej jednej kwestii żyjesz naprawdę utopią.
Aby człowiek był w stanie dokonać tego co mówisz, trzeba mu stworzyć odpowiednie warunki do tego, które w takim człowieku rozwiną odpowiednie cechy jak krytyczne myślenie, ciekawość, zdrową sceptyczność, i inne. Dlatego ci co potrafią trzeźwo myśleć, muszą walczyć o to co dobre i z tym co złe. Nie w imię "prawa" czy jakiegoś kaprysu, tylko w imię dobra ogółu. A jeżeli ludzie będą myśleć tylko o sobie, no to masz to co mamy dzisiaj :]
I na pewno nie jest to jedna wielka wioska, w której jesteśmy jedną rodziną
Ogólnie chciałem się jeszcze rozpisać o kształtowaniu się tożsamości i oczywistej chwili zwątpienia w okresie dorastania (buntu - adolescencji), gdzie wszystko co na świecie jest kwestionowane i "sprawdzane". Ja też nie przepadałem za rodzinnymi spotkaniami, czy dzieleniem się opłatkiem w święta. Ale od jakiegoś czasu zrozumiałem ważność tych spotkań i dlaczego należy je pielęgnować. I nie tylko we własnej rodzinie, ale także z innymi. By właśnie budować więź...
To zrozumienie pozwoliło mi się nimi cieszyć.
Indywidualizm jest dobry, ale jak sama nazwa wskazuje, tylko dla indywidualnych osób