Miałeś pić tylko te z banderolą! ;0
Zszokowało mnie trochę, ale tak pozytywnie. Jestem sobie na wiosce, na samym końcu świata. Nic się nie dzieje w takim miejscu, jeno dyska dla lokalnych dresiarzy raz w tygodniu i trochę pijaczków śpiewa wieczorami, babuleńki sobie plotkują, dziaduszki siedzą po ławeczkach na poboczu - no standard taki. Poszedłem sobie do GieeSu po ryż (mają jeden rodzaj sypkiego i jeden z makro jakiś - Ameba się nazywał, czy coś, no łatewer). Wychodzę, a obok mnie zatrzymuje się samochodem i wychodzi stary Zientarski, zaraz po nim wygramolił się jakoś też młody, swoją drogą - cholernie sfatygowany wciąż. No i takie zdziwko - kogo można spotkać w zapadłej mieścinie na końcu świata...
I drugi akcent tego samego dnia - ta sama wioska, jakaś lokalna impreza, wychodzi na ulicę orkiestra strażacka, raczej mało imponująca i w niezbyt łechtającej wizualnie formie (no bo przecie w takich orkiestrach jeno dziewuchy w kusych spódniczkach są klawe). Dziewuch brak. No i ta stara ekipa ochotniczej straży, przechodząc pośród tych babuszek, dziadków i lokalnych poszukiwaczy przygód i mocniejszej okowity zaczyna grać Smoke on the water
. No - i to właśnie było to pozytywne. Już.