część pierwsza opowiadanka "Metamorfoza", które stworzyłem wespół z mym kolegą Kostkeim:
- Spotkajmy się o siedemnastej, w cafejce pod kaszanami - usłyszał Wacław od swojej żony. Propozycja nieco go zdziwiła, bo przecież w ciągu ich 12-letniego małżeństwa nie chodzili nigdy do żadnych lokali w mieście. Jeśli były jakieś tematy do omówienia, zazwyczaj czekały na chwilę wieczornego odprężenia po kolacji. W młodości, owszem, kiedy Wacław był jeszcze kawalerem, a jego obecna żona skupiała na sobie wzrok wszystkich jego kolegów w okolicy, chodzili na spotkania, czy dancingi jakie wtedy były w każdej kawiarni. Ale teraz ?
Ze smukłej i wysokie brunetki pozostała już tylko złośliwa i nerwowa baba. Wacław nigdy nie powiedział jej tego wprost, ale każdego dnia dawała mu wyraz swojego niezadowolenia z życia. Wytrzymywał. W końcu, trzeba był jeździć do pracy, siadać przy pochyłym stole, mazać ołówkami, wyliczać dane, wydzwaniać do firm budowlanych i dokładnie kadrować projekty- podrzędny etat w pracowni architektonicznej nie była wymarzonym zawodem, ale dawał jakieś zajęcie w tym nudnym życiu, pieniądze na odklepanie kolejnego miesiąca życia i najważniejsze - dawał Wacławowi chwilę spokoju między wyjściem, a powrotem do domu.
Wytrzymywał też ze względu na Maćka i Agnieszkę- dzieci, które będąc właśnie w wieku dojrzewania próbowały przekonać innych, że to one mają we wszystkim rację i świat jest fatalnie zorganizowany, i trzeba go zmienić.
Wacław popatrzył jeszcze przez chwilę na elektroniczny wyświetlacz na firmowym telefonie. Zgasł. „15:32”. Setki maleńkich kwadracików układało się wyświetlając zegar. Między godziną a minutami mrugał dwukropek. Tak natarczywie, ani chwili przerwy. Wacław zdał sobie sprawę z banalnego faktu, iż czas jest nieubłagany i z każdą sekundą jest bliżej powrotu do domu. Każdego z jego kolegów z pracy taka myśl ładuje uśmiechem, ale nie w przypadku Wacława. Znów czeka go idiotyczna rozmowa o sensie życia i sposobach schudnięcia z córką i przechwałki syna ile wina można wypić za jednym razem.
Jeszcze przez moment złowrogo popatrzył na leżący na biurku telefon i zabełtał kubek z wystygniętą już dawno, przesłodzoną kawą. Zacisnął zęby, i po siorbnięciu dwóch łyków pociągnął spokojnie kilka kresek na kratkowanym arkuszu. Oznaczył poprowadzone linie, wstawił wyliczenia kątów i porównał skalę ze zdjęciem lotniczym. Na jego niedokładnie wygolonej twarzy zarysował się zarys satysfakcji.
- No Wacek, za 15 miesięcy będzie tu mieszkać sześć rodzin – pomyślał.
Radość nie trwała jednak długo. Uświadomił sobie, że teraz kiedy wyrobił się przed czasem, przesz najbliższą godzinę będzie musiał udawać że coś robi. Przecież zerwanie się do domu to strata godzin za które dostanie pieniądze, a w domu i tak nic dobrego go nie czeka. Wacław otworzył szufladę, i niczym sierotka losująca nagrody wymieszał wszystko wewnątrz. To najlepszy sposób by mieć pretekst do sprzątania.
Trzy papierowe teczki z jakimiś rysunkami, garść landrynek i paczka gumy do żucia, kilka zabawek z „jajka z niespodzianką” i pakiet długopisów, ołówków i dużych gumek kreślarskich udało mu się uporządkować w kilka minut.
Wacław wstał i pewnym krokiem ruszył do korytarza, po drodze zabrał z innego biurka jakąś kolorową gazetę.
Minąwszy dwa zakręty i gabinet dyrekcji po prawej stronie wszedł do wc. Lekko zacisnął zęby uśmiechając się skrycie, bowiem jego ulubiona kabina – tuż przy oknie była wolna. Ogólnie wolne były trzy pozostałe i cała łazienka, ale Wacław od lat przesiadywał zawsze w tej przy oknie. Największym plusem tego miejsca był widok. Siedząc na ulubionym sedesie Wacław widział podwórze z parkingiem, i część ulicy Sienkiewicza – akurat tą, gdzie mieściło się wejście do sklepu z bielizną. W letnie dni od zgrabnych trzysiestolatek przebierających w koronkowych wdziankach aż się roiło. Czasem przychodziły tu jedna za drugą. Kiedy Wacław nudził się bardzo miał zwyczaj spisywania dat i godzin takich spostrzeżeń. Później za pomocą komputera wyliczał prognozy kolejnych . Jak nietrudno się domyśleć wcale się nie sprawdzały, ale w odróżnieniu od rysunków domów i innych budowli było to przynajmniej zabawne.
