Autor Wątek: Wasze texty  (Przeczytany 6432 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

kun

  • chujek
  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 02-11-2003
  • Wiadomości: 6 880
  • Reputacja: 80
Wasze texty
« dnia: Marca 13, 2005, 19:41:09 pm »
Zastanawiam się czy są wśród czytelników GO i forumowiczów ludzie piszący, a do tej pory ukrywający się gdzieś hen. Chcecie pokazać innym ludziom swoje texty, przemyślenia? O czym? O miłości, nienawiści ... i wszystkim innym. Piszecie coś do szuflady? Podzielcie się swoją twórczością z innymi ludźmi, w tym temacie ...

Conker

  • Global Moderator
  • Bohater wojny GOjczyźnianej
  • *****
  • Rejestracja: 01-11-2003
  • Wiadomości: 1 680
  • Reputacja: 7
Wasze texty
« Odpowiedź #1 dnia: Marca 13, 2005, 20:20:16 pm »
Swietny temat. Kiedys sam dorzuce cos od siebie, jak tylko bede mial wiecej czasu na napisanie.

kun

  • chujek
  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 02-11-2003
  • Wiadomości: 6 880
  • Reputacja: 80
Wasze texty
« Odpowiedź #2 dnia: Marca 13, 2005, 20:57:12 pm »
dobrze, zatem ja pierwszy:

                                  Kilka smutków...
Życie to niezwykle trudna gra. Wszechstwórca podczas swego dzieła tworzenia postanowił wyposażyć swój tytaniczny projekt w niezwykle wysoki poziom trudności. Tak, to specjalnie z myślą o nas. Doprawdy, wielu z pośród tłumu to wytrawni gracze. Przechodzimy każdy etap bez jakichkolwiek oszustw, pomocy z zewnątrz, wielu jednak wspomaga się w ten czy inny sposób, czyta solucje życia, korzysta ze wspomagaczy czyniących drogę mniej pochyłą. Oto kilka myśli po wyborach mniej lub bardziej chybionych...

                                   Noc
Siedzę samotnie, w ciemności. Za oknem noc. Pada deszcz, a wiatr zmaga się z drzewami. W tej chwili, gdy nie ma obok mnie nikogo - nawet myślą - samotność kąsa. Robi to niespiesznie, jak drapieżnik wiedzący, że w pożarciu ofiary nie przeszkodzi mu już nic. Powoli odrywa kolejne kęsy mnie i przeżuwa delektując się smakiem. Po czarnym pysku spływają krople. Ja - ofiara oddycham jeszcze. Jest zimno, więc z moich ust unosi się delikatny, acz coraz mizerniejszy obłok pary. Ciało, co rusz wstrząsane szarpnięciami pożywiającej się bestii, dusza nie czuje już bólu, a właściwie przekroczywszy próg pojmowanego cierpienia jest daleko. Oczy zeszklone, ślepe - zwierciadło duszy pokryte skorupą kurzu. Już nikt się w nim nie przejrzy - Lustereczko powiedz przecie... Czy pod ciałem moim kałuża krwi, coraz większa i brunatna? Ona czasem tylko odbija rąbek wciąż nienasyconej czarnej paszczęki. Ręce nie zdolne już do ruchu, zastygłe dłonie jak zamarznięte liście. Nie mogą mnie już obronić. Ale gdyby jeszcze miały siłę, to czy odciągnęłyby zagrożenie. Nie, przecież próbowałem! Sam jednak nie miałem szans, przegrana była kwestią czasu, a pomoc nie nadeszła. Tymczasem, bestia przerywa na chwilę. Oblizuje zakrwawiony pysk, pochyla się, jej nozdrza rozszerzone wciągają powietrze. Czuje, koniec żeru już blisko, ma jednak czas... I właśnie taką chwilę, rzekłbym agonii przerywa owo cudowne uczucie, to, o którym chciałbym powiedzieć. To chwila, w której jestem prawie przekonany, że On istnieje i próbuje dotknąć mnie z daleka. Być może to muśnięcie anielskich skrzydeł? Nie wiem. Wypełnia mnie wtedy uczucie nadziei i przekonanie, że jest jeszcze szansa. Słońce ozłaca okolicę, a ja unoszę głowę i czuję się dobrze. Jest jednak coś smutnego, to trwa tak krótko. Chmury znów zasnuwają niebo, a z oddali dochodzi wycie. I nie pamiętam już jak czułem tą chwilę... Wyciągam ręce.
---

                                   Samotność
Po środku najpiękniejszego w świecie ogrodu stoi kamień. Zmurszały już nieco i poznaczony czasem, ale wciąż krzepki. Wokół kamienia rosną kwiaty najwymyślniejszych kształtów i cudnych kolorów. Pysznią się do słońca, dumne choć kruche. Czasem pochylają główki pozwalając wiatrowi przez chwilę pieścić ich płatki i liście. Szumią przy tym cichutko, falują. Kamień jednak stoi niewzruszony, zdaje się ślepy na piękno otaczającego ogrodu i głuchy na jego śpiew. Lecz to nie prawda. Kamień jest sam, a kwiaty nie rozumieją jego śpiewu i nie pojmują jego tak przecież innego od ich, piękna. Bo on jest piękny, choć szary i spękany. I tylko czasem, gdy spadnie deszcz kamień może zapłakać, a w tedy kwiaty widzą i prawie rozumieją... Jestem kamieniem.
---

