Chyba nie zrozumiales aluzji
Sytuacje o takim charakterze zdarzaly mi sie parokrotnie, na przyklad:
-w '97 r. do Krakowa przyjechal papiez. Oczywiscie tam pojechalismy, a gdy juz bylo po wszystkim, szlismy w strone naszego auta. Przechodzilem sam (szedlem jak pierwszy) przez wjazd do jakiegos wiekszego przystanku autobusowego... a tu nagle jeden z nich smignal mi tuz przed oczami! Nie wiem do dzis, czy mnie nie widzial, czy chcial mnie umyslnie rozwalcowac czy tez myslal, ze ja go na pewno widze i sie zatrzymam. Pamietam, ze dlugo nie moglem po tym dojsc do siebie
-inna sytuacja miala miejsce u babci podczas gdy jezdzilem sobie po miasteczku na rowerze. Przejechalem wlasnie przez skrzyzowanie i uslyszalem strtaszny ryk. Ogladam sie przez ramie i co widze? Autobus jakies kilkadziesiat cm za mna, ktory ani mysli przyhamowac czy chocby mnie ominac. Przy jezdni byly bardzo wysokie krawezniki, wiec nie moglem zjechac na chodnik, a najblizsza zatoczka byla kilkaset metrow od tego miejsca. Co mi pozostalo? Musialem zapie*rzac jak na motocyklu, zeby ten wariat mnie nie rozjechal na mokra plame
Jakos udalo mi sie uciec, gdyz w koncu tutaj pisze ;]
-zdarzen zwiazanych z samochodami bylo bardzo wiele, np. za Łodzią w kierunku Włocławka, jedziemy sobie spokojnie, tak 80 km/h, wszyscy wyluzowani az tu nagle widzimy, ze na trzeciego jakis truck wyprzedza sobie 3 inne ciezarkowki ledwo dyszac. Cale szczescie, ze przy drodze byly wyznaczone pobocze, ktorym nikt nie sie poruszal, to moglismy zjechal i uniknac tragedii. Wole nawet nie myslec, co by z nas wtedy zostalo XD