Drzwi zamknęły się bez żadnego skrzypnięcia, zasuwka wsunęła się gładko. Teraz mógł spokojnie poczytać. Kolorowe pisemko było typową gazetą dla kobiet. Wacław skrzywił się nieco, kiedy się o tym przekonał, ale przecież w drodze do kibla nie było możliwości wybierania lektury. Wziął, co było.
Kilka kartek wgłąb był opis diety cud, opartej na sałacie i rzodkiewce, oprócz tego cudowne właściwości selera, psychotest – czy jesteś nimfomanką, i reportaż o matce wychowującej adoptowane dzieci sąsiadki, kiedy tamta popełniła samobójstwo. Z gazetą przesiedział ponad pół godziny.
„na dziś wystarczy”- westchnął wstając z deski. Dla niepoznaki spuścił wodę, lekko podskoczył imitując zapinanie rozporka, i schowawszy gazetę pod koszulę umył ręce.
Na szczęście w okolicy jego biurka nie było nikogo. Pod ścianą pracował ktoś pochylony nad klawiaturą. Wacław mógł w spokoju zebrać swoje rzeczy, wrzucić rulon ze swoim rysunkiem do pojemnika opisanego markerem „gotowe projekty” i wyjść.
Jednak od czasu, kiedy rozmawiał z żoną przez telefon nie opuszczała go wciąż myśl – o co jej chodzi? Przez chwilę pomyślał o swoich szczęśliwych latach patrząc na parkę gówniarzy wpatrzonych w siebie na ławce. „Uśmiechajcie się , uśmiechajcie..za kilka lat ten głupi uśmiech zamieni się w spojrzenie wystarczające by zabić psa” pomyślał. Nagłe napady pesymizmu zdarzały się Wacławowi, kiedy miał zobaczyć żonę. Jego ponury wyraz twarzy kontrastował na chodniku ze wzrokiem zakochanych i uśmiechami przedszkolaków sunących w szyku wzdłuż płotu.
„- Nosz kur**.. jak pomyślę, że znów mam wysłuchiwać tato, tato zrobisz mi wykres na fizykę?, albo Wacław, znów przyszedłeś za późno, sam odgrzej sobie kolację, i ten jej uśmiech kiedy zauważa, że w łóżku jestem przeżytkiem….. nosz kur** !”
Apogeum smutku Wacław osiągnął w momencie, kiedy za starym, hałasującym autobusem pędził traktor ciągnący przyczepę z dwoma prosiakami.
„.. czasem chciałbym być na waszym miejscu”. Splunął w kant krawężnika i przyspieszył kroku.
Do knajpy wszedł nieco zziajany, ale prócz przyspieszonego oddechu nic tego nie zdradzało.
Żona siedziała w rogu sali, wpatrywała się w menu gryząc niczym lizaka łyżeczkę od herbaty.
- O jesteś wreszcie! – zauważyła – chciałam z tobą porozmawiać – zmieniła ton, wydając się kobietą spokojną i zdecydowaną. Wacław nie lubił takiej gadki. Momentalnie to wyczuwał, bo zazwyczaj wiązało się to z jakąś zgodą na idiotyczny zakup, przemeblowanie, albo jeszcze coś głupiego i niepotrzebnego.
- hmmm? - Zagaił od niechcenia Wacław
- Bardzo Cię szanuję, jesteśmy małżeństwem już prawie 13 lat, i dlatego uznałam, że powinnam ci to powiedzieć.
Twarz Wacława była niczym napompowany balon. Nie wyrażała nic.
- ponieważ od dłuższego czasu przestałeś się mną interesować, to znaczy jaa poznałam jednego faceta, to znaczy on, ja, znaczy my , znaczy ja i on...
Bohater momentalnie zbladł i ścisnął pięściami obrus stolika
- Masz faceta na boku, z którym się pieprzysz?? – spytał Wacław głosem wyjątkowo spokojnym, zupełnie nie pasującym do tego rodzaju sytuacji, jak gdyby mówił przez sen.
Małżonka spuściła głowę… chwilę później chciała coś powiedzieć, podniosła głowę. Wacław znikał właśnie w drzwiach. Kobieta westchnęła i zakryła dłońmi twarz.