                                   Miłość
Dlaczego tak mi do Ciebie daleko? Tak bardzo daleko, chociaż jesteś czasem w zasięgu mojego głosu i spojrzenia, słyszę Twój oddech, czuję zapach, pozornie tak blisko. A teraz noc i sen tuż. Księżyc patrzy mi prosto w oczy zaciekawiony. Przez chwilę myślę, że mógłbym go bez trudu pochwycić, dla Ciebie w prezencie. Już tam jestem, stoję na krawędzi z rękami w kieszeniach, czekam, kto wie? Może tej nocy pojawisz się i znów zaskoczysz mnie czekającego. Padniemy sobie w ramiona, ja twój Ty moja, bez słowa, cicho. Wokół pustka, Twoje oczy tak niezwykłe, że nawet księżyc blednie przy nich bardziej i znika zawstydzony. Nie ma nic, nasze jest wszystko, ale nawet tutaj nie mam odwagi myśleć niektórych myśli. Wciąż tchórzliwy. I tak sobie jesteśmy, gdzieś tam hen w głębinach czasu i o tym nie pamiętamy, razem. Jak to dobrze wiedzieć, że jesteś. Zostaniesz? Wiem, nie mam ci nic do zaoferowania. Nikim jestem i nic nie mam. Odchodzisz. Wraz z Tobą powoli znika nasza wspólna pustka. Czy pustka może zniknąć? To głupie. Księżyc wraca na czarne niebo zadowolony. Uśmiecha się złośliwie. Ale przez chwilę, krótszą niż mgnienie oka mocniej rozświetla mrok i przez tą chwilę widzę Twój jasny zarys. Światło gaśnie łaskawie, jestem sam z księżycem. Smutno. Zamykam oczy. Odchodzę i ja. Otwieram oczy. Znów księżyc, ale ten prawdziwy i obojętny, patrzy w noc. Jest już za durzy by go złapać. Podejmę kolejną próbę, nie poddam się. Poszukam w ciemności i kto wie, być może tej nocy to ja odwiedzę Ciebie?.. Znów tęsknię.
---
                                   Koniec smutny
W samotnym domu samotny człowiek zasiada do samotnego posiłku przy samotnym stole. Samotną dłonią ujmuje samotny widelec i odkraja kawałek. Ten kawałek, jeszcze przed chwilą część całości staje się samotny, chociaż wcale nie zdaje sobie z tego sprawy. I tak dalej, kawałek po kawałku. Po skończonym posiłku samotny człowiek odsuwa samotne krzesło od samotnego stołu - gdyby w tej chwili oba sprzęty posiadły świadomość poczułyby się zapewne wyjątkowo samotne, tak od siebie odsunięte w tym samotnym pokoju - otwiera samotne drzwi swego samotnego, starego domu i wychodzi popatrzeć na samotną okolicę. Nieopodal domu biegnie samotna, zapomniana niemalże droga. Czasem samotny człowiek podchodzi do niej z nadzieją, że może ktoś zakłuci jego samotność. Zazwyczaj nie dzieje się nic, ale to nie zniechęca człowieka, on czeka. Dziś los uśmiechnął się do niego, choć smutno. Drogą nieśpiesznie przejechał samochód. W nim jakiś zapóźniony i z pewnością nie mniej samotny podróżny wpatrywał się tępo w ciągnącą się przed nim drogę. I właśnie w momencie, gdy mijał patrzącego nań samotnego człowieka oderwał wzrok od serpentyny, i wtedy ich spojrzenia spotkały się, i przez chwilę nie byli samotni, tak w siebie wpatrzeni, niemal na wyciągnięcie ręki. Ale samochód nie zatrzymał się, nie zwolnił nawet. Przychylny jeszcze przed chwilą los pchnął bezlitośnie jednego człowieka przed siebie, drugiego zaś pochwycił i kurczowo trzymał. Obaj samotni już zdążyli zatęsknić do uczucia sprzed chwili. Los jednak nie zna litości. A na przeciwko samotnego człowieka rosło samotne drzewo, pod nim między kurczowo zaciśniętymi w ziemi korzeniami leżała opuszczona muszla. Gdyby miała świadomość na pewno zatęskniłaby do swego lokatora... Mimo otwartych oczu nie widzę nic.
---

Naciśnij off, otwórz oczy, dotknij czegoś żywego. Szanse wciąż istnieją. Nie widzisz???

Uncle Mroowa

  • Towarzysz
  • ***
  • Rejestracja: 03-11-2003
  • Wiadomości: 106
  • Reputacja: 0
Wasze texty
« Odpowiedź #3 dnia: Marca 13, 2005, 23:12:09 pm »
Kilka słów o uzależnieniu zwanym miłością :p
pewnie i tak nikt tego nie przeczyta

Większość ludzi uważa miłość za rzecz absolutnie najważniejszą.
Uważają, że nadaję sens życia, że "napędza karuzelę świata". Ja natomiast myślę że jest to tak samo piękne jak i obłudne uczucie.

Naukowcy stwierdzili, że nie biologicznie nie istnieje człowiek, który nie znalazłby partnera dla siebie. Nie istnieje postać tak szkaradna, która by absolutnie wszystkich odpychała.

Sądzę, że warto szukać tej drugiej osoby, ale co jeśli pomimo szczerych starań nie znajdziemy jej prędko, albo jej postać okaże się odpychająca dla nas?

Po co są właściwie randki i tego typu spotkania? Ludzie spotykają się, próbują przedstawić się z jak najlepszej strony, a po kilku miesiącach zaczynają dostrzegać różnice, które i tak zawsze ich dzieliły. Najgorzej to jest dopiero wtedy, kiedy te różnice zauważa tylko jedna strona. Wtedy druga strona zawsze czuje się pokrzywdzona. Zresztą i słusznie.

Mawiają, że jeden z kochanków zawsze kocha mocniej. To oczywiście piękne, byleby druga osoba kochała bardzo niewiele mniej.

Niezdrowy związek jest też wtedy, kiedy jedna ze stron staje się całkowicie uzależniona od drugiej? to smutne jak po chwili okazuje się , jak to ta druga strona wcale nie może czegoś takiego znieść. Taki przypadek prowadzi wręcz automatycznie do zerwania związku.

Osoby nie potrafiące żywić do nikogo żadnych uczuć wyższych (miłości, nienawiści, przyjaźni) ze wrodzonymi skłonnościami do czynienia wszelkiego rodzaju złośliwości i krzywd nazywamy Psychopatami. Osoby, które z powodu emocjonalnych przechyleń całkowicie je stracili i ze skłonnościami do nagłych wybuchów płaczu/gniewu/żalu/malancholii nazywamy Paranoikami? Sądzi się że tacy tyrani jak Hitler czy Stalin byli właśnie Paranoikami. Hitler z powodu dość ciężkiego dzieciństwa + niemal osobistej przegranej w I Wojnie Światowej, a Stalin z powodu BARDZO ciężkiego dzieciństwa. Oboje zebrali wokół siebie odpowiednich ludzi i stali się symbolami zła, demonami, potworami? Aż ciężko przechodzi przez gardło to, że musiało się im stać wcześniej coś naprawdę przykrego, że stali się tacy.

Najpopularniejszą chorobą psychiczną na tle emocjonalnym no Neuroza inaczej Nerwica. To właściwie choroba układu nerwowego, która odbija się na psychice człowieka. Jego emocje są wyolbrzymione, przyjmuje wszystko śmiertelnie poważnie.

Na koniec najsmutniejsza z informacji: Są ludzie, którzy mimo szukania jej przez długie lata i dekady nigdy nie znaleźli swojej prawdziwej i jedynej miłości. Nawet tej nieszczęśliwej. Czasami śmieszą mnie ludzie, którzy próbują pozbyć się swoich wspomnień, dlatego że mieli nieszcząśliwą miłość. Szkoda, że nie wiedzą o ile są szczęśliwsi od tych, którzy nigdy nie zaznali jakiejkolwiek miłości.

Trochę krócej o przyjaźni:
(tego na pewno nikt przeczyta :P)

Przyjaciele są zawodni. Pamiętajcie o tym w ich doborze. Jeden bedzie ci wierny i przyjazny do śmierci, a drugi uzna po jakimś czasie cię za wroga i zacznie wyzywać od najgorszych. Najpierw zacznie mówić złośliwości i podjudzać innych przeciwko tobie, a potem uroczyście się przyłączy do obozu wroga.

Ostatnie stadium zaczyna się wtedy, jak wogóle zaczynają cie traktować jako coś złego w ogóle... Imie jak wyzwisko, nazwisko jako niemiły epitet... Mnóstwo przezwisk wymyślonych z powodu twoich ułomności fizycznych, wyśmiewanie się z twojego hobby, z muzyki jaką słuchasz, z wyglądu... z wszystkiego co ma związek z tobą. Koniec świata. Potem zostaje tylko skończyć z sobą.
Światło gwiazd lśni dla nas, i w tej otchłani
Darzbog zawiesił ziemię, aby była tak
utrzymywana, Oto dusze przodków,
które świecą nam gwiazdami z Iru.

kun

  • chujek
  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 02-11-2003
  • Wiadomości: 6 880
  • Reputacja: 80
Wasze texty
« Odpowiedź #4 dnia: Marca 13, 2005, 23:32:10 pm »
hmm... ciekawe

Picartio

  • Towarzysz
  • ***
  • Rejestracja: 30-12-2004
  • Wiadomości: 262
  • Reputacja: 0
Wasze texty
« Odpowiedź #5 dnia: Marca 14, 2005, 15:14:45 pm »
Tak, piszę... Recenzje, poradniki, różne teksty... ale niektórzy widocznie nie doceniają cudzego wysiłku  :roll:  :evil:

Chyba niedługo coś się w tej spawie zmieni :)

kun

  • chujek
  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 02-11-2003
  • Wiadomości: 6 880
  • Reputacja: 80
Wasze texty
« Odpowiedź #6 dnia: Marca 19, 2005, 20:17:04 pm »
... kolejna porcja mojego pustosłowia:


Niemoc:
Jakie to smutne, siedzimy naprzeciw siebie. Ziemia drży, kolejny papieros. Dym wspina się wolno po ścianie. Spojrzenie za spojrzenie - pchnięcie za pchnięcie ... unik. Brak słów, mimo, że serce się wyrywa. Jakie to smutne, tak nie mieć sobie nic do powiedzenia. Jakie to smutne nie umieć mówić. Jakie to żałosne, chcieć tyle, nie móc nic ...

Zagadka:
... To jest jak wymierzona w dziecko lufa karabinu, palec wskazujący tam, gdzie powinno znajdować się trzecie oko albo serce bijące pod kościaną zbroją. Przez środek, rdzeń na przestrzał. Jak jad rozchodzący się po ciele, powoli. Spod sklepienia czaszki, w dół ... Ciepło, odrętwienie. Aż w końcu sen w ciepłym łóżku z pewnoscią nadchodzącego świtu. Zapach dnia, szału poranka, mdłego aromatu popołudnia, dusznej nocy. Każdy może wybrać swoje rozwiązanie.

Przed snem:
Los, mimo swej ślepoty ma doskonały węch. Niczym gończy pies wytropił mnie tutaj, z daleka od domu, na zielonej ziemi. Za chwilę zamknę oczy, w jednej chwili oba mroki, ten wewnątrz i na zewnatrz mnie połączą się w jedno. Czas zgasić światło. Jutro już ciekawsko zagląda zza okiennej szyby. Czas się zatrzymać. Dam się stratować, może zmęczenie minie? Moja wyrocznia oślepła, straciła dar widzenia przyszłości. Czas spać, siedzę ... cicho, ciemno.

We śnie:
Z poza granic nocy, z miejsca gdzie czas kruszy się i rozpada w proch. Nawet z tamtąd będę obserwował. Tam jest cicho, to sprzyja spokojowi. Ciemnosć łagodną ręką zamyka mi oczy. Koi, obdarza snem, w nim wszystko się stanie. To co dobre i warte zapamiętania, prawda i radość. Długo, doputy szary ptak znów nie obwieści powrotu zgiełku. Obudzi mnie swym śpiewem, oczyści pióra z nocy i zniknie.

Rewolwerowiec:
Przyjacielu, przytul się do mnie, lekko pociągnij. Przyjacielu, teraz! Dam ci wytchnienie. Przecież to ja jestem ci najbliższym. Pamiętasz? Pamiętaj! Z mego gniazda wyleci srebrem hromowany ptak, z czarnego w jasność. On otworzy w tobie nową drogę. Pujdziemy razem, podam ci rękę. Odwagi. Odrzuć szarość kolorów i przyjmij kojący mrok. Będzie ciepło. Odwagi przyjacielu, będę blisko, z tobą. Jeszcze tylko chwila, jeszcze ... W pustce łatwo jest rozłożyć ramiona, w pustce wszędzie jest bliżej niż gdziekolwiek indziej. Zabije, zapomnisz o niej. To już koniec, czy tego spodziewałeś się niewolniku białej karty?

Mama:
Kontrola synku, kontrola to wszystko. Trzeba się kontrolować! Uważaj aby nigdy nie stracić kontroli. Pamiętaj o tym. Strzeż się, przy Nich łatwo stracisz kontrolę, dziecko. Zapamiętaj co ci mama mówi. Brak kontroli, to pierwszy krok do piekła wolności. Tam pierwsza swe macki wyciągnie po ciebie miłość (zdrada). To wiatr, pod jego podmuchem przewrócisz się. Nie wstaniesz. Pamiętaj, kontroluj to co w tobie i poza tobą. Tak jak cię mama uczyła. Tak jak mama żyła. Czyż mama nie jest szczęśliwa?.. Podkrążone oczy, skóra jak szary pergamin, suche namiastki włosów, Bóg zawieszony na wątłej piersi - zaśniedziały avatar pseudowiary, niewolnik ludzkiej woli wolnosci ... Widzisz synku? On nas kocha, rozumiesz? Karta powinna byś w jak największym stopniu zapisana. Nie martw się o jutro, On już dawno wszystko zaplanował.

Poranek:
Dzień powitał liźnięciem młodego slońca,
Dzień zachwiał szarością czterech ścian,
Dzień zasmucił tęsknotą nowo obudzoną,
Ten dzień, Ten dzień ... znów ja ...

Na scenie:
Prawdziwy romans dwojga aktorów
Na scenie za szkłem szarym bez koloru
Gdzie słowo tworzy rzeczywistość
Choć każde zazdrośnie skrywa swą dwoistosć
Czasem też wzbudzi tłuszczy poklask
Miłość szaleństwem, nadzieją dla mas?
Blask bije z teatru cieni
Widzowie patrzą pustką zachwyceni
Srebrzy się głęboki deklot
Po twarzach płynie pot
W oczach szklistość gorączki
Blask, a blask wciąż wzbudza poklask

Ptak wędrowny:
Nad górą mroku srebrny księżyca blask na twych piórach odbity
Lecisz tam gdzie od wieków każe ci czas, instynkt, znak przodka w duszy wyryty
Cel - niewiadoma, tam gdzie bratni gwar
Dażysz doń, niesie cię czar

Odbice:
Gdy lustro w lustro spojrzy, nie zobaczy nic, prócz tysięcy takich samych luster, odbitych po wieczność, w jednej chwili. Gdy w Ciebie spojrzę, zobaczę tysiące mnie, takich samych, po wieczność odbitych, samotnych, tak jak teraz, w tej chwili.

Szczęśliwa śmierć:
Kopyta uderzają o spękaną glebę,
Czerwone krwią oczy widzą niedaleki koniec,
Mokre ryje czują wiatr, w nim zapach soli,
Coraz bliżej, coraz bliżej,
Żadna nie zdążyła spojrzeć w niebo ...
Bóg oszczędził im piękna
Tak jak ptaki, świnie umarły lekko.

Palli

  • Budowniczy socjalizmu
  • *****
  • Rejestracja: 26-10-2003
  • Wiadomości: 680
  • Reputacja: 0
Wasze texty
« Odpowiedź #7 dnia: Marca 19, 2005, 22:03:47 pm »
Moze obok PES Fana otworzmy "poetycka kawiarenke GameOnly" :)

"Palli is indeed a highly mathematical language, surpassing even Hebrew and Sanskrit in this aspect."

kun

  • chujek
  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 02-11-2003
  • Wiadomości: 6 880
  • Reputacja: 80
Wasze texty
« Odpowiedź #8 dnia: Kwietnia 05, 2005, 12:59:52 pm »
... "dusza wyje niczym pies kopany" ...

