Ver.1.8.
d
cjb
vhjy
dhgjkb
djyykhgmc
syujkfdbgy
zrtgnfghjhn
cuyxciuyuxyc
dgbgbtyj dfgh
xghghtj ghgh | |
ctryryg cbcv \ \ | \ _|_ \ |
npt dvf fhnf |/\ /\ /\ | /-| /\ |/| | /\ \ / | |
jul z cv vbnb | | |_| | | | | |_| | | | |_| | | | |
xyuk db vfhj | | \ | | | | | | | | | | | |
gtygjhc bnh | \| \| | \_/ \| | | | \| \/ | |
fbvnfkj ydf |
jsdfhjg vfv shg gf _______________________________________________
lsfdghjc yhgfrbchhvn |~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~|
ydfvp vfy vfdadfxbnt h | |
yxy gcxuy hgfg | Autor: Liqui6
lv bvtgh yhd | Rozpoczęte: Po winie
y sfgfc df | Zakończone: Po winie
cxbvr g | Email: serafidddn@na.pl
v sfd l | GG:
f hg z | |
y t d | |
df |_______________________________________________|
zcv ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Liqu!d
Biohazard - czyli ostatni zajazd na Pueblo
Historia rzeźnicka z A.D 2005
Ostrzeżenie!
W książce jest wiele brutalnych i krwawych scen!
"Łatwo można zrobić głupców z ludzi. Są jak pisklęta zahipnotyzowane przez węża."
autor nieznany...
Wprowadzenie
Sześć lat minęło, odkąd w Raccoon City wypuchła epidemia, która spowodowała ostateczną zagładę miasta. Od tamtego czasu przeszedłem specjalistyczny trening. Od niedawna pracowałem w organizacji rządowej, byłem odpowiedzialny za bezpieczeństwo nowej rodziny prezydenckiej. Moja kolejna misja zaprowadziła mnie tutaj - Pueblo. Mała wioska hiszpańska, o której cywilizacja zapomniała...
AKT I
Policeman 1: No więc, młodzieńcze drogi, czyż wyjawisz nam swoje zamiary, dla których tu jesteś, bardzo daleko od swej ojczyzny? Milczysz, czyżbyś był niemową?
Policeman 2: Nic o tobie nie wiemy, nie jesteśmy radzi z tego powodu. My są ludzie proste, ale swoje wiemy, i napewno chodzi tu o coś ekstrawaganckiego skoro Amerykanie zdecydowali się wysłać agenta swego do lasu tego.
Leon: Wykonujcie swoją robotę chłopi, liczę na was.
(Leon spogląda przez okno, zauważa w oddali drwala który zbiera drewno na opał około swego domu)
Zatrzymajcie tutaj ten pojazd Szatana, albowiem ujrzał ja pewnego pana, który nie czując mego wzroku na sie, zwrócił się ku domu swemu.
(Leon wysiada z samochodu, policmajstrzy pozostają na swoich miejscach, udaje się do chaty, do której wszedł nieznajomy. Słychać kaszel, Leon znajduje mężczyznę przy kominku)
Leon: Przepraszam starcze, przybywam ze stron dalekich, w poszukiwaniu niewiasty tej. (Leon wyciąga zdjęcie na którym jest dziewczyna)
Don Jose(po hiszpańsku): Odejdź stąd, śmierdzisz obrzydliwie, chyba cię zabiję.
Leon: Jest to strata czasu, nie rozumiem ani słowa, żegnam cię, i tak byś mi nie pomógł starcze. Bywaj zdrów. (Gdy Leon próbuje odejść, Don Jose chwyta za siekierę i robi wymach, jednak Leon unika śmiertelnego cięcia)
Leon: Och! A cóż to za maniery, stań w miejscu bo inaczej skończysz w mogile! Ach nie słucha! Nie mam wyjścia! Strzelam! (Padają cztery strzały Don Jose upada jak kłoda. Na dworze słychać krzyki, Leon zerka przez okno. Coś dzieje się w oddali przy samochodzie z Policjantami. Słychać strzały, i uderzenie jakby dwa tarany uderzyły w siebie i wydały ryk bólu. Leon wychodzi na piętro. Na dworze widać jeszcze kilku wieśniaków. Słychać ich nawoływania).
Wieśniacy chórem: Aliie esta! Matelo! Agerrelo! (tłum: Tam jest! Zabić go! Brać go!).
