Rozkmina z czerwonego fotela #4: Kobiety, gry, parapetówka i dziewczyny
Ostatnim razem jak się widzieliśmy, odliczaliśmy dni do wakacji. Teraz możemy sobie wspólnie poodliczać dni do ich zakończenia. Wiadomo, czas płynie nieubłaganie, a wszystko dookoła się zmienia. Miejmy nadzieję, że na lepsze. Jak widzicie również i ja, trzymając w kieszeni garść optymizmu i podążając za zmianami, wziąłem swój fotel na plecy i przytachałem go w nowe, świeżutkie miejsce.
Odruchowo w głowie tworzy się pewien łańcuch następstw - nieszablonowa miejscówka oczywiście oznacza parapetówkę, parapetówka oznacza imprezę, natomiast impreza oznacza kobiety. Taaak, są i one, a jakże. Naturalnie nie mogło ich zabraknąć. Od razu chciałbym prosić o wyrozumiałość czytelniczki (jeżeli ofkoz takowe są), ponieważ nieco Was dzisiaj obgadamy, oczywiście z gracją i należytym szacunkiem. Jak na dżentelmenów przystało zresztą.
Jaka jest rola kobiety w życiu Gracza? Ktoś wie? Hmm… chyba nie można jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Po pierwsze, rozwiejmy wszelkie stereotypy, które krążą tu i ówdzie. Mężczyzna grający w gry, to nie zawsze gruby, pryszczaty nastolatek w okularach, spędzający miliony godzin w MMO, nie znający powiewu świeżego powietrza, nie mający kolegów, a tym bardziej koleżanek. Średnia wieku Gracza przez ostatnie lata wrosła, głównie za sprawą dojrzałych facetów, ojców, głów rodzin. U ich boku wybranka życia, lub po prostu obecna partnerka. Ona i Gracz. Próbując zaszufladkować takie partnerstwo, sytuacja nieco się komplikuje, ponieważ model takiego związku nie jest jasno określony. Jedni grają po kryjomu, jedni tylko w nocy jak kobieta śpi, jeszcze inni (szczęściarze) grają ze swoimi dziewczynami, które szczerze podzielają ich pasję. Są tacy, którzy prowadzą podwójne życie oraz ci, którzy na wejście dostają ultimatum – ja albo gry. Ta ostatnia sytuacja szczególnie dla Gracza jest bardzo bolesna.
Kobiety często potrafią nam na tyle namieszać w głowie, że tracimy na jakiś czas ochotę na granie. Zero chęci na odpalenie gry i tyle. Koniec. Myślimy o wszystkim, tylko nie o konsoli. Niekiedy dzieje się wręcz przeciwnie, podczas mętliku w głowie, jaki one nam serwują, musimy wręcz grać. Dużo grać. Zazwyczaj antidotum leży na wyciągnięcie ręki w postaci combosa - gry plus piwo. Nie raz następowało oczyszczenie umysłu po zastosowaniu tego leku.
Dzięki kobietom ćwiczymy swoją asertywność. Zapewne większość z Was choć raz wypowiedziała do płci pięknej zdanie „Nie teraz kochanie” oraz „Zaraz, tylko zasejwuję”. Czasami nieco karkołomne posunięcie, tym bardziej powtarzane kilkukrotnie w ciągu godziny, bo może podnieść wskazówkę naszej luby z napisem ‘Rage’ na czerwone, niebezpieczne pole. Musimy stale uważać, by wieczorami gra nie była za głośno, a ekran za bardzo nie mrygał przy zgaszonym świetle. Niekiedy zmuszani, by po zalotnych gestach partnerek z łóżka, przyodzianych w seksowna bieliznę, powiedzieć stanowczo, jednocześnie ładując kolejnego fraga – „Zacznij beze mnie”.
Każdy kij ma dwa końce, np. bejsbolowy z jednej grubszy, z drugiej z takim czymś, dlatego z kobietami też jest różnie. Są perełki, które podzielają naszą pasję, a chociażby ją tolerują. Można wtedy po cichu liczyć na prezenty w postaci gier, czy nawet konsol. Nie ma problemu, gdy na ścianach pojawia się spory plakat z Battlefield 3, a figurka Maxa Payne’a wita gości z najlepszej pułki w pokoju. Są również takie kobiety, które z wielką chęcią skrzyżują z nami pada i bezczelnie skopią nam tyłek w ulubionej grze. Fakt, uczucie rzadkie, ale jakże bolesne. Tym bardziej, jeżeli sami siebie okłamujemy, że przecież daliśmy jej wygrać.
Tak to już z nimi jest, że…
Puk! Puk!
- Kto tam?
