Pomyślcie teraz o innych ludziach chorych na białaczkę, o tym jak mogli zareagować na śmierć Agaty.
Ile osób starciło wiarę w życie, ile osób niepewnie patrzy na jutrzejszy dzień. A przecież to tylko jedna osoba.
Była niesamowita, pokazała jak trzeba walczyć z chorobą, a gdy już wszystko było na dobrej drodze, nagle zakończyła żywot.
Mnie ten fakt smuci, ale pewnie jestem dziwny...
Dokładnie tak samo ciebie może spotkać, panie nie-drwiący, współczujący i opłakujący. Poza tym ta dyskusja nie obraca się wokół tego, czy śmierć to przykra sprawa, bo to jest rzecz nie do podważenia, tylko tego, czy warto ze śmierci robić halo tylko dlatego, że dotknęła ona bardziej znaną osobę, niż np. twoja mama. Tak jak napisał setezer - ta kobieta tylko waliła łapą w gumowy balon; rozumiem sens pojawienia się na serwisach sportowych newsa o jej śmierci, ale sensu pisania o tym i jeszcze walenia mądrościami w stylu Paprota w temacie szokuje, to już w ogóle nie rozumiem. I chyba nie tylko ja.
Ta osoba "waląc łapą w gumowy balon" dawała nadzieję osobom, którzy być może stracili ochotę na walkę.
Mój brat cioteczny był chory na białaczkę, więc wiem co ta choroba oznacza. Pamiętam płacz jego siostry, gdy mógł nie przeżyć następnego dnia.
I nie smucę się dlatego, że była to znana osoba. Takie same uczucia wywołuje u mnie to, jak matka nie ma pieniędzy na kanapki dla dzieci, itp.