Terroryści przejmują asteroidę i chcą ją zrzucić na ludzką kolonię. Zginie kilka milionów osób, więc ruszamy do akcji. Asteroida, to kawał skały, brzydkiej skały należy dodać. W tle piękna planeta, ale ogólnie to jedna z brzydszych i ciemniejszych miejscówek w świecie Mass Effect. Fabularnie to film akcji z zakładnikami, czyli ktoś ukrył się przed terrorystami i pomaga nam drogą radiową, co w praktyce oznacza, że mamy wyłączyć silniki napędzające asteroidę i zabić wszystko, co przypomina terrorystę, czyli ma dwie pary oczu.
Dobre: intensywna i wymagająca walka finałowa, nowy rodzaj wieżyczek strzelniczych (mają osłony, więc zapomnijcie o snajperce), ukryta stacja radiowa z remiksem głównego motywu muzycznego, jak zawsze dialogi i polskie tłumaczenie.
Złe: godzina i pęka, miejsce akcji to trzy stare budynki z nowym oświetleniem, a nowa miejscówka to jedna, trzypiętrowa sala i nowa rasa... to jakieś nieporozumienie.
Brzydkie: wyciąganie kasy od fanów na nudny, niezwykle krótki i nic nie wnoszący dodatek.
Żal mi straconych punktów. Bioware, nie spodziewałem się tego po Was.