- Słyszałam, że tu jakaś parapetówka jest?
- Uhuhu, siema bruxa!
- No witam, siema.
Zapraszam, zapraszam. Wypada chyba Cię przedstawić na wstępie, więc powiem krótko, iż jesteś moją dobrą kumpelą, która ma w sobie to ‘coś’, ten specyficzny ‘flow’. Tak się składa, że wbiłaś w idealnym momencie, bo właśnie sobie rozkminiamy o kobietach przez pryzmat egzystencji Gracza. Jeżeli podsłuchiwałaś pod drzwiami, to już zapewne jesteś w temacie. Z chęcią poznamy Twój punkt widzenia i zobaczymy, jak to wygląda po drugiej stronie barykady. Zapraszam na fotel i czuj się jak u siebie.
Do tego typu zwierzeń bardziej odpowiednia byłaby czerwona kozetka – miejmy jednak nadzieję, że fotel też się nada…
Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie - jak to zwykle bywa. Byłam bardzo młoda i niezwykle naiwna. Pomyślałam sobie, że przecież tylko dotknę, spróbuję i na pewno nic złego się nie stanie. To jak pasował do mojej dłoni zdziwiło mnie i zaniepokoiło. Poddawał się moim ruchom bez zastrzeżeń – do tego przecież został stworzony. Czasami tylko trochę za mocno się wyginał więc nie bardzo wiedziałam czy robię to dobrze. Jednak w miarę jak moja dłoń nabierała pewności i stawała bardziej zdecydowana, on odwdzięczał się dając mi coraz więcej przyjemności. Wszystkie wątpliwości uleciały, wiedziałam już, że muszę go mieć na własność. Zabrać do domu i bawić się z nim codziennie. Tak po odwiedzinach u kolegi zapadła decyzja - za pieniądze zebrane na komunii kupuję Commodore 64 z pięknym, nowym joystickiem.
Wszystko co stało się później, potoczyło się bardzo szybko - Commodore wystarczył na krótko, ale na zawsze pozostanie mi w pamięci ustawienie jego głowicy śrubokrętem, ekran ładowania gry... No właśnie, gry - nigdy nie podejrzewałabym się o to, że zagoszczą w moim menu ulubionych rozrywek na stałe. Z tamtego okresu najbardziej zapadły mi w pamięć: Usagi Yojimbo, Limbo's Quest i Rick Dangerous.
Po Commodore przyszedł czas na Amigę 500. Wszystko wciąż było bardzo subtelne i nikt nie domyślałby się, że to dopiero wstęp, preludium do wstrząsającej historii pełnej czarnej magii, przemocy, intryg, stosów, polowań na czarownice aż po ekskomunikę.
Krokiem milowym był oczywiście zakup pierwszego peceta i tu mogę z czystym sumieniem zrzucić całą winę na mojego młodszego brata. Nie dość, że go kupił, to jeszcze pokazał mi Baldur's Gate i Icewind Dale. O ile świat Amigi i Commodore nie stanowił wielkiego zagrożenia, o tyle te pierwsze RPGi całkowicie mnie pochłonęły. Potrafiłam zarywać przy nich nocki, nie chodzić do szkoły tylko po to żeby grać, a czasami nawet wymigiwać się ze spotkań ze znajomymi(sic!). Wtedy właśnie rozpętała się burza, ciągłe kłótnie z bratem o kompa, intrygi jak wymusić swoją kolej, przesiadywanie godzinami przed monitorem i całkowite zaprzedanie duszy diabłu - dokładnie diabłu, bo naturalną koleją rzeczy było poznanie Diablo. Pierwszej gry, która zabrała mnie w świat online. Świat, w którym jak spuścisz komuś łomot swoją amazonką uzbrojoną w eteryczne "tytanki" to masz potrójną satysfakcję, kiedy pokonany dowiaduje się, że właśnie przegrał duel z "prawdziwą dziewczyną" - czyli taką, która jest nią również w realu. Niesamowita duma i poczucie prawdziwej girlpower! Fakt, że jako kobieta wciąż musisz udowadniać, że naprawdę potrafisz grać tylko podsyca apetyt. Dlatego pewnie przygoda z Diablo trwała długo, bardzo długo, a z uwagi na to, że nie tak dawno pojawiła się trzecia część, pewnie rozpocznie się na nowo. Nie będzie zapewne już tak intensywna i emocjonująca - bo nic nie przebije przecież pierwszej adrenaliny podczas polowania na Mefa, wytrwałości w zbieraniu topazów i rozgoryczenia po nieszczęsnej utracie eterycznych oszczepów...
