Nie rozumiem czy tam nie podoba mi się typizowanie kogoś, ubieranie go w szaty stereotypowego Sebixa idącego na kacu do multipleksu po nocnym melanżu ze swoją wylandrynkowaną Dżesiką, bo wybrał się w walę tynki z kobietą do kina na rom-coma z lokalnymi aktorami, zamiast na, uwaga też wrzucam do wora jak powyżej, opowieść o typie z amerykańskiego komiksu w ciasnych gaciach rzucającego płytkie żarciki w krwawej oprawie. Można odnieść wrażenie, że obrażasz tych wszystkich, którzy nie jarają się uniwersum Marvela i jego (anty)bohaterami, nie czując potrzeby chodzenia na to do kina. Pomijając już wartość samego filmu ze Stuhrem, bo słyszałem, że jednak nie wyszła typowa żmudo-trzebiatowsko-cieślakowo-zakościelna tvnowska szmira, film ponoć nawet śmiszny i może się podobać. Sam go nie widziałem, bo Karolak na liście płac skutecznie mnie odstrasza, ale równocześnie nie jadę po widzach wybierających się do kina na Deadpoola, który na pewno też jest niezły, a przede wszystkim wprowadza świeżość i uskutecznia powrót popularności kina ze znaczkiem "R", co bardzo mnie cieszy.