Leon: Jaki diabeł zesłał tu tych prostaczków, czyżby byli w zmowie! A może to oni odpowiedzialni są za jej porwanie. Siła ich. Uciec muszę. Jednak frontem nie umknę, pewnie mnie uduszą! Ach nie mam wyjścia chysnę przez to okno. (Wyskakuje z pierwszego piętra, wieśniacy go spostrzegają. Wywiązuje się walka, wieśniacy uzbrojeni w widły i sierpy atakują Leona, jednak ten unika ataków. Kopnięcie odrywa głowę jednemu z wieśniaków, drugi pada raniony wielokrotnie nożem Leona, trzeci ginie od kul zadanych z broni palnej).
Leon: Prędko, ku mym kompanom, oby cali byli. (Dobiegłszy na miejsce) O zgrozo! Czarna godzina nastała! Pojazd w wodzie ze skarpy zrzucony, nie widzę kamratów! Czyżby polegi na dnie rzeki?! Nie mam czasu na domysły błędne, muszę ją odnaleźć!(słychać sygnał z radiostacji)
Hunigan: Leonie! Czy z tobą wszystko w porządku?
Leon: To ty Ingrid... Mam wieści smutne i niepocieszające, kompani moi zapędzeni w róg przez wieśniaków hordę polegli na dnie rzeki. Jam umknął mszcząc się na oprawcach, jednak sam pozostałem w tym środku niczego.
Hunnigan: "Nie porzucaj nadzieję jako się kolwiek dzieje", zachowaj spokój stoików i wykonaj misję jaką powierzyła ci ojczyzna. Musisz odnaleść Ashley! Miej to na uwadze. Jednak pamiętaj, że jeśli polegniesz będziem o tobie pamiętać. (Hunnigan się rozłącza, Leon pozostaje sam)
Leon: Tak... To wielkie szczęście pracować z tak dobrymi druhami. Gdy polegnę nie zapomną o mnie...
(Pare kilometrów dalej w wiosce Pueblo rozpoczynają się przygotowania do wieczerzy, rozmowy mieszkańców prowadzone w języku hiszpańskim)
Dr.Salvador: Co będziemy dziś jeść?
Don Esteban: Jak to co... Ludzi! Schwytaliśmy dwóch mundurowych. Będą wielkim przysmakiem. Jak ich jednak przrządzimy?
Dr.Salvador: Jako żem człowiek obeznany w ludzkim ciele smaku, proponuję upiec zdobycze! Rozpalcie stos! Niech płonie! Swą piłą łańchuchową potnę na równo. Nie zabraknie nikomu strawy.
Don Diego: Przyjaciele drodzy! Żołądki nasze to w prawdzie rzecz ważna, jednak nie zapomnijmy co przykazał nam nasz dobrodziej Lord Saddler. Jesteśmy zaledwie Los Ganados przy naszym panu, jemu służyć mamy i postępować jak chce. Jeśli karmić zapomnimy El Gigante to czeka nas rychły koniec wielki. Wiem iż często dajemy mu współbraci naszych, jednak niech spróbuje obczyzny.
Dr.Salvador: Zaprawdę powiadam wam! Don Diego ma rację. Podzielmy się łupem naszym z El Gigante, albowiem z pewnością czułby się nie tylko pokrzywdzony, ale i gniew na nas by zesłał swój jak również Lorda naszego. Jeszcze dziś muszą zabrać ciało nad rzekę bracia nasi. Niech gad nasz potężny ma uciechę z mięsa obcych, którzy śmiali wtargnąć tu.
AKT II
Wioska Pueblo, na środku pali się stos, na którym powieszone jest ciało. Między dachami przenika postać w czerwieni. Jedni podrzucają drewna na opał, inni zajmują się swoimi sprawami. Dojenie krów, praca przy sianie, noszenie wody w wiadrach. Dwa obrazy: smutny jesienny, umierająca przyroda, przygnębiające kolory, z drugiej strony życie sielankowe, połączone z codzienną rutyną. Kobieta w czerwonej sukni z złotym smokiem skacze z dachu. Następnie porozumiewa się przez radiokomputer.
Ada Wong(na stronie): Cóż za smórd się tu unosi, jakby martwe ciała z piekieł czeluści wołały z nieświeżym oddechem! Zaraz się połączę z bazą.