Po Diablo znalazłam swojego Graala wśród gier - okazała się nim Ultima Online, przy której spędziłam kilka naprawdę dobrych lat grając na różnych polskich serwerach, aby ostatecznie zakotwiczyć na bardzo długo na jednym z nich. Nie zachwycała grafiką, ale z dobrą ekipą, możliwości jakie ze sobą niosła były niemal nieograniczone. Sprzed kompa często trzeba było wyciągać mnie siłą. Mój chłopak nie raz ratował bohatersko czajniki, tostery i garnki, gasząc cierpliwie (albo mniej cierpliwie;)) pożary, kiedy ja właśnie dobijałam Rikkora albo Semidar, kompletowałam elementy zbroi i przeliczałam wartości resów. Całe szczęście, że mieliśmy oddzielne kompy i często graliśmy razem, inaczej pewnie trudno byłoby mu zrozumieć moją nieuwagę - albo uwagę często bezkompromisowo skierowaną na monitor.
Mimo, że nie wymieniłam wszystkich tytułów, które na krócej bądź dłużej zatrzymały mnie przed kompem, to pewnie wielu z Was moje doświadczenia z grami uznałoby mimo wszystko za niewielkie, ale musicie pamiętać, że wśród moich girlfriends były i są uważane za niezwykle pokaźne. Może nawet zbyt duże ;] Być może z ich punktu widzenia to faktycznie wygląda dziwnie, kiedy nagle w rozmowach o naprawdę świetnych szpilkach używa się stwierdzenia "fakt, prawdziwy headshot" – zamiast powiedzieć jak normalna, porządna Polka: „nooo, prawdziwy musthave”. Kobiecie w świecie gier nie jest łatwo. Skoro przyjaciółki zaczynają patrzeć na Ciebie nieco podejrzliwie, nic dziwnego, że obcy z miejsca mają Cię za wiedźmę i posądzają o ciało pokryte kurzajkami, konszachty z diabłem, rzucanie klątw i niepohamowane skłonności do porywania niemowląt. Znajdą się także tacy, którzy z ambony będą grzmieć o tym, że zawarłaś pakt z "Diabolo" i że jeśli co jakiś czas uśmiercasz kogoś wcielając się w amkę albo wampirzycę, to "wiedz, że coś się dzieje".
Jedno jest pewne, mimo że świat gier jest wciąż niepodważalnie domeną mężczyzn - my, kobiety potrafimy się w nim zakochać zupełnie tak samo jak Wy. Potrzebny jest czasami tylko dobry nauczyciel. Chociaż wiadomo, że nie każda laska będzie chciała się uczyć, bo nie każdą to kręci, ale trochę wyrozumiałości Panowie. Jest takie stare powiedzenie, że mężczyzna bywa głową, za to kobieta jest szyją. Nie zapominajcie w ferworze gry (tak tak naprawdę wiem, jakie to trudne) o dbaniu o swoje szyje. Wszyscy wiemy, że ma nic bardziej denerwującego niż zdrętwiały, od zbyt długiego siedzenia przed kompem, kark. Często tak niewiele potrzeba, żeby tego uniknąć.
Wystarczy odrobina uwagi, np. krótka przerwa na jakiś masaż…
Nie wiem jak Wy chłopaki, ale ja nie mam nic do dodania. Wielkie dzięki bruxa, że dorzuciłaś swoje cenne 3 grosze do tematu. Nie da się ukryć, że teraz w powietrzu delikatnie wyczuwalny jest podziw, szacun i respekt. W nagrodę możesz posiedzieć na fotelu do końca parapetówki, nawet jak przyjdzie reszta gości.
Jeżeli Wy faceci również chcecie opowiedzieć o swoich kobietach w życiu Gracza, alby Wy kobiety chcecie dać znać, jak to wygląda u Was – z miłą chęcią posłucham i podyskutuję na ten temat.
-To co Ryo, może mała partyjka w Ultima Online?
-Spoko bruxa, ale pierw musisz mnie nauczyć grać…
Pobudka, śniadanie, ogarnięcie, praca, praca, praca, powrót, obiad, odpoczynek, kobieta, znajomi, sklep, kolacja, ogarnięcie, spanie.
Pobudka, śniadanie, ogarnięcie, praca, praca, praca, powrót, obiad, odpoczynek, kobieta, znajomi, sklep, kolacja, ogarnięcie, spanie.
Pobudka, śniadanie…
Komentarze
Bardzo ciekawy artykuł!
bruxa, idziemy na jakąś wyprawkę? ;D na naszym kochanym UOClone TE :))
odpowiedzbruxa! <3
Jest jedna rzecz dla której warto żyć - kox str up! I płyta num ma być! :D
odpowiedzDodaj nowy komentarz: