Większość osób spotykanych na ulicy ubiera się "zwyczajnie" - półbuty, koszula/t-shirt, sweter/bluza, jeansy/materiałowe, płaszcz/kurtka w stonowanych kolorach.
Szkoda że już wszystkich możliwych opcji ubioru nie wymieniłeś, już niewiele zostało, ale ważne że wszyscy u ciebie chodzą w półbutach. Trzeba pamiętać aby się czasem nie wychylać z tłumu za bardzo.
W stanach mój szef zarabiał 3 miliony dolarów rocznie i chodził w superstarach. U nas robisz 1200 złotych na umowę zlecenie i zapier**lasz w półbutach i koszuli w spodnie, bo taki jesteś oficjalny biznesmen. Aha, buty z Deichmana, a koszula z Lidla. I oczywiście przekonanie, że się wygląda w tym elegancko i bogato, a na pewno jest się z miejsca lepszym człowiekiem niż ktoś w butach sportowych. Kompleksy na wierzch wychodzą.
Dziękuję za tę dogłębną analizę. Jak na razie, to Ciebie drażni, że ludzie noszą się w ubiorach pozornie "ponad stan", a inni nie wychylają się z tłumu (półbuty były przeze mnie podane, jako przykład "większości"), dodatkowo segregujesz, że ktoś kupuje w sieciówce (może nie stać takiej osoby na dobre, skórzane buty, a chce wyglądać schludnie), od razu uważa się za lepszego od innych. Także zrewiduj sobie elegancko ten pogląd o kompleksach.
U mnie szefostwo może nie zarabia 3 mln zielonych (chociaż ch** wie), ale reprezentowanie firmy, szacunek do klienta/inwestora/wykonawcy istnieje i na spotkanie biznesowe/podpisanie kontraktu/negocjacje nie ubiorą się w każualowe ciuchy, rozciągnięty t-shirt i trampki. Także sorry. Tu nie Ameryka.
Kończąc cytatem:
"naszym chłopakom brakuje luzu"