Mogą być spoilery.
Po początkowym zachwycie nad animacją i ciekawszym systemem walki bardzo szybko na moją głowę spadło wiadro zimnej wody. Na początek jednak plusy:
- animacja - poprawiona, postać jest bardziej elastyczna i zwinna;
- system walki - choć dalej oparty głównie na kontrze to jednak tym razem mamy bogatszy zestaw ruchów, cieszy również fakt, że możemy sami wyprowadzić pierwszy coś;
- sceneria - bardzo mi się podobają czasy i choć trudno mi powiedzieć, że oddają rzeczywistość to jednak Boston i Nowy Jork mają swój charakter, oprócz tego pograniczne oraz osada też prezentują się znakomicie i bieganie po lasach przedzierając się przez rzeki i strumyki to naprawdę świetna odmiana od skostniałej już trochę formy samych miast;
- bitwy morskie - choć proste w swoich założeniach dają masę frajdy.
Teraz minusy:
- historia - nie wiem jak wy, ale jak dla mnie to twórcy w ogóle się w tym aspekcie nie spisali. Ani ta z czasów Connora, ani ta Desmonda nie były porywające, a finał jaki nam zafundowano w przypadku tego drugiego to jawna kpina. Pięć gier z tą postacią i nagle BOOM i koniec ot takie sobie.
- Logika - a właściwie jej brak. Wiąże się to mocno właśnie z fabułą, ale niektóre sytuacji i zachowania postaci to tak nielogiczne, że aż trudno się na to patrzy. Chociażby finalna decyzja Desmonda. Wait, what?
- Connor - nowy asasyn to może co najwyżej Ezio buty czyścić. Jak dla mnie postać w ogóle bez charakteru, z dziwnymi wahaniami nastroju, z którą w ogóle się nie zżyłem w czasie rozgrywki. Irytował mnie również głos aktora, który brzmiał tak, jakby za każdym razem rozmawiał z dzieckiem.
- Achilles - co to w ogóle było. Liczyłem na jakieś informacje o tej postaci, twórcy zadali kilka pytań w czasie gry, na które w ogóle nie dostaliśmy odpowiedzi.
- Monotonia - coś co nie przeszkadzało mi w poprzednich odsłonach tutaj było zauważalne już w pierwszej fazie gry. Beznadziejne misje poboczne, które naprawdę nie warto tutaj wypełniać, bo po prostu szkoda czasu.
- Cała masa technicznych niedociągnięć od dziwnych animacji postaci, poprzez randomowe ruchy ustami podczas rozmowy do co chwilę wyskakujących ekranów z loadingiem.
Zapewne znalazłbym jeszcze sporo innych plusów i minusów, ale generalnie podsumowując Assassin's Creed III mnie rozczarował bardziej niż zachwycił. Powoli robi się z tego Call of Duty i jeśli Ubisoft będzie nas raczył kolejnymi odsłonami każdego roku, to cały urok, który świata i gry, który mieliśmy po Assassin's Creed II przeminie bezpowrotnie. Już wiadomo, że seria to będzie tasiemiec, która może się nawet ciągnąć przez kolejne dwie generacje. Jakby nie patrzeć już się odczuwa zmęczenie formułą.