Na ocieplenie klimatu (czy może inaczej - jego zmianę) ma wpływ mnóstwo różnorodnych czynników. Ludzkość wytwarza ogromne ilości ciepła i zanieczyszczeń, ale to nie wszystko. Należy jeszcze wziąć pod uwagę wycinkę lasów, sztuczne nawadnianie i inne tego typu rzeczy. Liczba ludzi wynosi 6 mld (i stale rośnie) i samo to może powodować zmiany. Kolejnym ważnym czynnikiem jest utrzymywanie milionów sztuk krów i świń, które wydzielają niesamowite ilości metanu.
Wszystko rozchodzi się o to, na ile człowiek jest w stanie zaburzyć naturalną równowagę? Wzrastające ocieplenie klimatu od połowy XIX wieku jest faktem i za bardzo nie ma co z tym polemizować. Można przypisywać to cyklicznym zmianom klimatu (i może w tym być sporo racji), jednak zbieżność w czasie tych dwóch czynników wcale nie musi być przypadkiem.
Zgodzę się, że cała ta walka z ociepleniem została niejako zbyt zinstytucjonalizowana i teraz odgrywa znaczną siłę w świecie, narzucając normy itd. Inna sprawa, że taka Polska położona w strefie umiarkowanej może nawet zyskać na na niewielkim ociepleniu klimatu. Poza tym Polska spala znaczniej mniej energii na jednego mieszkańca niż inne kraje zachodu, a w dodatku posiada całkiem sporo terenów leśnych, dlatego każde państwo powinno być rozliczane indywidualnie, stosownie do potrzeb i rozwoju.
Z drugiej strony zbytnie marginalizowanie problemu też nie jest niczym dobrym. Znaczna większość badaczy sądzi, że coś jest jednak na rzeczy i działalność człowieka poważnie wpływa na środowisko oraz zmianę klimatu. Ale nawet jeśli przyjmiemy, że na 50% jest tak, albo tak, to zawsze lepiej zapobiegać niż leczyć. Trochę głupio byłoby przez nierozwagę poważnie zniszczyć świat, w którym żyjemy.
A wiecie, że konsekwencją ocieplenia klimatu jest epoka lodowcowa i całe to global warming to jest pic na nowode. Minimalne podniesienie się tep. (od tej co ciągle rośnie) będzie miało niegatywny wpływ na ciepły prąd północno atlantycki, który zostanie osłabiony przez zimne wody z lodowców. On nas chroni. schemtycznie i tak żyjemy na kreske o jakieś 1000lat. Ten okres interglacjał trwa około 10 tys lat miedzy dwoma glacjałami. Także film "Pojutrze" nie jest taki zły. Ale je**ć to.
O ile ja się orientuję (może błędnie) to powstanie epoki lodowcowej ma związek z długością trwania pór roku, a dokładnie z kątem padania promieni słonecznych. Nie rozchodzi się tutaj tyle o dłuższe (czy bardziej mroźne) zimy, lecz o krótsze lata. Śniegu nie topnieje tyle ile powinno (szczególnie jest to widoczne w górach) i warstwa lodu z roku na rok się powiększa (a także staje się bardziej gęsta). Oczywiście topnienie się lodowców też może odgrywać tutaj znaczny wpływ. Poza tym ten okres 10 tyś. lat to taki bardzo "około"