Setna platyna należy do T7.
Miłośnicy Tekken śmiało mogą sięgnąć po najnowszą odsłonę serii, raczej nie będą zawiedzeni.
Gra się świetnie, choć tytuł nie jest pozbawiony niedociągnięć.
Graficznie całość przywołuje podobne odczucia, jakie towarzyszą grającemu podczas sesji z Nioh. T7 nie jest tytułem brzydkim, ale też nie jest przesadnie ładny. Raczej ma się wrażenie, że gra się w jakąś reedycje z poprzedniej generacji. Nie tego oczekuje się się po Pro w 2017 roku. Szybko, efektownie, płynnie, to na plus. Należy pamiętać, że automatowa wersja ma ponad dwa lata na karku.
Z drugiej strony każdy wie jak namco nieprawdopodobnie usprawniło TTT przenosząc go na konsole.
Muzyka to katorga dla uszu. Bliżej nieokreślona forma japońskiej odmiany dubstepu w formie przyspieszonej połączona z elektro pop i tak niemal co arenę zmagań. Grając masz wrażenie, że coś nie tak jest z napędem konsoli. To co dobrze sprawia się jako muzyka klubowa tutaj niekoniecznie zdało egzamin. Zasadniczo pograsz 16 godzin, a i tak masz marne szanse zanucić cokolwiek. Dwa utwory mi się podobały, ale prezentują całkowicie odmienną tematykę.
Tyle dobrze, że można sobie żonglować kawałkami, które poprzedniczki oferują. Nie podoba ci się muzyka z ekranu menu - ustaw sobie klasyczny kawałek z kultowego Tekken III. Nie odpowiada dubstep - walcz przy akompaniamencie organów i chórku z katedry, bądź niezapomnianej "Moonlight Wilderness". Nic nie stoi na przeszkodzie. Same odgłosy walk, jak zawsze klasa.
Tryb fabularny ma niezwykle klimatyczny początek. Nadaje ton relacji Kaz - Heniek. Świetne są też retrospekcje z czasów piątki, gdy walczymy w dojo z robotami. Niestety zakończenia poszczególnych epizodów nie są zachwycające. Oczywiście w serii Tekken zdarzały się komiczne wstawki, tego można się spodziewać u Lucky Chloe, czy u Pandy, ale autorzy serwują tego typu dania co rusz. Słabo.
To jednak jednorazowe dodatki, o których szybko się zapomina. Cała esencja, czyli walka, spisuje się wprost wybornie. Nawet rage art/drive, do których byłem sceptycznie nastawiony dobrze spełniają powierzoną im rolę. Jedynym wyraźnym minusem tej części jest walka przez sieć. To nie poziom
Killer Instinct tudzież
BlazBlue. Pojedynki rankingowe praktycznie nie istnieją z tytułu marnego połączenia z przeciwnikiem. Z turniejami jest o niebo lepiej, ale i tu są rozliczne problemy, przez co szkoda tracić nań nerwy. Dość napisać, że wziąłem udział w pięciu turniejach, gdzie w 4 z nich doszedłem do finału i tylko raz udało się rozegrać ostateczną walkę.
Szkoda też, że zabrakło klasycznych postaci (Irvin, Jinrei, Do San, panna Chang, bądź Mokujin).
Wstępnie mocne 8/10 ode mnie. Jeżeli tylko walka przez sieć nabierze sensu, będzie można spokojnie wystawić ocenę wyżej.