Wychodzę z założenia by działać lokalnie a myśleć globalnie
Społeczeństwo ma być dla Ciebie, a nie Ty dla niego.
Do małego dziecioróbstwa dodałbym efekt zoobojetnienia ze strony państwa . Państwo pierdoli rodziny to jakżeby inaczej nie odwzajemnić się w tych uczuciach np. nie chodząc na wybory
Ty, ale jako wielki krytyk socjalizmu, o ch** Ci teraz chodzi? Z jednej strony
every man for himself, a z drugiej masz problem, że państwo nie stara się poprawić wskaźnika przyrostu naturalnego czy opiekować rodzinami. Nie można z jednej strony forsować decentralizacji władzy, ograniczenia jej wpływu na życie obywateli, a potem mówić, że chu** się nie zajmują Tobą.
Tu rozchodzi się o to co mówiłeś, społeczeństwo konsumpcjonistyczne. Ludzie chcą najpierw się nażyć i dorobić zanim założą rodziny.
Konsumpcjonizm – postawa polegająca na nieusprawiedliwionej (rzeczywistymi potrzebami oraz kosztami ekologicznymi, społecznymi czy indywidualnymi) konsumpcji dóbr materialnych i usług[1], lub pogląd polegający na uznawaniu tej konsumpcji za wyznacznik jakości życia (lub za najważniejszą, względnie jedyną wartość) – hedonistyczny materializm.Konsumpcjonizm =/= zapewnienie dziecku startu.
Efekt uboczny równouprawnienia. Kobiety mają społecznie akceptowany wybór pomiędzy karierą a piastowaniem ogniska domowego a faceci... nie. Mamy społeczną nadprodukcje pracujących i niedobór że tak powiem kur domowych (o ekonomi nie mówię, inna bajka).
Gdyby kwestia równouprawnienia była jednobiegunowa i rozbijała się wyłącznie o dylemat kura/yuppie, żylibyśmy w pięknym świecie.
Partia rządząca musiałaby być nieprawdopodobnie wybitna, żeby zrobić z Polski drugą Szwecję.
Jeśli "wybitna" to synonim takiej, która nie głaska się ze wszystkimi po głowach i nie boi się poważnych ruchów to się zgadzam. Prawie wiek temu taki jeden Berstein forsował ideę rewizjonizmu (ergo reformizmu). Różnica jest taka, że mamy reformizm, który idzie do przodu w tempie godnym pożałowania, w dodatku w bliżej niesprecyzowaną stronę. Przy takiej zachowawczej polityce, to może moje prapraprapra-wnuki będą żyły w
drugiej Szwecji. Gdzie nas przez 20 lat doprowadziła zachowawcza polityka? Do bycia unijnym pionkiem?
Cieszy mnie również, że Miazga podał przykład Szwajcarii. To dobry przykład różnic w mentalności. Szwajcar wychodzi z założenia, że musi działać na rzecz swojego kraju, bo tu spędzi swoje szczęśliwe dni. Szwajcar idzie do sklepu i patrzy skąd jest produkt, co zrobiono żeby go wytworzyć. To jest tylko MYŚLENIE. A u nas bierze się co bądź, nieistotne czy produkuje to megakoncern z Kalifornii czy sąsiad Janusz. Opakowanie fajne, 10 groszy tańsze, to ch** - biorę. Nieistotne, że masło fioletowe od emulgatorów, a woda dostępna w smakach E320, E754 i E1200. Tutaj ludzie nie myślą, a wystarczyłoby raz w tygodniu zamiast M jak Miłość dać gościa, który powie ludziom - patrzcie co żrecie, bo żrecie chemię. Byłą akcja niedawno, ze wspieraniem polskich produktów. Poleciały 3 reklamy w godzinach najniższej oglądalności. Je. Ok, idziemy w stronę liberalnej gospodarki. Idziemy, bo w Polsce kapitalizmu nie ma. Nikt nie bierze odpowiedzialności za to co dzieje się w wielkich molochach. Nikt. Socjaldemokracji też nie ma. To co tutaj jest? Przecież to ciężko nawet nazwać. Siedzą ludzie, a większość nawet nie siedzi, bo przecież na kawę byli umówieni i myślą. I myślą. I debatują. A my patrzymy, oglądamy. Może akurat padnie jakiś dobry meme jak z Millerem i Ziobrą.
Prawie cały żywot spędziłem w wolnej Polsce i nie widzę zmian. Przybyło supermarketów, H&Mów, samochodów i parkingów. Poprawiła się jakość życia? Jasne, teraz stać Cię na więcej niepotrzebnych rzeczy do skonsumowania. Jasne, masz dowolność na rynku pracy - pracodawcy też mają, dlatego mogą jechać Cię w dupę, a jak się nie podoba to jest milion innych koncernów. Przy odrobinie szczęścia, trafisz do takiego, który je**e Cię w zad tylko w dni nieparzyste. Widzę nowych-starych ludzi, którzy mówią nowe-stare frazesy i gdzieś mimochodem przemycają ustawę, która eliminuje 2 martwe przepisy. Rewolucja.