Bardzo żadko mam okazję tam dotrzeć. Zazwyczaj moje próby przypominają lizanie loda przez szybę okna lodziarni. Jestem blisko, przez niewielki otwór w otaczającej mnie mgle widzę To i przez krótką chwilę rozpoznaję. Szkoda, że mądrość spływa na tak krótko i tak żadko. Zazwyczaj przywołana czymś czułym poza mną, zaskakującym i ulotnym.
----

Najtrudniej jest osiągnać pokorę. Pokora oznacza pogodzenie się ze wszystkim tym co nas otacza i doświadcza. Codziennie staram się rozpocząć rewolucję, niestety myśli nadzwyczaj szybko więdną przy niedostatku słońca i wody. Mała, osobista rewolucja, nikt poza mną jej nie dostrzeże. Szczera myśl, odważny gest, a nawet zwykłe spojrzenie, moja mała prywatna rewolucja. Zaiste, gdyby każda myśl ciałem się stawała, byłbym dziś rewolucjonistą na skalę świata.
----

Wedle słów mądrego człowieka w całej rozciagłości historii świata, zawsze zwyciężała droga dobroci i miłości. Przekładając tą prawdę na moje życie, należało by dojść do wniosku, że nie powinienem się bać. Wszystko powinno ułożyć się wedle prawidłowego toku wszechrzeczy. Ciężko jednak w to uwierzyć, siedząc samotnie w ciemnym pokoju i patrząc na swoje odbicie w ożywionym światłem żarówki szkle.
----

podnieś ręce, odgoń ptaki,
całą głowę masz w ich piórach,
obsiadły cię, trzepot ich skrzydeł zaglusza twój oddech,
podwiń rękaw, odsłoń ramię,
całą rękę masz w ich dziobów śladach,
znów zbyt mało siły miałeś,

heroinowe wróble, amfetaminowe mewy i kokainowe łabędzie,
rozsyp ziarno na zamarzniętej tafli,

unieś głowę, popatrz w słońce,
całe ciało drży w rozkoszy,
odleciały ptaki, został przerębel po środku rozbity,
otwórz oczy, dotknij toni,
kręgi rozchodzą się powoli,
do jutra chłód wodę z powrotem zmrozi ...
----

Ilu kości byś nie zdeptał,
jak bardzo popiołem byś się nie ubrudził,
zawsze znajdzie się zielona łąka,
i drzewo pod którym możesz usiąść ...
----

Dobrej nocy, kotku ...
Śpij mocno, nie budź się. Tam, gdzie kolory nie kłamią, a oczy nie zwodzą.
Nie chcesz, prawda? Baju, baj, w daleki i obcy kraj.
Widziałem Cię wczoraj, zobaczę i jutro. Ty wiesz gdzie.
Sen, taka prosta nazwa dla czegoś co trwa wiecznie.
To tylko sen, banalny wynik dnia, baju baj, igraszka z wyobraźnią ...
----

"... Czas ucieka, wieczność czeka ..."
... słów nie starcza, myśli nie starcza ...
... smutkiem wieczór obarcza ...
... gdzie byś nie był, nie wystarczy ...
... pamięci promień jasny twarz rozświetli ...
... z "kiedyś" uśmiech z powrotem przybędzie ...
... nim wzmocniony za siebie spojrzysz ...
... i za szarej nocy bramą świeży dzień zobaczysz ...
... warto będzie po niego ręce wyciągnąć ...
... ująć, ścisnąć mocno, do siebie przytulić ...
... jeszcze raz w "dziś" się wpatrzyć ...
... uśmiechnąć i przestać się przejmować ...
... każdy krąg winien się w ten sposób zatoczyć ...
----

... Umysł już zasnął, już dawno zasnął,
odpłynął zapomnienia strumieniem ...

mrpiki

  • Tajny współpracownik
  • *****
  • Rejestracja: 02-11-2003
  • Wiadomości: 895
  • Reputacja: 0
Wasze texty
« Odpowiedź #9 dnia: Kwietnia 05, 2005, 14:07:11 pm »
Ja zaserwuję mój wiersz o mojej polonistce, szanownej pani Żontow, szerzej znanej jako Żenia.

'Słówko o Żeni'

Pewnego razu w niedalekiej przestrzeni
ktoś dowiedział się o pani Żeni.
Urodziła się w szacie cienia
jako uosobienie cierpienia.
Od początku męczyć kochała,
bo innego zajęcia nie miała.
Także mnie męczy strasznie,
dopóki sama nie zaśnie.
A że spać jej się nie zdarza,
ciagle mnie przeraża.
Cóż egzorcyści mają uczynić,
kogo za Żontow mają winić?
Kim była Żeni mama?
Czy Żenia jest córką szatana?
A może jest wampirem?
Kołek w serce jej wbiję?
Modlę się, może to coś zmieni...

w tej okrutnej Pani Żeni.  

Listen you fuckers, you screwheads, here's a man who would not take it anymore.

zaar

  • Obywatel
  • **
  • Rejestracja: 27-12-2003
  • Wiadomości: 60
  • Reputacja: 0
Wasze texty
« Odpowiedź #10 dnia: Kwietnia 05, 2005, 16:51:50 pm »
To ja też dorzuce coś ze swojej twórczości

ULOTNE ZAWIROWANIA POWIETRZA

Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy
Jak bardzo One mogą ranić innych
Ulotne zawirowania powietrza
Nie ranią i nie zabijają
Jednak z każdym dniem
Na własnej skórze
Odczuwasz Ich siłę
Czujesz jak przybierają postać
Niewidocznych Demonów
tuczących się na ciałach ofiar
Które dopuściły je do swojej świadomości

===========================

   ZA PÓŹNO

Zwykle najmniej dbamy o tych
Których najmocniej kochamy
Zauważamy ich obecność dopiero wtedy
Kiedy możemy ich stracić
Zawsze też okazuję się
Że nie potrafiliśmy
Wykorzystywać czasu
Który był nam dany
Zawsze mamy go za mało
Zajmując się soba i swoimi sprawami
Żyjemy w bezpiecznym
I jakże mało męczącym przeświadczeniu
Że czas da się rozciągnąć jak gumę
Sądzimy że będziemy mogli jeszcze wrócić
Tam gdzie chcemy i zmienić
To co chcemy, złapać
To co uciekło
A nie mieliśmy ochoty na pościg
Powiemy słowa
Które nie chciały nam przejść przez gardło
Budzimy się
Kiedy jest już za późno

===============================

Untitled


You were weak and needed help,
I was there,
together, we walked,
both of us leaning on each other,
We walked to the worlds end,
And back again,
We were as one,
Triumphant and proud,
But you needed help,
And that I could not give you,
I tried, but it was hopeless,
You needed someone strong,
Something I am not,
I can only help myself,
And no one else,
Strong for one but not for two,
And I saw your struggles,
I saw your pain,
I wished I could come to your aid,
But I could not,
And then,
To my horror,
And despair,
I let you fall...............
All Hell Cant Stop Us Now !!!

kun

  • chujek
  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 02-11-2003
  • Wiadomości: 6 880
  • Reputacja: 80
Wasze texty
« Odpowiedź #11 dnia: Kwietnia 14, 2005, 22:55:24 pm »
część pierwsza opowiadanka "Metamorfoza", które stworzyłem wespół z mym kolegą Kostkeim:

- Spotkajmy się o siedemnastej, w cafejce pod kaszanami - usłyszał Wacław od swojej żony. Propozycja nieco go zdziwiła, bo przecież w ciągu ich 12-letniego małżeństwa nie chodzili nigdy do żadnych lokali w mieście. Jeśli były jakieś tematy do omówienia, zazwyczaj czekały na chwilę wieczornego odprężenia po kolacji. W młodości, owszem, kiedy Wacław był jeszcze kawalerem, a jego obecna żona skupiała na sobie wzrok wszystkich jego kolegów w okolicy, chodzili na spotkania, czy dancingi jakie wtedy były w każdej kawiarni. Ale teraz ?
Ze smukłej i wysokie brunetki pozostała już tylko złośliwa i nerwowa baba. Wacław nigdy nie powiedział jej tego wprost, ale każdego dnia dawała mu wyraz swojego niezadowolenia z życia. Wytrzymywał. W końcu, trzeba był jeździć do pracy, siadać przy pochyłym stole, mazać ołówkami, wyliczać dane, wydzwaniać do firm budowlanych i dokładnie kadrować projekty- podrzędny etat w pracowni architektonicznej nie była wymarzonym zawodem, ale dawał jakieś zajęcie w tym nudnym życiu, pieniądze na odklepanie kolejnego miesiąca życia i najważniejsze - dawał Wacławowi chwilę spokoju między wyjściem, a powrotem do domu.
Wytrzymywał też ze względu na Maćka i Agnieszkę- dzieci, które będąc właśnie w wieku dojrzewania próbowały przekonać innych, że to one mają we wszystkim rację i świat jest fatalnie zorganizowany, i trzeba go zmienić.
Wacław popatrzył jeszcze przez chwilę na elektroniczny wyświetlacz na firmowym telefonie. Zgasł. „15:32”. Setki maleńkich kwadracików układało się wyświetlając zegar. Między godziną a minutami mrugał dwukropek. Tak natarczywie, ani chwili przerwy. Wacław zdał sobie sprawę z banalnego faktu, iż czas jest nieubłagany i z każdą sekundą jest bliżej powrotu do domu. Każdego z jego kolegów z pracy taka myśl ładuje uśmiechem, ale nie w przypadku Wacława. Znów czeka go idiotyczna rozmowa o sensie życia i sposobach schudnięcia z córką i przechwałki syna ile wina można wypić za jednym razem.
Jeszcze przez moment złowrogo popatrzył na leżący na biurku telefon i zabełtał kubek z wystygniętą już dawno, przesłodzoną kawą. Zacisnął zęby, i po siorbnięciu dwóch łyków pociągnął spokojnie kilka kresek na kratkowanym arkuszu. Oznaczył poprowadzone linie, wstawił wyliczenia kątów i porównał skalę ze zdjęciem lotniczym. Na jego niedokładnie wygolonej twarzy zarysował się zarys satysfakcji.
- No Wacek, za 15 miesięcy będzie tu mieszkać sześć rodzin  – pomyślał.
Radość nie trwała jednak długo. Uświadomił sobie, że teraz kiedy wyrobił się przed czasem, przesz najbliższą godzinę będzie musiał udawać że coś robi. Przecież zerwanie się do domu to strata godzin za które dostanie pieniądze, a w domu i tak nic dobrego go nie czeka. Wacław otworzył szufladę, i niczym sierotka losująca nagrody wymieszał wszystko wewnątrz. To najlepszy sposób by mieć pretekst do sprzątania.
Trzy papierowe teczki z jakimiś rysunkami, garść landrynek i paczka gumy do żucia, kilka zabawek z „jajka z niespodzianką” i pakiet długopisów, ołówków i dużych gumek kreślarskich udało mu się uporządkować w kilka minut.
Wacław wstał i pewnym krokiem ruszył do korytarza, po drodze zabrał z innego biurka jakąś kolorową gazetę.
Minąwszy dwa zakręty i gabinet dyrekcji po prawej stronie wszedł do wc. Lekko zacisnął zęby uśmiechając się skrycie, bowiem jego ulubiona kabina – tuż przy oknie była wolna. Ogólnie wolne były trzy pozostałe i cała łazienka, ale Wacław od lat przesiadywał zawsze w tej przy oknie. Największym plusem tego miejsca był widok. Siedząc na ulubionym sedesie Wacław widział podwórze z parkingiem, i część ulicy Sienkiewicza – akurat tą, gdzie mieściło się wejście do sklepu z bielizną. W letnie dni od zgrabnych trzysiestolatek przebierających w koronkowych wdziankach aż się roiło. Czasem przychodziły tu jedna za drugą. Kiedy Wacław nudził się bardzo miał zwyczaj spisywania dat i godzin takich spostrzeżeń. Później za pomocą komputera wyliczał prognozy kolejnych . Jak nietrudno się domyśleć wcale się nie sprawdzały, ale w odróżnieniu od rysunków domów i innych budowli było to przynajmniej zabawne.
Drzwi zamknęły się bez żadnego skrzypnięcia, zasuwka wsunęła się gładko. Teraz mógł spokojnie poczytać. Kolorowe pisemko było typową gazetą dla kobiet. Wacław skrzywił się nieco, kiedy się o tym przekonał, ale przecież w drodze do kibla nie było możliwości wybierania lektury. Wziął, co było.
Kilka kartek wgłąb był opis diety cud, opartej na sałacie i rzodkiewce, oprócz tego cudowne właściwości selera, psychotest – czy jesteś nimfomanką, i reportaż o matce wychowującej adoptowane dzieci sąsiadki, kiedy tamta popełniła samobójstwo. Z gazetą przesiedział ponad pół godziny.
„na dziś  wystarczy”- westchnął wstając z deski. Dla niepoznaki spuścił wodę, lekko podskoczył imitując zapinanie rozporka, i schowawszy gazetę pod koszulę umył ręce.
Na szczęście w okolicy jego biurka nie było nikogo. Pod ścianą pracował ktoś pochylony nad klawiaturą. Wacław mógł w spokoju zebrać swoje rzeczy, wrzucić rulon ze swoim rysunkiem do pojemnika opisanego markerem „gotowe projekty” i wyjść.
Jednak od czasu, kiedy rozmawiał z żoną przez telefon nie opuszczała go wciąż myśl – o co jej chodzi? Przez chwilę pomyślał o swoich szczęśliwych latach patrząc na parkę gówniarzy wpatrzonych w siebie na ławce. „Uśmiechajcie się , uśmiechajcie..za kilka lat ten głupi uśmiech zamieni się w spojrzenie wystarczające by zabić psa” pomyślał. Nagłe napady pesymizmu zdarzały się Wacławowi, kiedy miał zobaczyć żonę. Jego ponury wyraz twarzy kontrastował na chodniku ze wzrokiem zakochanych i uśmiechami przedszkolaków sunących w szyku wzdłuż płotu.
„- Nosz kur**.. jak pomyślę, że znów mam wysłuchiwać tato, tato zrobisz mi wykres na fizykę?, albo Wacław, znów przyszedłeś za późno, sam odgrzej sobie kolację, i ten jej uśmiech kiedy zauważa, że w łóżku jestem przeżytkiem….. nosz kur** !”
Apogeum smutku Wacław osiągnął w momencie, kiedy za starym, hałasującym autobusem pędził traktor ciągnący przyczepę z dwoma prosiakami.
„.. czasem chciałbym być na waszym miejscu”. Splunął w kant krawężnika i przyspieszył kroku.
Do knajpy wszedł nieco zziajany, ale prócz przyspieszonego oddechu nic  tego nie zdradzało.
Żona siedziała w rogu sali, wpatrywała się w menu gryząc niczym lizaka łyżeczkę od herbaty.
- O jesteś wreszcie! – zauważyła – chciałam z tobą porozmawiać – zmieniła ton, wydając się kobietą spokojną i zdecydowaną. Wacław nie lubił takiej gadki. Momentalnie to wyczuwał, bo zazwyczaj wiązało się to z jakąś zgodą na idiotyczny zakup, przemeblowanie, albo jeszcze coś głupiego i niepotrzebnego.
- hmmm? - Zagaił od niechcenia Wacław
- Bardzo Cię szanuję, jesteśmy małżeństwem już prawie 13 lat, i dlatego uznałam, że powinnam ci to powiedzieć.
Twarz Wacława była niczym napompowany balon. Nie wyrażała nic.
- ponieważ od dłuższego czasu przestałeś się mną interesować, to znaczy jaa poznałam jednego faceta, to znaczy on, ja, znaczy my , znaczy ja i on...
Bohater momentalnie zbladł i ścisnął pięściami obrus stolika
- Masz faceta na boku, z którym się pieprzysz?? – spytał Wacław głosem wyjątkowo spokojnym, zupełnie nie pasującym do tego rodzaju sytuacji, jak gdyby mówił przez sen.
Małżonka spuściła głowę… chwilę później chciała coś powiedzieć, podniosła głowę. Wacław znikał właśnie w drzwiach. Kobieta westchnęła i zakryła dłońmi twarz.
