Z ostatnio obejrzanych MOCNO polecam trzy filmy:
Jeden z najciekawszych filmów o dorastaniu, jakie widziałem - oczywiście z tych w lżejszym ujęciu, bez nacisku chronicznej patologii i trzeciego świata w tle. Sądziłem, że cały szum wokół tego obrazu spowodowany był faktem, że czas produkcji trwał ponad 12 lat, podczas których główny aktor i odgrywany przez niego bohater dorastali zyskując na realności przekazu, stanowiąc jednocześnie największy chwyt i motor napędowy kampanii marketingowej.
Obawiałem się o spójność prowadzenia akcji ze względu na ww. fakt, ale cieszę się, że moje wątpliwości zostały rozwiane. Ewidentnie warty zobaczenia i przesiedzenia tych prawie trzech godzin, historia rodziny Masona staje się naszą własną, a w odniesieniu do polskiego widza, pomimo różnic kulturowych i wskazanych w filmie standardów zżywamy się z młodym protagonistą. Polecam.
Kolejny film z gatunku - lepiej nie oglądaj, jak jesteś w dołku. Choć pełna pozytywnych wibracji i dozy romantyzmu, to nadal dość depresyjna, melodramatyczna opowieść o miłości z śmiertelnymi chorobami w tle. Generalnie film na wieczór z kobietą i tak też polecam, może również z wysokim prawdopodobieństwem spowodować długie dysputy post-projekcyjne, albo co gorsza wieczorną ciszę
Nie sądziłem, że Norwedzy potrafią tak sprawnie nakręcić trzymający w napięciu film przygodowy, w którym jednocześnie wyczuwa się różnicę w prowadzeniu akcji w stosunku do szablonu hollywoodzkich produkcji. Fabuła oparta na prawdziwej historii podróży Thora Heyerdahla na tratwie Kon-Tiki przez Ocean Spokojny 2 lata po zakończeniu IIWŚ, którego do tak karkołomnego wyzwania zainspirowały legendy o polinezyjskich wyprawach morskich. Piękna historia, którą warto obejrzeć i wbrew klasykowi głoszącemu nudę płynącą z opowieści o facetach w łódce (któremu notabene przeczy również "All Is Lost" z Redfordem), to kawał dobrej rozrywki.
Film jest godny zobaczenia z jeszcze jednego powodu: świetne efekty specjalne. Po zobaczeniu poniższego filmiku z prezentacją VFX dotyczącą Kon-Tiki lekko nie mogłem się pozbierać (uwaga na spoilery):
Wspaniały przykład dobrze zrobionego cgi, który uwydatnia walory filmu i pomaga w snuciu opowieści, a nie stanowi pierwszego planu z poczuciem dystansu i zmęczenia materiału u widza. Poziom przynajmniej tak dobry, co w przypadku osławionego Życia Pi.