Albert Wesker: Na miejscu być musisz, widzę wszystko i ciebie. (Na stronie)Mimo iż Umbrella upadła spuściznę pozostawiła mi sporą, ach i te satelity na niebie wysokim. Tak więc słuchaj mnie kobieto! Cel masz jasny i przejrzysty. Zdobyć musisz ich spuściznę, to co żyłach ich płynie, kriwą nie jest jedynie. Są pionkami chorowitymi, a jednak od was ludzi silniejszymi. Zdobądź przodka ich w kapsułce a powrócisz do mnie wkrótce.
Ada Wong: Nie jestem pewna czy przeżyję ten fetor straszliwy, panie mój miłościwy, jednak zrobię wszystko w mej mocy byś otrzymał ten dar uroczy, który postawi nas na nogi, niedolę obórci naszą w zwycięstwo! Bez odbioru.
(Rozłącza się. W tej chwili jej oczy przykuwa sytuacja niespodziewana. Los Ganados atakują mężczyznę, który jednak skutecznie broni się przed napastnikami. Nie widzi dwójki wieśniaków, którzy zaczaili się za jej plecami i szykują się do ataku).
Ada Wong: Czy mnie oczy zawodzą, czy to Leon!? Czy to aby możliwe, by on tu się znalazł. Tak! pewna jestem, że znam męża tego! To Leon którego poznałam 6 lat temu w mieście umarłych! Muszę mu pomóc! (Następuje atak wieśniaków na Adę, jednak ta spostzega to w porę i półsaltem unika dwójki napastników. Owija im linkę wokół głów i dusi).
Isabel i Maria(po hiszpańsku): Ach konam! AAACH.
Ada Wong: Brakowało nie dużo i skończyłabym jako strawa dla tych oprawców. Koniec z myślami podążam na pomoc.
(Nieopodal mężczyzna barykaduje się w chacie. Wieśniacy rozpoczynają zmasowany atak. Słychać krzyki: Cogedlo! Mueren [tłum:Tam jest! Giń!]. Coraz więcej wieśniaków zbiera się wokół chaty z mężczyzną. Wdzierają się oknami. Do drzwi podbiega mężczyzna z workiem na głowie i piłą łańcuchową, zaczyna przecinać drzwi).
Ada Wong: Prędko! Prędko! Nim mój stary kompan wyzionie ducha! Ach fortuno, nie odwracaj się ode mnie w tak ciężkiej chwili! Na drodze napastników kilku, jednak wystarczy mi tylko chwilka, czy umknać czy stanąć do walki z zapałem. Pragnę głów ustrzelić pare.
Bella sisters(po hiszpańsku): Skończmy jej żywot, niech poleje się krew, niech nasze ruchome ostrza wbijają się w łeb!
Don Manuel(po hiszpańsku): Nie myślcie piękne panny, iż wam należy się jedynie splendor, dajcie choć trochę podźgać to ciało. Znużony ach jak znuzony jestem dźganiem siana jedynie...
Bella sisters: Chodź tu śmiało jest nas mało!
Ada Wong: O przeklęci! Nie rozumiem ni słowa! Bydłem jesteście dla mnie jedynie, Ganados śmierdzące. Gińcie.
(Ada strzela w beczkę z beznyną, która dziwnym zbiegiem okoliczności znajduje się niedaleko napastników. Wybych rozdziera ciała. Eksplodują piły łańcuchowe kobiet. Don Manuel zostaje rozerwany na strzępy, jego widły wbijają się w głowę jednej z sióstr. Druga z sióstr traci całe ramię i odrywa jej głowę. Jednak...)
Ada Wong: A cóż to za zjawa wypełza z tych szczątków!
(Z miejsca gdzie była głowa jednej z sióstr wydostaje się storzenie wyglądem przypominające pająka, jednak o wielkościach psa. Ada dwoma strzałami z broni niszczy poczwarę. Udaje jej się dobiec do kościoła.)
Ada Wong: I w kościele wieśniacy są! Jednak świątynią to nie jest żadnego ze znanych mi bóstw. Przeklęte to miejsce obrzydliwe! Ach już tak niewiele zostało czasu. Leonie wytrzymaj jeszcze chwilę. (Ada zakańcza żywot wieśniaków z kościoła używając granata. Udaje się jej uruchomić dzwon. Dźięk dzwonu rozlega się na całą wieś. Wszyscy odrywają się od swoich zajęć. Jakby zahipnotyzowani idą w stronę wieży kościelnej jęcząc i powtarzając imię: "Lord Saddler" Mężczyzna wychodzi na pusty już plac z okupowanej chaty).