Wacław poszedł do parku. Jego myśli były niczym niewyregulowany telewizor. Szum i pustka przerywały różnymi obrazami jakie widział ostatnio. Śmiech przedszkolaków, cudowny seler z gazety, zasuwka z kibla, gówniarze na ławce, sklep z bielizną, landrynki w szufladzie.
Usiadł na jednej z pustych ławek. Wkrótce przyszedł zmierzch. Ale on nawet tego nie zauważył. Patrzył tylko w zgniecioną puszkę coli leżącą w trawie… Konary drzew w parku roztaczały się wysoko nad głową Wacława niczym w klasycznym horrorze. Facet jednak siedział i rozmyślał. Po kilku godzinach coś nim wstrząsnęło. Nie była to jednak żadna z płytkich myśli, tylko zwykły dreszcz. Słońce dawno już zaszło, a światło jakie odbijało się na puszcze coli padało z latarni parkowych. Chłód był przenikający.
Jest niewesoło, ale przecież nie będę spał na ławce w parku – stwierdził.
W domu było dziwnie. Jakiejkolwiek dziwności się spodziewał nie było żadnej. Było po prostu jak gdyby nic. Mądry nastoletni syn i sfrustrowana problemami świata nastoletnia córka siedzieli na górze. Pod pozorem odrabiania lekcji jedno kombinowało jak pozbyć się trądziku, drugie testowało dietę cud.
Wodzony głodem Wacław ulokował się w kuchni. Nie znalazł nic nadzwyczajnego. Ale zupa z proszku z pajdą chleba całkowicie mu wystarczała. Po kilku minutach machania łyżką w drzwiach zauważył dzieci.
- O co chodzi, jesteście głodni? – zagaił grzecznie. Doskonale rozumiał, że mimo swojego głupiego wieku nastolatki wcale nie są winne postępku ich matki.
- Nie.. my tylko.. – na twarzach chłopca i siostry rysowało się wielkie zdziwienie i niepokój
- No ??
- my tylko chcieliśmy sprawdzić czy wszystko w porządku, bo tata strasznie siorbał -
wyszeptał wystraszony chłopak.
- i mlaskał…było słychać aż na górze - dodała równie przerażona dziewczyna.
- Miło, że o mnie pamiętacie, ale nie mam teraz nastroju na żarty.
- naprawdę, tato… i jeszcze – dziewczyna wskazała palcem na twarz.
Wacław zrozumiał, że powinien się otrzeć, bo pewnie się ubrudził. Jednak gdy ujrzał się w lustrze pokręcił głową. Cała twarz w okolicach nosa ociekała od zupy. Zrozumiał, że dzisiejszy dzień nie należy do udanych i trzeba po prostu dobrze się wyspać.
Noc, choć spędzona na kanapie była całkiem spokojna. W kuchni żona i dzieci jadły śniadanie. Wacław stwierdził, że wczorajsza rozmowa w knajpie o niczym nie świadczy. A nawet jeśli tak, to nie będzie robił scen podczas rannego śniadania z dziećmi. Niewiele mówiąc usiadł i jak zawsze zaczął jeść. Jak zawsze płatki z mlekiem. Zrozumiał po chwili, że scena się powtórzyła. Oprócz syna i córki z równie niewiarygodnym przerażeniem patrzyła na niego żona. Wacław zrozumiał, że siorbał. Kiedy uświadomił sobie, że z brody ścieka mu mleko, a podłoga wokół jego krzesła jest cała mokra bez słowa wstał poszedł w kierunku łazienki. Uznał, że wydarzenia ostatniej doby nadszarpnęły jego nerwy, i z czasem wszystko się uspokoi. Również tym usprawiedliwieniem wyjaśnił pojawienie się na całym ciele bladych, twardszych nieco włosów.
Wszystkie inne czynności odwalił z niebywałym olewactwem i spokojem. Uznał, że tylko w ten sposób może uwolnić się od dręczących myśli i skojarzeń. Problemy odłożył na później. Nawet ten z żoną.
Początek w pracy okazał się całkowicie inny. Za ukończony w terminie niezły projekt dostał pochwałę. Nie chciał jednak obnosić się z sukcesem, zważywszy że szefowa w dobrym nastroju nie była. Narzekała, na zaginione faktury miesięcznych rozliczeń, które były wsunięte w kartki jej pisma „Pani biznesu” leżącego na parapecie.
Wacław poczuł falę zimnego potu. Bardzo szybko wrócił do swoich obowiązków.
Dzień mimo to wydawał się dobry. Do chwili, kiedy zadzwonił telefon na jego biurku.
