Jak ładnie się złożyło trofeum #7000 -> platyna w FC4.
Większy, lepszy, ładniejszy poprzednik.
Tekst niczym żywcem wyciągnięty z pamiętnika Saszy Grej, ale taki właśnie jest FC4 w stosunku do poprzednika. Wiadomo jak to z pierwszą częścią było. Kontynuacja była prześliczna, ale co najwyżej dobra grą z masą niepotrzebnych, uprzykrzających rozgrywkę rozwiązań. FC Trzy natomiast graficznie już nie powalał (nawet na PC), ale za to nie bez powodu uznawany jest za jedną z lepszych pozycji poprzedniej generacji. FC4 łączy najlepsze cechy poprzedniczek w spójną, dającą ogrom dobrze spożytkowanego czasu przed TV, całość, choć jest maksymalnie odtwórczy (nawet główny bohater po raz kolejny jest jednostką bez wyrazu, a zapadający w pamięć charyzmatyczny przeciwnik protagonisty, po raz kolejny występuje w grze rzadko).
Gra jest piękna. Nic tylko wznieść się kilkadziesiąt metrów nad grunt i podziwiać widoki, a jest co. Świat pomimo, że ogromy, jest szczegółowy, a gracza zachwyca wszytko - od flory i fauny, poprzez wybuchy, na zero-jedynkowej rdzy na pojazdach kończąc. Audio niespecjalnie odbiega od grafiki, choć jest specyficzne. Sama rozgrywka, to frajda w najczystszej postaci. Można (podobnie jak w FC Trzy) złapać się na tym, ze nie wykonujemy wątku głównego, tylko bawimy się nawet nie w nieźle skonstruowane misje poboczne, a w zwykłą eksplorację Kyratu, zdobywając dane surowce. Nawet zmora bieżącej generacji - znajdźki - nie są wrzucone na siłę, dając graczowi coś więcej niż cyfrowy dzban, dodatkowo można sobie kilkadziesiąt z nich darować najzupełniej w świecie.
Tryb wieloosobowy, choć nie stanowiący o sile tej pozycji, jest niczego sobie i potrafi przyciągnąć do konsoli na jeden-dwa wieczory.
Jednym słowem - grać, bowiem to obok wyśmienitego
Metro Last Light, najlepszy przedstawiciel gier FPS ubiegłego roku.
9/10 - grafika;
8/10 - audio;
9/10 - grywalność;
9/10 - ocena końcowa.