Odnośnie pierwszego, nie widzę w tym nic co miało by rujnować rynek.
Grają 4 osoby (nieważne, czy jednocześnie, czy po kolei - gra single player, którą można przejść w kilka godzin, więc to nie robi różnicy), a zapłaciła za nią tylko jedna; 3 osoby przeszły grę, a producent nie widział od nich ani grosza. Co w tym rujnuje rynek? O ile większe mogłyby być zyski producenta, gdyby te pozostałe trzy osoby kupiły tą grę (nawet, gdyby poczekały kilka miesięcy aż cena spadnie o połowę, czy więcej), niż gdy w ogóle od tych osób nie dostali zapłaty?
Inny przyklad, bardziej drastyczny; Enslaved sprzedało się w ilości mniejszej, niż 500 000 sztuk (jak na multiplatformową grę, w której wydawca pokładał wielkie nadzieje, to cholernie słabo). Z tego co słyszałem, już kilka dni po premierze (gra single player, krótka, mało bonusów, więc dwa-trzy wieczory i można ją wymaksować) można było kupić grę w Gamestop używaną za kilka - kilkanaście dolców mniej, niż cena nówki. Jak myślisz, którą wersję ludzie woleli brać? A za którą wersję wydawca dostał w efekcie kasę? Jasne, można sobie tłumaczyć, że teoretycznie gościu, który sprzedał grę, za pieniądze, które dostał, kupił inną grę (albo kupił coś innego i w efekcie ktoś inny kupił jakąś grę). Nie zmienia to jednak faktu, że Namco Bandai/Ninja Theory tych pieniędzy nie dostali. Ich nie obchodzi, że ta kasa mogła pójść do Activistion, EA, Capcomu, Square Enix, Sony, Microsoftu czy wielu innych firm -
oni za wykonaną pracę, z której kolejni ludzie korzystali, nie dostali zapłaty, a to jest dla pracowników najważniejsze. Oni dostali zapłatę tylko za 500 tys sztuk, a kij wie ile ludzi w rzeczywistości w grę grało.
Poza tym hej, pirat też przecież pieniądze, które mógł wydać na daną grę, w efekcie może wydać na inną grę (lub zapłacić za produkt/usługę komuś innemu, który kupi grę) -- obrót pieniądze przecież jest, więc w czym problem?
I tak jak napisał MGS, w tym przypadku mamy do czynienia z faktycznymi potencjalnymi klientami, którzy zdecydowali się wyłożyć kasę za produkt; kasę, która jednak poszła gdzieś indziej, niż do osób, które nad tą grą pracowały. W przypadku piratów masz teoretycznych klientów - którzy ściągnęli daną grę głównie dlatego, bo była za darmo, więc możliwe, że w życiu nie daliby za nią nawet kilku złotych.
Bawi mnie podejście ludzi, którzy jadą po piratach, że są źli, że niszczą rynek, itp. itd, a z drugiej strony za większość gier, którą kupili, nie zapłacili ludziom, którzy tą grę stworzyli.
Ten wpis w licencji jest pewnie po to, żeby nikt nie próbował sobie rozkręcić na lewo zbyt dochodowego biznesu, a nie dla osób prywatnych... (co pewnie i tak ludziom się udaje)
Gamestop (i jemu podobni) jakoś rozkręca dochodowy biznes. Obrót używkami jest tam olbrzymi. Producenci nic z tym jednak nie robią (ba, nierzadko można przecież znaleźć DLC ekskluzywne właśnie dla GS) bo to jedna z największych sieci sprzedaży gier w Ameryce. Nikt nie byłby na tyle głupi, by odwracać się od nich tyłkiem.
Licencja a faktyczne traktowanie użytkownika to dwie różne rzeczy... Gdyby faktycznie traktowali używki jak kradzież to gwarantuje ci, ale nawet byś ich nie odpalił bez piracenia...
Hej patrz, to prawie jak online pass w grach od EA; jeżeli masz używkę nie pograsz online... dopóki za to nie zapłacisz. W ten sposób producenci przynajmniej jakoś chcą wyciągnąć od użytkowników kasę, której nie dostają (w efekcie dostają przynajmniej te ćwierć ceny gry). Inny przykład - Capcom i ich dwa tytuły na PSN (Final Fight i Bionic Commando Rearmed 2), w których sprzeciwili się dzieleniu grą z przyjaciółmi; żeby móc zagrać, musisz być podpięty do netu i tylko jedna osoba może w jednej chwili korzystać z danej kopii gry.
Nadal sądzisz, że developerzy nie widzą tym nic złego? A to są dopiero rzeczy, które weszły w życie w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Myślisz, że przez najbliższe miesiące ktoś nie wyskoczy z nowym pomysłem na zwalczanie handlu używkami bądź przynajmniej na wyłudzenie części pieniędzy od klienta?
A czemu nie blokują całkowitego dostępu do gry osobom korzystającym z używek? Bo nikt tam nie jest idiotą. Wiedzą, że takimi praktykami zrazili by do siebie rzesze klientów (już teraz wiele osób narzeka na to, co robi EA czy Capcom - klient nie lubi, gdy ktoś mu na coś nie pozwala); wybierają więc mniejsze zło i próbują w inny sposób ciągnąć pieniądze (lub utrudniać życie) od klientów, którzy nie kupili gry nowej.