Wacław poszedł do parku. Jego myśli były niczym niewyregulowany telewizor. Szum i pustka przerywały różnymi obrazami jakie widział ostatnio. Śmiech przedszkolaków, cudowny seler z gazety, zasuwka z kibla, gówniarze na ławce, sklep z bielizną, landrynki w szufladzie.
Usiadł na jednej z pustych ławek. Wkrótce przyszedł zmierzch. Ale on nawet tego nie zauważył. Patrzył tylko w zgniecioną puszkę coli leżącą w trawie… Konary drzew w parku roztaczały się wysoko nad głową Wacława niczym w klasycznym horrorze. Facet jednak siedział i rozmyślał. Po kilku godzinach coś nim wstrząsnęło. Nie była to jednak żadna z płytkich myśli, tylko zwykły dreszcz. Słońce dawno już zaszło, a światło jakie odbijało się na puszcze coli padało z latarni parkowych. Chłód był przenikający.
Jest niewesoło, ale przecież nie będę spał na ławce w parku – stwierdził.
W domu było dziwnie. Jakiejkolwiek dziwności się spodziewał nie było żadnej. Było po prostu jak gdyby nic. Mądry nastoletni syn i sfrustrowana problemami świata nastoletnia córka siedzieli na górze. Pod pozorem odrabiania lekcji jedno kombinowało jak pozbyć się trądziku, drugie testowało dietę cud.
Wodzony głodem Wacław ulokował się w kuchni. Nie znalazł nic nadzwyczajnego. Ale zupa z proszku z pajdą chleba całkowicie mu wystarczała. Po kilku minutach machania łyżką w drzwiach zauważył dzieci.
- O co chodzi, jesteście głodni? – zagaił grzecznie. Doskonale rozumiał, że mimo swojego głupiego wieku nastolatki wcale nie są winne postępku ich matki.
- Nie.. my tylko.. – na twarzach chłopca i siostry rysowało się wielkie zdziwienie i niepokój
- No ??
- my tylko chcieliśmy sprawdzić czy wszystko w porządku, bo tata strasznie siorbał -
wyszeptał wystraszony chłopak.
- i mlaskał…było słychać aż na górze - dodała równie przerażona dziewczyna.
- Miło, że o mnie pamiętacie, ale nie mam teraz nastroju na żarty.
- naprawdę, tato… i jeszcze – dziewczyna wskazała palcem na twarz.
Wacław zrozumiał, że powinien się otrzeć, bo pewnie się ubrudził. Jednak gdy ujrzał się w lustrze pokręcił głową. Cała twarz w okolicach nosa ociekała od zupy. Zrozumiał, że dzisiejszy dzień nie należy do udanych i trzeba po prostu dobrze się wyspać.
Noc, choć spędzona na kanapie była całkiem spokojna. W kuchni żona i dzieci jadły śniadanie. Wacław stwierdził, że wczorajsza rozmowa w knajpie o niczym nie świadczy. A nawet jeśli tak, to nie będzie robił scen podczas rannego śniadania z dziećmi. Niewiele mówiąc usiadł i jak zawsze zaczął jeść. Jak zawsze płatki z mlekiem. Zrozumiał po chwili, że scena się powtórzyła. Oprócz syna i córki z równie niewiarygodnym przerażeniem patrzyła na niego żona. Wacław zrozumiał, że siorbał. Kiedy uświadomił sobie, że z brody ścieka mu mleko, a podłoga wokół jego krzesła jest cała mokra bez słowa wstał poszedł w kierunku łazienki. Uznał, że wydarzenia ostatniej doby nadszarpnęły jego nerwy, i z czasem wszystko się uspokoi. Również tym usprawiedliwieniem wyjaśnił pojawienie się na całym ciele bladych, twardszych nieco włosów.
Wszystkie inne czynności odwalił z niebywałym olewactwem i spokojem. Uznał, że tylko w ten sposób może uwolnić się od dręczących myśli i skojarzeń. Problemy odłożył na później. Nawet ten z żoną.
Początek w pracy okazał się całkowicie inny. Za ukończony w terminie niezły projekt dostał pochwałę. Nie chciał jednak obnosić się z sukcesem, zważywszy że szefowa w dobrym nastroju nie była. Narzekała, na zaginione faktury miesięcznych rozliczeń, które były wsunięte w kartki jej pisma „Pani biznesu” leżącego na parapecie.
Wacław poczuł falę zimnego potu. Bardzo szybko wrócił do swoich obowiązków.
Dzień mimo to wydawał się dobry. Do chwili, kiedy zadzwonił telefon na jego biurku.
- Słucham? - odebrał
- Wacław?, masz chwilkę? – odezwała się żona. Jej spokojny głos natychmiast przywołał wczorajszą rozmowę w knajpie. Pięści Wacława zacisnęły się równie mocno jak wtedy, ale na jego biurku nie było żadnego obrusu.
- Co się stało.. – spytał, choć brak akcentu powodował, że pytanie zamieniło się w twierdzenie
- Przepraszam, że dzwonię teraz, ale muszę porozmawiać… chciałabym, żebyśmy zachowali się jak poważni ludzie….
- Poważni? Po tym co się od ciebie dowiedziałem, to raczej mało prawdopodobne – ironizował Wacław.
- Chodzi mi o to, że lepiej będzie jak… jak się rozwiedziemy
- Słucham?! – Wacław podniósł głos. – Po 13 latach małżeństwa dzwonisz do mnie do pracy i mówisz mi o rozwodzie??
- Zależy mi na czasie.. – kontynuowała spokojnie kobieta – zgódź się teraz, a jeszcze dziś złożę pozew.
- Ty naprawdę jesteś niepoważna! – Wacław zaczął sobie wreszcie zdawać sprawę z katastrofalnej sytuacji jego małżeństwa – a dzieci, dom? Jak wyobrażasz sobie życie, moje, swoje?
- Masz dobrą pracę, pieniądze, możesz się wyprowadzić…
- Kwiiiikkk!!! – Wacław rzucił słuchawkę.
W biurze zapanowała błoga, głucha cisza. Zaburzał ją jedynie przejeżdżający za oknem autobus i dźwięk drukarki pod czyimś biurkiem. Wszyscy patrzyli na Wacława. On sam z niebywałym przerażeniem zakrył dłonią usta. Usiadł.  
- Nic ci nie jest?- zapytał nieśmiało ktoś z tyłu
- w porządku – westchnął Wacław – coś mi się pomyliło…czytałem rano dziecku bajkę „Prosiaczek i przyjaciele”.
- zaparzę ci świeżej herbaty – zadeklarowała się sekretarka Basia. Po chwili postawiła gorący kubek na jego biurku.
- dzięki – szepnął Wacław. Jego nieartykułowane kwiknięcie zdołowało go do tego stopnia, że czuł się jak skacowany.
- Posłodzić jedną, czy dwie? – spytała troskliwie Basia
- chrrruum – parsknął Wacław..
Stwierdziwszy, że wszystkie nieszczęścia nawiedzają go po odebraniu telefonu postanowił do końca dnia nie dotykać słuchawki.
Szło ciężko, ale nie dzwonił. Dokończył dwa projekty, wniósł masę poprawek. Po kilku godzinach siedzenia chciał podrapać się po plecach. Dawno się nie zdarzyło, że okolica łopatek tak go swędziała. Szybkim i stanowczym krokiem poszedł do wc. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły zdjął marynarkę i nachylając się na czworaka ocierał plecami o ścianę. Nie wystarczało. W obłędzie złapał za jedną ze szczotek stojących przy sedesie. Twarde włosie do szorowania klozetu było odpowiednie. Po zdjęciu koszuli Wacław zrozumiał, że przyczyna potwornego swędzenia tkwi we włoskach, które odkrył poprzedniego wieczoru. Blade, nieco twardsze od tych na głowie, czterocentymetrowe włoski. Rosły nie tylko na nogach i ramionach. Teraz musiał się drapać na całej powierzchni pleców i na brzuchu. Szczotka przyniosła ulgę. Szorował raz za razem, skóra była wręcz czerwona, mimo to ulga była tak przyjemna, że ostre włosie zamiast bólu przynosiło rozkosz. Po kilku chwilach nadeszło odprężenie. Wacław skorzystał z okazji pobytu w ubikacji. Usiadł w swojej ulubionej kabinie i zdjął spodnie.
-Nieee!! - Spokój i odprężenie prysły jak bańka mydlana. Palcami prawej dłoni odkrył coś co widział tylko u zwierząt. Kilka centymetrów nad pośladkami zwisał lekko skręcony, żywy i prawdziwy ogon.  
Wacław przez moment nie mógł złapać tchu. Zapłakał. Nie mógł pojąć co się z nim dzieje. Trudno stwierdzić, który szok wstrząsnął nim bardziej. Wyznanie żony, czy odkrycie włosów i ogona. Wacław wstał schował ogonek w spodnie, na owłosione plecy i brzuch naciągnął koszulę, marynarkę. Wybiegł z wc. Na pytanie sekretarki Basi o której wróci chciał odpowiedzieć, że za godzinę, ale z ust wyrwało się tylko przeraźliwe „kwiiikkk”.
Cdn.

