hehe ni moge znalść tej instrukcji do mirca ale opowiem historyjke - w zeszły piątek przyszły do mnie do domu traki FURY "ze zdratym lakierkiem" nówki od kmpla za 100 zeta napaliłem sie na nie mowie mu "biere to cycu jutro dam ci kase" a on "ogej" i se wieczrkiem pacze na gg do mnie Rumun pisze i mi mowi że w sklepie widział
całkowicie nowe traki MONSTERA w ięc zmieniłem zdanie dzwonie do kumpla że nie biore tych FURY i pojade mu je oddać, a on "OGEJ". W sobote mu je oddałem i przyt oddawaniu on mi zapodaŁ TAKIEGO TEKSTA- "to nic że nie bierzesz mam na nie kupca innego, ale jak głupek chce je mimo że sie tak cholernie ścierają szybko to niech je bierze". myślałem czy by mu nie przyje**ć ale stał z obstawą więc nie chciałem mieć przemodelowanych rysów twarzy i se spokojnie do domu pojechałem. w niedziele umówiłem sie z Rumunem że po szkole se pojedziemy po te traki. w poniedziałek po lekcjach cise przez całe miasto z 1,5 bańki w kieszni (tak na wszelki wypadek
) i non toper boje sie żeby mnie nie skroił ktoś. podchdze do sklepu chwyt za klamke adrenalinka rośnie i... SKLEP CZYNNY OD 15.00!! a na zegraku jest dopiro 13:30
z nerwów pierdyknołem pięścią w ściane (siniak jest w fazie zółtej teraz) ale pomyślałem sobie że ojciec jeszcze dziś mnie podwiezie... przychdze do domumowie "tatka podwieź mnie po traki" a on "nie" a ja "czemu człowieku men" a on "bobyłem na piwie z kolegami i nie moge teraz prowadzić" i wkurkowienie moje osiągneło zenit. na drugi dzień sie dowiedziałem że "jedyne traki" jeszcze tam są bo inny kiumpel był i je widział - dzwonie od razu do ojca że ma mnie podwieść po szkole i sie gościu zgodził
i dzwonie do sklepu sie upewnić czy są a tam ino sekretarka sie odzywa, no ale nic myśle "pewnie bedą" więc pojechaliśmy.....i se jedziemy przez 1 godzine w korku (stary zesztresowany na maksa) wchodze do sklepa, a tam koleś se na kanapie leży podrywa ise i do mnie "siema" a ja "siema, są jeszcze monstery" a on "nie ma" to sie wkrówiłem., wybiegłem ze sklepa pacze mój łociec manewruje samochodem w bocznej uliczce a tam budowa jakś. Wymanewrował, wsiadam do samochodu i jazda do domu. W centrum jakiś dziadek na skrzyżowaniu powiedział że mamy bardzo bardzo mało powietrza w prawym tylnim kole zjeżdżam y na pobocze a tu kapeć. Nastąpiła zmiana koła (lewarek mi na stope spadł KURNA!). I jak mi ojczulo opierdykmnoł za wszystko to myślałem że się schowam (gościu powiedział że to koło to przeze mnie
). Tak zakończyły się te smutne 4 dni i do kija Wacka zostałem na lodzie, bez traków, bez perspektyw na dalsze życie…w tym tygodniu.
Jaki z tego morał? Dzieci nie powinny bawić zapałkami!!!
PS: Ulżyło mi jesteście 15. osobą której to opowiadam