U mnie również pojawią się małe spoilerki.
Grę dorwałem wczoraj, a skończyłem niespełna godzinę temu i jestem całkiem zadowolony.
Podoba mi się umiejscowienie akcji w jednym obszarze, przez co czuć taką ciągłość w przedstawionych wydarzeniach. Kratos jednakże w tej części wydał mi się najbardziej antypatyczny niż kiedykolwiek wcześniej. Nic tylko zemsta i zemsta, zabić Zeusa, bo mnie zdradził, bla bla bla. Czasami aż chciałem, by któryś z napotkanych bogów skopał kratosowskie, aroganckie dupsko. Najbardziej na emocjach zagrała mi ostatnia sekwencja walki z Posejdonem, kiedy wiedziałem, że tak muszę go potraktować, by przejść dalej, ale żal mi było chłopa coraz bardziej z każdym zadanym ciosem (świetny pomysł z ukazaniem całego zajścia z pierwszej perspektywy!). Motywacje Kratosa również nie należą do najjaśniejszych, bo kompletnie nie rozumiałem tego momentu rozterki z Pandorą - cały czas skręcał karki każdemu na jego drodze, aż tu nagle coś go w serduszku ukłuło. Rozumiem, że to z powodu wspomnień o rodzinie, ale jakoś mnie to nie przekonało.
Jeśli chodzi o gameplay, to fajnie, że w kwestii nowych broni postawiono na najlepiej sprawdzający się oręż, podając go w różnych wariantach (pierwszy GoW, którego nie przeszedłem grając głównie Ostrzami Chaosu/Wygnania/Ateny/whatever), chociaż rękawice Herkulesa też mają w sobie moc i sprawdziły się w niejednym pojedynku. Zróżnicowanie pod względem potyczek z bogami wyszło grze na dobre, bo zamiast na siłę ustawiać walkę z każdym z nich, kilku umiejętnie wpleciono w akcję, pokazując przy okazji różnicę w ich sile (Hermes, Hera). Ku memu zaskoczeniu, najwięcej krwi napsuł mi nie bóg, ale ten wielki skorpion na jednej ze skrzyń labiryntu, ileż ja się z nim namęczyłem! Pomysły na design poziomów i konstrukcję świata nie raz mnie zachwyciły (wspomniane przez pachu ogrody Hery, Labirynt), tak samo jak rozwiązania w stylu oślepienia przez Heliosa, kiedy Kratos wyciąga rękę, by uchronić się przed blaskiem, czy końcowe stłuczenie na jabłko Zeusa (dopiero po jakiejś chwili wpadło mi do głowy, że sam muszę przestać go obijać). Wydaje mi się za to, że w tej części jest najmniej pułapek, znanych z poprzednich części (typu zamknięty korytarz, zbliżająca się ściana z kolcami i konieczność wykończenia wszystkich wrogów lub przełączenia szybko jakiejś dźwigni), co zaliczam na minus.
Strona techniczna to oczywiście majstersztyk, tutaj nie ma się o co sprzeczać. Ubolewam jedynie z powodu szaroburej kolorystyki wszystkich lokacji, ale rozumiem, że zabieg ten był konieczny do zachowania posępnej atmosfery zbliżającego się chaosu.
Podsumowując, trzeci GoW jest bardzo dobrym zwieńczeniem trylogii. Tak mogliby zostawić tą serię, by nie rozdrabniać jej na drobne (a już kompletnie nie widzę sequela!). No chyba, że pojawi się spin-off...
God of Love, z Afrodytą w roli głównej, jedynym bóstwem, którego Kratos nie zaciukał.