Casper

  • Człowiek dobrej roboty
  • *****
  • Rejestracja: 23-01-2005
  • Wiadomości: 848
  • Reputacja: 0
  • I love secret agents
Wasze texty
« Odpowiedź #12 dnia: Kwietnia 14, 2005, 23:02:45 pm »
Fajny temat ;). Ja pokaże Wam mój wiersz (eghehe), który napisałem jakoś rok temu na lekcji chemii.

Szary dym z papierosa, wypełnia przestrzeń szarą,
Szarzy ludzie, w szatych domkach, szare życie prowadzą,
Kładziesz się po cichu,
Woda w tętnicach wrze,
Tak trudno pisać o swym życiu,
Gdy jest go w nas coraz mniej...

toel

  • Pionier
  • *
  • Rejestracja: 24-03-2005
  • Wiadomości: 33
  • Reputacja: 0
Wasze texty
« Odpowiedź #13 dnia: Kwietnia 15, 2005, 10:18:15 am »
To i ja może dam swój (już trochę stary - ma ponad rok :D ) tekst. 1 odcinek z cyklu Szmitriks. Ale UWAGA - uświadczycie tu strasznie specyficznego humoru (a co za tym idzie dla tych co takiego specyficznego nie czują wyda się to głupie, debilne, płytkie, itp.), więc sami zdecydujcie czy napewno chcecie to przeczytać. Nie mówcie potem, że nie ostrzegałem.


Dawno, dawno temu...W odległej galaktyce...Istniało potężne imperium pod wodzą Lorda of the Vadresa....Jego celem było unicestwienie rycerzy Yeti... Ale w tym samym czasie na Ziemii rozgrywały się sceny, które zawierały fajne, wysokobudżetowe efekty specjalne.
Ciemny pokój...Widać tylko zarysy jakiejś kobiety oświetlonej blaskiem bijącym z ekranu Comodore 64. Nagle wbiega policjant i krzyczy "Friz Madafaker". Kobieta jednak wstała z krzesła i postanowiła się nie zatrzymywać... przecierz w końcu miała na imię Trzynitron a nie Madafaker. Jako, że wspomniana Trzynitron ma słabą orientację, nie zorientowała się nawet jak z podłogi zaczęła biec po ścianie. Policjant jako porządny obywatel postanowił ją uświadomić więc rzekł "Biegniesz po ścianie". Trzynitron zaliczył glebę...

...TI DIT....TI DIT....TI DIT....

Dźwięk budzika obudził Neo Stradę.
-Ach....więc to był tylko sen..........spoko.......
Neo wstał i jak zwykle zasiadł przed swoim komputerem. Czekając, aż się uruchomi zaczął czytać w myślach komunikaty wyświetlane na ekranie... "SCANDISC 27%"...."48%"...."72%"...."Witamy w Windows !"....."Error #274"...."Yes/No"....."Error #422"...."Format C: 2%".....
-Szit!- wykrzyknał Neo.
Tak więc przesiadł sie na swojego laptopa.
"Gadu-Gadu....Podaj login:"...."Zbysio_77"....."Podaj hasło:"....."Błąd"...."Błąd"....
-A no tak! Już wiem.

KLIK, KLIK, KLIK, KLIK ,KLIK...

Dzisiaj nikt z listy nie był dostępny.
"Nieznajomy przysyła wiadomość:" Neo chwilę pogadał z typkiem. Okazał się on znanym w środowisku hakerów rabinem Mosze Uszem.... "Mosze Usz pisze: faloł de łajt rabit".

PUK ! PUK!

