Nie ukrywam, że po niezwykle pozytywnym wrażeniu, jakie wywarło na mnie Rayman Origins czekałem niecierpliwością na kontynuację. Spore ciśnienie, m.in. z ogłoszonego przez Ubi opóźnienia udzieliło mi się do tego stopnia, że anulowałem preorder w jednym ze sklepów internetowych, bo miał nieaktualną o tydzień datę premiery. Udałem się niezwłocznie do EMPiKu i jeszcze tego samego dnia rozpocząłem przygodę i kolejne etapy frustracji z nowym Ray'em. Rzadko kupuję gry na premierę, ale w tym przypadku zdecydowanie warto.
Po dość solidnym ograniu muszę napisać, że jestem zauroczony kontynuacją Origins. Jeszcze piękniejsza oprawa audio-video (wzbogacona m.in. o elementy 3D, np. w trakcie walk z bossami - rewelacja), sporo nowych trybów i zawartości (z kilkoma uwagami, ale o tym poniżej), jak zwykle akcenty humorystyczne, solidny poziom trudności - część etapów stanowi niezłe wyzwanie, uczące gracza cierpliwości, dużo zawartości do odblokowania motywująca gracza do masterowania tytułu i wg mnie najważniejszy z nowych dodatków - tryb wyzwań on-line z rywalizacją, znacznie przedłużający zabawę.
Rzecz najważniejsza - mechanika gry/gameplay. Jest pięknie. Etapy są przemyślane, dodane ciekawe, nowe patenty i jeśli dobrze wyuczymy się danego poziomu, poza nielicznymi wyjątkami praktycznie cały możemy przejść sekwencją swoistych combosów. Tu też leży problem nowego Raymana - zbyt wiele nowych etapów bliźniaczo przypomina gameplay'em gonitwę za skrzyniami z poprzedniej odsłony. Liczy się timing, trzymanie R2 odpowiedzialnego za bieg i wyuczenie sekwencji. To ma swoje plusy, bo pięknie wygląda przejście etapu bez skuchy, gdy każdy poruszający się element otoczenia odpowiednio się "zazębia" z akcją na ekranie i oglądamy niemalże perfekcyjny "taniec" poruszającej się postaci. Minusem - oczywiście brak większej różnorodności. Po pewnym czasie mamy wrażenie, że zmienia się tylko tło, przeciwnicy i otoczenie, urozmaica się jedynie przeszkody. Pierwotna obawa o rozłożeniu przycisków (m.in. bieg pod R2 - trigger w przypadku DS3 to niezbyt szczęśliwe umiejscowienie tej akcji) i oddania funkcji dotykowych z przodującej dla RL platformy Nintendo okazała się bezpodstawna - po dwóch etapach akcje wykonuje się bezproblemowo, a po podniesieniu skilla niemal instynktownie. Ważne jest doprowadzenie sterowania postacią do perfekcji. Niewątpliwa zasługa w tym bardzo prostej klawiszologii (kółko, krzyżyk, kwadrat, R2 w kombinacji z krzyżakiem i gałką - to naprawdę wystarczy).
Na strukturę gry składa się 5 głównych światów (tutaj zwanych Obrazami), po których zobaczymy napisy końcowe (swoją drogą fajny patent z creditsami - polecam obadać). Tak na oko dojście do końca zajmuje trochę ponad 5h, co można uznać za lekko żenującą sytuację. Tutaj jednak nie kończy się gra właściwa. Dla wielu zabawa dopiero się zaczyna ze względu na dodatkową zawartość, jaką umieszczono w grze. Origins po zakończeniu nie oferowało praktycznie nic, oprócz żyłowania własnych wyników i time triali. Po zdobyciu odpowiedniej liczy malaków zostaje odblokowany 6 świat, który zawiera odpowiednio utrudnioną wariację uprzednich etapów muzycznych (m.in. zakłócenia ekranu powodujące, że musimy odtwarzać ruchy "na pamięć" bez patrzenia na ekran), stanowiących zwieńczenie każdego ze światów. Za ukończenie każdego z etapów zawartych w grze i zdobyciu odpowiedniej liczby lumów otrzymujemy los, pozwalający na odkrywanie nowych stworów, poziomów i wygraniu dodatkowych lumów (stanowiących swoistą walutę w świecie gry). Twórcy oddali nam do dyspozycji etapy z Origins wzbogacone o strukturę Legends i poprawioną oprawę na nowym silniku, co stanowi dość przyjemny dodatek, ale też "zapychacz". Nawiązując do silnika polecam
- z niekłamaną przyjemnością przywitałbym taki edytor poziomów w następnych częściach, bo aż się o to prosi. W miarę progresu w każdym ze światów odblokowują się pomniejsze etapy z "najazdami", czyli time trial - polegające na jak najkrótszym przebiegnięciu specjalnie przygotowanego do tego celu poziomu (zawsze jest to 40s). Do naszej dyspozycji oddano także "party game", w której ze znajomymi możemy pokopać piłkę i rozegrać meczyki. Największe mięsko to tryb wyzwań on-line, w której konkurujemy z innymi graczami i obejmują tzw. "wyzwania dnia", "wyzwania tygodnia" oraz utrudnione etapy o takiej samej nazwie, ale o wiele wyższym poziomie trudności. Wyzwania polegają np. na zdobyciu odpowiedniej liczby lumów w jak najkrótszym czasie, pokonaniu jak największego dystansu, utrzymaniu się jak najdłużej w grze. Na tej podstawie tworzona jest statystyka, w której gracze zdobywają puchary - nagrodą za puchary są kolejne lumy. Przyznam, że w tym trybie spędziłem sporo czasu - motywacja do pobijania swojego wyniku, chęć pobicia czasów konkurentów i czysty fun - ot cała tajemnica. Twórcy codziennie wprowadzają inny, specjalnie przygotowany etap dla wyzwań - czas pokaże, czy będą się one powtarzać.
Fabuła? Nie istnieje. Pretekstem wiążącym jest znowu najazd złych malaków i budzonych przez nich stworów. Tyle należy wiedzieć. Liczy się gameplay i chęć kolejnej walki z sekwencją przycisków. Twórcy nawet tak ułożyli strukturę głównej "galerii" i skrótow, aby rozgrywka była szybsza, bez konieczności bawienia się w łażenie "po mapie".
Teraz o wadach. Nakreśliłbym dwie - powtarzalność poziomów ze względu na gameplay/mechanikę i pomimo bogatej zawartości czas przejścia etapów składających się na główny trzon gry jest po prostu krótki. Wątpię, żeby recenzje były tak pozytywne, gdyby wydano Rayman Legends na wiosnę, tak jak pierwotnie zakładano. Przez ten czas Ancel z ekipą wrzucili dodatkową zawartość, m.in. etapy z Origins i gdyby ich wtedy brakowało, krucho widziałbym tak krótki czas gry. Gdyby nie tryb on-line ocena za czas poświęcony grze też sporo by straciła. Biorąc jednak pod uwagę stosunek jakość/cena współczynnik jest wysoki
Grę można kupić za 140 zł zaraz po premierze, co wydaje się uczciwym zagraniem.
TL;DR - kupować, dla fanów gatunku obowiązek, a dla reszty polecam mocno, bo lepszej i bardziej bajkowej, typowej platformówki na koniec żywota ps3 nie znajdziecie.