Przypomina mi się dialog z filmu Kontrolerzy (o kontrolerach biletów w metrze). Ktoś wpadł pod metro, no i przyjechali medycy posprzątać. Jedzą sobie kanapkę, opowiadają o przepisie na jakieś żarcie i w rękawiczkach flaczki itp. wrzucają do woreczka. Kontrolerzy stojąc obok patrzą i jeden mówi: "myślałem, że nie ma gorszej roboty niż moja". Potem taki jeden młody, gołowąs zwymiotował jak zobaczył te flaczki.
Dobra dodam coś, bo pewnie moja turbo-alegoria nie zostanie zrozumiana - jak ktoś zbiera ludzkie flaki, to nie można powiedzieć, że to jest przyjemna i wesoła praca, tak jak np. ogrodnik podlewa różowe kwiatki, tak ktoś sprząta ludzkie szczątki z ulicy - to nie to samo! Miałem kumpla, którego ojciec pracował w policji i często zdejmował chociażby wisielców ze sznura i nie sądzę, by to dawało mu radość i czuł się spełniony. Na pewno po latach do tego przywykł, ale to nie jest przyjemne obcować z ludzkimi zwłokami, szczególnie z wnętrzem na zewnątrz. Ci ludzie nie mają porytej psychy itp., ale na pewno praca nie daje im radości takiej jak np. jakiś nauczyciel z misją, który zmienia młodzież na lepszą. Ktoś to robić musi i ok, ale ja tu nie widzę nic fajnego.
Zresztą czy strażacy mówią sobie w pracy: "ale zajebiście mamy wypadek, pewnie flaczki na wierzchu, to sobie popatrzymy"?