Aha. No, to ja bym nie stosował żadnych gazów, tortur, nie skazywał na śmierć, mimo że bym chciał. Wydaje mi się, że to by pociągnęło za sobą lawinę dużo bardziej przykrych konsekwencji niż ugotowanie chomika w mikrofalówce, ogólnie rzecz biorąc - degrengoladę społeczeństwa. No bo reagowanie przemocą na przemoc w sytuacjach z gatunku "co się stało to się nie odstanie" (czyli niech będzie dalej to zamęczenie gryzonia na śmierć) jest niczym innym, jak powrotem do Babilonu z czasów Hammurabiego, ewentualnie zniżeniem się do poziomu beżowych z bliskiego wschodu. Jednkaże jestem w pełni przeciwny znieczulicy i okrucieństwu wobec zwierząt, dlatego zaostrzyłbym kary za znęcanie się. A raczej - kontynuował zaostrzanie tych kar, bo de facto prawo wciąż staje się bardziej surowe dla wszelkich chomiko- czy kozojebców. Ostatnio posadzili faceta (tak! posadzili, nie ukarali zawiasami!) za zabójstwo kota. I bardzo dobrze. Społeczeństwo jest więc na pierwszej, bardzo ważnej prostej do poprawy sytuacji zwierząt. Następne mogą być akcje społeczne, uświadamiające, nagłaśnianie patologicznych spraw (co też właściwie się robi, jednak na niezbyt dużą skalę. No i medialne gadanie, że torturowanie koni jest złe, zmiksowane z jakimś śmiesznym wyrokiem sądowym, po prostu nie daje efektów). Byle tylko nie molestowali mnie na ulicach billboardami z wypatroszonymi fokami albo oskalpowanymi psami, bo mam serdecznie dość tej ohydy w reklamach społecznych - jakieś martwe płody, dzieci zdeformowane od nieuleczalnych chorób, rentgeny płuc przeżartych rakiem, a dajcie wy mi kur** żyć...