Jeszcze wracając do owoców moża, to polecam kalmary. Żarłem je w jakiejś wienamskiej knajpie (tak, lubię smak ryzyka ;p) i mają konsystencję coś pomiędzy gumą do żucia a roztopionym serem, ale smakują o dziwo wyśmienicie. Szczególnie fajne są takie kuleczki z kalmarów obtoczone w cieście. Co do krewetek, to jeśli już, to tylko i wyłącznie te duże (królewskie), bo te małe (koktailowe) są strasznie twarde. No i małże marynowane na wszelkei sposoby są wyśmienite. Poleciłbym Wam też filet z rekina, tylko że nie mam żadnej gwarancji, że to co jadłem nie było filetem z morszczuka, bo smakowało identycznie ;p