Przypomniał mi się użytkownik Ófo (ten co mu "ręce gównem jebały") bo....
dziś wziąłem się za czyszczenie butów które miałem na sobie jak pojechałem odwiedzić rodzinkę na wsi.
Spodziewałem się że wdepnę w łajno....ale nie spodziewałem się że aż tak ciężko będzie to gówno wyczyścić.
To była moja najtrudniejsza walka z gównem ever. Przeciwnik był silny i cwany, bo jakimś cudem czyszcząc G z podeszwy została zaatakowana reszta buta: przy kostce, sznurówki, czubek, nawet język..jedynie "szwajcarski" suwerenny środek buta nie oberwał.
Po zaciętym boju (namaczanie, szorowanie, znów namaczanie, wymiana wody, nawet wykałaczką wydłubywałem resztki z rowków) ostatecznie wygrałem.
Partyzantka na bucie lewym nadal jednak się trzyma, bo o ile wygląda na czysty, z pewnych miejsc da się wyczuć powiew gówna.
Jutro robię przegrupowanie i dobiję pozostałych.