Po ograniu HM2 stwierdzam: jakie to prawdziwe
Trochę to trwało, ale w końcu zasiadłem i skończyłem drugą odsłonę HM. Więcej, mocniej, brutalniej - tak można krótko określić kontynuację tego wciągającego jak diabli rozpaćkanego gówna.
O fabule szerzej się nie wypowiem - z racji ogrywania jednej, dwóch scen w wieczornej sesji łapałem skrawki i muszę to sobie ułożyć, na razie na szybko chcąc wyciągnąć jakieś konstruktywne wnioski nie mam kur** zielonego pojęcia o co chodziło
Misz-masz postaci, postępujący chaos sytuacyjny, wątki schizofreniczne, jazdy na dragach, co chwilę inne znaczniki czasowe między poziomami i wkręcone w to wszystko "maski" spowodowały, że w pewnym momencie podarowałem sobie dociekanie i skupiłem się na rozgrywce.
Na grę składa się łącznie 27 scen/poziomów podzielonych na prolog, 6 aktów, epilog i poziom bonusowy, każdy z nich można jeszcze przejść na "hard".
Widać, że twórcy próbowali urozmaicić nieco rozgrywkę, w tym m.in. pomysł wprowadzenia śledczego, o którego sposobie postępowania w pewien sposób może decydować gracz: możemy ogłuszać przeciwników i ich rozbrajać, do walki używając jedynie broni białej, ale gdy przynajmniej dwa razy ubarwimy posoką przeciwników teksturkę podłoża postać podwija rękawy i staje się kolejną maszyną do zabijania (możemy już korzystać z broni palnej), co ma oczywiście negatywny wpływ na punktację (po podnoszeniu broni palnej przy jej "rozbrajaniu" dostalibyśmy dodatkowe punkty).
Muzycznie jest bardzo porządnie, bez soundtracku HM by nie istniało, a przynajmniej motywacja do kolejnej próby po zgonie byłaby o wiele mniejsza
Gra wydała mi się ogólnie trudniejsza od poprzedniczki, w pewnym momencie aż nużąca, co ma związek z większym zagęszczeniem wrogów na mapie i jednocześnie wymusza większe kombinowanie ze względu na wachlarz przeciwników (trzeba uważać na kilka rodzajów grubasków, pieski, nowych typów, którzy bardzo szybko podbiegają do kierowanej postaci, gości przywołujących innych uderzaniem gaz-rurki o ziemię, czy też wrogów z katanami, których nie uśmiercimy bronią palną). Niestety, podstawową taktyką w tej odsłonie jest stałe używanie rozglądania się po mapie, wychylanie się zza rogu celem zwabienia przeciwników i kończenia ich w zaułkach, bo w otwartej walce zawsze stoimy na przegranej pozycji (tutaj kłania się także ograniczone pole widzenia). Nie powiem, niektóre poziomy zalazły mi grubo za skórę (w tym jeden pamiętny, w podsumowaniu misji czas przejścia sceny miałem 1h20min). Swoisty tryb "easy" w tej grze to bieganie non stop z giwerami (szczególnie pistolet z tłumikiem, który nie zwabia okolicznych przeciwników), jednak taki styl jak zwykle odbija się na punktacji (czyli zaniechanie używania finisherów, które dają +1000 pkt/każdy).
Poniżej jeszcze mała playlista kilku wałków, które zapamiętałem z gry:
Ogólnie bardzo przyjemnie było znowu ogrywać te krwawe piksele.