Leon: Gdzież się wszyscy podziali?
AKT III
Raport Weskera
Nazywam się Albert Wesker.
Miałem wielkie aspiracje aby objąć funkcję badacza w Korporacji Umbrella Inc. Dokładniej mówiąc na kierownika badaczy zajmujących się badaniami, które dotyczyły broni biologicznej, określanej w skrócie jako B.O.W. (Bio Organic Weapon). Ale w głównym laboratorium usytuowanym pod Raccoon City poznałem błyskotliwego i utalentowanego badacza - William'a Birkin'a, który wybrał inną drogę. W czasie, gdy przeniosłem się do oddziału S.T.A.R.S., specjalnej jednostki w departamencie policji w Raccoon City, Umbrella, w celu kamuflowania swoich nielegalnych badań odnośnie broni biologicznej, posiadała już w swoich rękach wielu ludzi, którzy oficjalnie pracowali w policji w mieście Raccoon. Zostałem dowódcą oddziału S.T.A.R.S. oraz zajmowałem się wszelkimi sprawami ważnymi dla Umbrella'i. Kiedy służyłem korporacji obmyślałem własne plany i czekałem tylko na chwilę, w której mógłbym je przeprowadzić. I taka okazja wreszcie nadeszła.
24 lipca 1998 roku
Zaczęły pojawiać się informacje o dziwnych morderstwach w lesie, niedaleko Posiadłości, która była sekretnym laboratorium Umbrella'i służącym do przeprowadzania badań nad bronią biologiczną. Było jasne, że jedynym winowajcą jest T-Virus. Początkowo Umbrella rozkazała mi, żebym trzymał z daleka od tej sprawy oddział S.T.A.R.S., ale w wyniku presji mieszkańców miasta, S.T.A.R.S. rozpoczęło śledztwo. To się stało w chwili, gdy otrzymałem kolejny rozkaz od Umbrella'i. Miałem wysłać oddział S.T.A.R.S do Posiadłości, pozbyć się jego członków, a następnie przedstawić raport kwaterze głównej o działaniu broni biologicznej na ich organizmy, dzięki któremu Umbrella będzie mogła określić skuteczność nowej broni. Spośród dwóch drużyn oddziału S.T.A.R.S., jako pierwszą wysłałem drużynę Bravo. Tak jak oczekiwałem, zostali oni idealnymi materiałami doświadczalnymi, dzięki którym uzyskałem wiele danych. Następnie wysłałem drużynę Alpha, która miała "odnaleźć i uratować" zaginioną drużynę Bravo. Członkowie Alpha'y również wykazali się użytecznością i tak jak oczekiwałem wielu jej członków zmarło. Przeżyło 5 spośród 11 członków oddziału S.T.A.R.S. Z drużyny Alpha byli to Chris Redfield, Jill Valentine oraz Barry Burton, natomiast z Bravo: Rebecca Chambers i Enrico Marini. Nadszedł czas wykonania moich planów.
Epilog
Jill oparła się o ramię Chrisa, śmigłowiec był już wyskoko, przerażona Rebecca nie mogła jeszcze uwierzyć, w to co przeżyła. Barry Burton ładując ostatnie naboje do swojej broni, myślał o swoich córkach i żonie.Zastanawiał się, czy są teraz bezpieczne. Słońce zaczęło zachodzić. W powietrzu było czuć dym który unosił się z piekielnego miejsca, z którego właśnie zdołali uciec. Wszyscy mieli jeden wielki mętlik w głowie. Co tak naprawdę się tam wydarzyło...? Wiele pytań i zero odpowiedzi. Chris zamknął oczy i pozwolił sobie na zapomnienie. Jednego był pewnien, że ten horror to dopiero początek...
Od autora: Bzedty te dedykuje: współziomkom w szczególności Piotrkowi (L) Weskerowi, koprowi (który i tak pewnie tego nie przeczyta), Wójcikowi(pierwszemu betatesterowi, i BH4-Hunterowi (dobremu znajomemu z strony MWRC) oraz kryngielowi - który jako pierwszy skrytykował te zdania.
Elementy użyte ze scenariusza RE4, RE, RE:CVX Kopiowanie i powielanie bez zezwolenia autora zabronione, no chyba że w dobre ręce

Uwaga! Wszystkie błędy ortograficzne które znajdziecie były zamierzonym zabiegiem... Oprócz tych które nie były

F I N
Tekst dawny spisany przez przyjaciela

2005r.