- Słucham? - odebrał
- Wacław?, masz chwilkę? – odezwała się żona. Jej spokojny głos natychmiast przywołał wczorajszą rozmowę w knajpie. Pięści Wacława zacisnęły się równie mocno jak wtedy, ale na jego biurku nie było żadnego obrusu.
- Co się stało.. – spytał, choć brak akcentu powodował, że pytanie zamieniło się w twierdzenie
- Przepraszam, że dzwonię teraz, ale muszę porozmawiać… chciałabym, żebyśmy zachowali się jak poważni ludzie….
- Poważni? Po tym co się od ciebie dowiedziałem, to raczej mało prawdopodobne – ironizował Wacław.
- Chodzi mi o to, że lepiej będzie jak… jak się rozwiedziemy
- Słucham?! – Wacław podniósł głos. – Po 13 latach małżeństwa dzwonisz do mnie do pracy i mówisz mi o rozwodzie??
- Zależy mi na czasie.. – kontynuowała spokojnie kobieta – zgódź się teraz, a jeszcze dziś złożę pozew.
- Ty naprawdę jesteś niepoważna! – Wacław zaczął sobie wreszcie zdawać sprawę z katastrofalnej sytuacji jego małżeństwa – a dzieci, dom? Jak wyobrażasz sobie życie, moje, swoje?
- Masz dobrą pracę, pieniądze, możesz się wyprowadzić…
- Kwiiiikkk!!! – Wacław rzucił słuchawkę.
W biurze zapanowała błoga, głucha cisza. Zaburzał ją jedynie przejeżdżający za oknem autobus i dźwięk drukarki pod czyimś biurkiem. Wszyscy patrzyli na Wacława. On sam z niebywałym przerażeniem zakrył dłonią usta. Usiadł.
- Nic ci nie jest?- zapytał nieśmiało ktoś z tyłu
- w porządku – westchnął Wacław – coś mi się pomyliło…czytałem rano dziecku bajkę „Prosiaczek i przyjaciele”.
- zaparzę ci świeżej herbaty – zadeklarowała się sekretarka Basia. Po chwili postawiła gorący kubek na jego biurku.
- dzięki – szepnął Wacław. Jego nieartykułowane kwiknięcie zdołowało go do tego stopnia, że czuł się jak skacowany.
- Posłodzić jedną, czy dwie? – spytała troskliwie Basia
- chrrruum – parsknął Wacław..
Stwierdziwszy, że wszystkie nieszczęścia nawiedzają go po odebraniu telefonu postanowił do końca dnia nie dotykać słuchawki.
Szło ciężko, ale nie dzwonił. Dokończył dwa projekty, wniósł masę poprawek. Po kilku godzinach siedzenia chciał podrapać się po plecach. Dawno się nie zdarzyło, że okolica łopatek tak go swędziała. Szybkim i stanowczym krokiem poszedł do wc. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły zdjął marynarkę i nachylając się na czworaka ocierał plecami o ścianę. Nie wystarczało. W obłędzie złapał za jedną ze szczotek stojących przy sedesie. Twarde włosie do szorowania klozetu było odpowiednie. Po zdjęciu koszuli Wacław zrozumiał, że przyczyna potwornego swędzenia tkwi we włoskach, które odkrył poprzedniego wieczoru. Blade, nieco twardsze od tych na głowie, czterocentymetrowe włoski. Rosły nie tylko na nogach i ramionach. Teraz musiał się drapać na całej powierzchni pleców i na brzuchu. Szczotka przyniosła ulgę. Szorował raz za razem, skóra była wręcz czerwona, mimo to ulga była tak przyjemna, że ostre włosie zamiast bólu przynosiło rozkosz. Po kilku chwilach nadeszło odprężenie. Wacław skorzystał z okazji pobytu w ubikacji. Usiadł w swojej ulubionej kabinie i zdjął spodnie.
-Nieee!! - Spokój i odprężenie prysły jak bańka mydlana. Palcami prawej dłoni odkrył coś co widział tylko u zwierząt. Kilka centymetrów nad pośladkami zwisał lekko skręcony, żywy i prawdziwy ogon.
Wacław przez moment nie mógł złapać tchu. Zapłakał. Nie mógł pojąć co się z nim dzieje. Trudno stwierdzić, który szok wstrząsnął nim bardziej. Wyznanie żony, czy odkrycie włosów i ogona. Wacław wstał schował ogonek w spodnie, na owłosione plecy i brzuch naciągnął koszulę, marynarkę. Wybiegł z wc. Na pytanie sekretarki Basi o której wróci chciał odpowiedzieć, że za godzinę, ale z ust wyrwało się tylko przeraźliwe „kwiiikkk”.
Cdn.