-Kto tam?
-Dupa Trupa.
-Kto tam???
-Hipopotam.
-Kto ?!?
-Harcerze.
-Niewierzę.
-Otwieraj hamie....Łajt Rabit nie kłamie.
Neo otworzył drzwi i ujrzał znanego rapera Łajt Rabita.
-To ty jesteś ten znany raper?
-No....zarymować ci coś?
-Jak chcesz...
-Mak
Lak
Ptak
Świstak

Spoko nie?
-Tia...chyba.
-No dobra..więc chodź...
-Gdzie ?
-Co gdzie ?
-No...gdzie gdzie ?
-Gdzie co?
-Gówno.
-Co?
-Gówno.
Po jakimś czasie sie dogadali. Rabit zaprowadził go do rabina Mosze Usza.
-Wybierz czerwoną jak chcesz poznać prawdę a niebieską jak chcesz pozostać w niewiedzy...
-Więc nieb...
-Jaki jest kolor krwi?
-Czerwony.
-A więc dokonałeś wyboru. Teraz w skrócie: żyjesz w SZMITRIKSIE, wszystko w okół to gówno prawda, ty jesteś de łan, musisz pokonać Agenta Smithgulla, i musisz rozwalić "The ring"....chwytasz?
-Nie.
-Chłopaki...to nie ten człowiek...Kill him....

TRATATATATATATATATATATATATATA...............

[END of Part 1]

kun

  • chujek
  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 02-11-2003
  • Wiadomości: 6 880
  • Reputacja: 80
Wasze texty
« Odpowiedź #14 dnia: Kwietnia 15, 2005, 11:06:00 am »
dobreeee!!!
szczególnie Bunny Rabbit mi się spodobał i jego fachowy rym :D:D:D:D:D

toel

  • Pionier
  • *
  • Rejestracja: 24-03-2005
  • Wiadomości: 33
  • Reputacja: 0
Wasze texty
« Odpowiedź #15 dnia: Kwietnia 15, 2005, 11:09:07 am »
Cytat: "kun"
dobreeee!!!
szczególnie Bunny Rabbit mi się spodobał i jego fachowy rym :D:D:D:D:D


Dzięki :) Resztę zamieszczę później (stopniowo) - są co prawda na oddzielnej stronie, ale nie będę sobie reklamy robił :P

Miazga

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 07-12-2003
  • Wiadomości: 3 839
  • Reputacja: 0
  • lol pozdro rasta power
Wasze texty
« Odpowiedź #16 dnia: Kwietnia 15, 2005, 14:25:31 pm »
Toel - szacunek, tekst jest rewelacyjny :mrgreen:

Kun - bajka o wacku knurze też niezła :lol:

kun

  • chujek
  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 02-11-2003
  • Wiadomości: 6 880
  • Reputacja: 80
Wasze texty
« Odpowiedź #17 dnia: Maja 26, 2005, 14:20:14 pm »
ok, kilka żwieżych, depresyjnych słów:

kolejny bezsensowny dzień. Byle wytoczyć się rankiem z barłogu, wepchnąć do pyska coś, co da się przeżuć i połknać, byle zacząć się ponownie zastanawiać - “co tu kur** dziś zrobić?”, byle znów nie robić nic, byle szybciej spojrzeć w swoje szare odbicie, byle ponownie pozwolić przyciągnać się pustemu rykowi codzienności. Ciekawy jestem, w którym z rzędów tego nieżyciowego chóru mam przyjemność śpiewać? Czy jestem znamienitym solistą? Raczej nie, to może chociaż przygrywam pieśniarzom do ich arii? Wątpię. Raczej stoję w jednym z najdalszych rzędów i czasem tylko próbuję przekrzyczeć ten cały giga tumult swym łamiącym się falsetem. Nigdy mi się nie udaje. Wokoło śpiewają kobiety i mężczyźni. Wszyscy jak jeden mąż ubrani są w jednakowe – białoczarne stroje, jedyne takie dopuszczalne dla śpiewaków. Fakt, zdażali się odszczepieńcy próbujący przecisnąć się w przód, odziani inaczej, po swojemu i jakby na modłę swego niedostosowanego ubioru starający się śpiewać inaczej niż wszyscy. Tacy jednak rychło odłączani byli od reszty. Właściwie były dla nich dwa wyjścia: albo stawali się znamienitymi tenorami-solistami (w tym samym momencie tracili swoja odrębność co do grama) lub też wyrzucano ich z chóru (co nieodwołanie równało się społecznemu marginesowi, gdzieś w zaśmierdłej budce zgrzybiałego szatniaża)...

Moria, kraina snów, kraina śmiercią jak szalem opleciona,
Moria, mój dom, mglistym snem zamknięty na zawsze,
Moria, moje więzienie, z którego juz nigdy nie zdołam uciec,
Moria, miejsce mego wśrod wieżyc niebosiężnych wiecznego spoczynku,
Moria, miejsce, gdzie nie ma Ciebie,
Moria, tam wszystkiego jest brak czuć,
Moria, pod murem serce pęka,
Moria, tam gdzie z mroku w mrok każda dusza szepcze,
Moria, mój dom niechciany,
Moria, dom w którym nikt nie zaznał nadziei krztyny,
Moria, tam rodzą się wszelkie bóle,
Moria, dokąd zmierzamy,
Moria, królestwo cieni,
Moraia, niech noga Twa nigdy tam nie postanie,
Moria, miejsca ktoregom pasterzem,
Moria, dokąd zmierzasz,
Moria, gdzie śmierć nawet poczuła respekt,
Moria, to niedaleko,
Moria, odejdź,
Moria...

Kresq

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 16-06-2004
  • Wiadomości: 4 746
  • Reputacja: 8
  • Hokus pokus, czary mary, twoja stara to twój stary
Wasze texty
« Odpowiedź #18 dnia: Czerwca 08, 2005, 16:42:50 pm »
Toel, wanna more :!:  :lol:


"Fruwać jest generalnie nieroztropnie,
więc nie pijcie przy otwartym oknie."

Tarniak

  • Gość
Wasze texty
« Odpowiedź #19 dnia: Czerwca 10, 2005, 14:07:43 pm »
Napisana na lekcji polskiego bajka o problemie wsółczesnym, czyli:

"O jednym takim, co chciał Polskę ratować..." (wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci - niezamierzone :wink: - taa jasne).

Orał raz Jędrzej pole swe niemałe
postanowił rodzinie przynieść wielką chwałę.
Ruszył więc "wieśmin" ze swoją nowiną
a żona z odprawą: "żegnaj się z rodziną!!"
Cóż to za nowina, co żonę tak zeźliła?
Haj-lajf czyli myśl co po głowie mu chodziła.
Worak żyta wziął w swe ramiona
i na tory na prędce wysypał te nasiona
A co robisz? Zapytała grupka mała
co Andrzeja wciąż obserwowała
Sabotaż panowie - Polskę ratuję,
bo ta inflacja wciąż zwyżkuje.
Więc ruszyła gromada z Andrzejem na przedzie
Polskę nam ratować, bo żyjemy w biedzie.
Widłem i kosą nawracać rząd BEDE
jam Jędrzej Wielki - załatwię wam schede.
Choć matury ja nie mam i w szkole dwóje miałem
wraz z Renatą pod rękę poprowadzę was ku chwale.
Nie Europarlament ani rząd w Brukseli
nie będą nam mówić jak się w młynie mieli.
Modne krawaty w patriotycznym tonie
przeniesiemy sejm na krakowskie błonie.
Ani Blair ani Shreader ani żadne kwasy
nie będą nam kalać naszej polskiej rasy.
W sejmie stworzymy partię potężną
i odbudujemy gospodarkę pieniężną.
I morałem kończymy tę opowieść
BALCEROWICZ, MUSI ODEJŚĆ!