Happy endu nie bardzo pamiętam mówiąc szczerze - scenografia z Lśnienia coś mi podpowiedziała, ale w obu wersjach kończy się chyba na tym, że Deckard zostaje z Rachel i nie wie, ile ona ma życia przed sobą
W zakończeniu wersji kinowej mamy literalnie sztampowy odjazd w kierunku zachodzącego słońca. Cały film w deszczu, klimat nocy spowija otoczenie mrocznego Los Angeles, brud, tłum, mrużenie oczami i nagle krajobraz jak z Dźwięków Muzyki, las, oblane słońcem okolice, autostrada i najazdy kamery na wzgórza, jak w otwarciu Lśnienia. Przecież to wyglądało, jakby dokleili na siłę końcówkę i kawałek innego filmu. W wersji reżyserskiej/finalnej widzimy Deckarda i Rachel opuszczających mieszkanie, Deckard zauważa figurkę i padają w tle słowa Gaffa:
"Too bad she won't live but then again who does", Ford kręci lekko głową, wsiada do windy, cięcie. Nie wiemy co dalej, jak to wpłynie na relacje bohaterów, dostajemy więcej możliwości domniemań, świat trzyma atmosferę, nie burzy obrazu. Zdecydowanie lepsze zakończenie, ogólnie byłem nawet zwolennikiem ucięcia filmu już po dialogu Gaffa na dachu, ale wątek Rachel byłby mocno niedomknięty.
Co do Jeuneta bardzo możliwe, ale na tamten czas wydawał się być dobrym wyborem, ciekawe stylistycznie, wykręcone, mroczne obrazy, nietuzinkowa fabuła, miał szansę się sprawdzić. Z drugiej strony cieszę się, że przejechał się na Alienie, bo może dzięki temu dostaliśmy Amelię, a ten tytuł w jego filmografii uwielbiam.